niedziela, 27 sierpnia 2017

Wojna jest skończona 10.

'' - Jakich to czasów dożyliśmy, że ofiara sama do nas legnie?''






     Siedziała już  u niego od godziny. Była po jednym drinku. On już kończył drugi. Nie mieszkał sam, ale dwójka współlokatorów była na tyle uprzejmych, że poszli nocować gdzieś indziej.  Teraz puścił jakiś wolniejszy kawałek i chciał z nią zatańczyć. Wstała. Złapał ją w talii i przycisnął do siebie. Przypomniała sobie o swoim ostatnim tańcu i nagle pomyślała, że woli usiąść. Nie chciała mu jednak sprawić przykrości. Dała się poprowadzić przez jedną piosenkę. Czule gładził ją po karku.
     - Zdajesz sobie sprawę jak śliczna jesteś?
Przytuliła go mocniej do siebie.
     - Pomyśleć, że jutro o tej porze...
     - Ćśś... - przyłożył palec do jej ust. - Dlatego teraz powinniśmy o tym nie myśleć. I cieszyć się chwilą. - Uśmiechnął się. - Ok?
Pokiwała głową. Piosenka się skończyła i igła od gramofonu uniosła się w górę. Podniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Poczuła, że oddech zatrzymał się jej na wdechu. Cormac złapał ją delikatnie za podbródek i przyciągnął do siebie.
Poczuła jego usta, język, zapach jego wody do golenia... Jej dłonie powędrowały po jego klatce i przeszły na brzuch. Schowała dłonie pod jego koszulą. Jego ręcę zatrzymały się na jej udach.
McLaggen oderwał się od niej na chwilę.
     - Na pewno...? - spytał cicho łapiąc oddech.
Przytaknęła i zaczęła rozpinać mu koszulę. Pomógł jej po czym ściągnął Hermionie bluzeczkę i przeniósł brązowowłosą na łóżko. Jego ciało było fantastycznie zbudowane. Leżała teraz na plecach, a Cormac stał naprzeciwko niej. Podniósł jej nogę i oparł o swoją pierś. Jedną ręką ją przytrzymując drugą zaczął ściągać jej zakolanówkę. Patrzył przy tym prosto na nią. Po chwili ściągnął drugą. Podniosła się tylko odrobinę i rozpięła biustonosz. Miała skrzyżowane dłonie, po chwili zaczęła je rozprostowywać przez co stanik zsunął się na pościel. Popatrzyła na niego. Dosięgła spodni i rozpięła guzik. Chwycił ją i znów leżała na plecach. Złapał za jej jeansy i ułamek sekundy później była ubrana tylko w czarne figi. Chwycił za materiał i nieśpiesznie je z niej ściągnął. Leżała teraz przez nim naga, a on stał patrząc pożądająco na jej ciało. Pod jego wzrokiem jej zgięte nogi samowolnie zbliżyły się do siebie po czym oddaliły. Schylił się i ściągnął dół.
❈❈❈
     Blaise kręcił się po pokoju. Niby coś szukał, coś przestawił. W końcu nie wytrzymał.
     - To zacznę pierwszy. Co to do cholery było...?
Malfoy leżał na łóżku z kotem na brzuchu, który próbował teraz polować na jego palec.
     - Rozumiem, nie powinienem do niej gadać. Pewnie jeszcze mocno cię czymś wkurzyła. Ale poważnie, od razu się na mnie rzucać?... I potem jeszcze zniknąłeś nie wiadomo gdzie....
     - Hmmm? - zwrócił w końcu na niego uwagę.
Zabini sapnął nie mogąc uwierzyć w jego bezczelność.
     - Może jakieś ''przepraszam'' Malfoy?
     - Przepraszam...
     - No... - powiedział zbity z tropu, że tak łatwo poszło. - Tak już lepiej. Nie odwalaj już czegoś podobnego...
Draco był myślami zupełnie gdzie indziej. Jutro zapowiadał się w końcu interesujący dzień...
❈❈❈
     Leżała pod nim. Czuła go w sobie, czuła jego ruchy. Był tak delikatny, odzwyczaiła się od tego... Wiła się pod nim, a jego oddech był równie płytki co jej. Po chwili przyśpieszył, poczuła mocniejsze szarpnięcie raz, drugi...I po chwili musiał z niej wyjść.
     - Cormac... doszedłeś? - powiedziała i od razu pomyślała, że powinna ugryźć się w język. Nie było to oczywiste? Tylko że zaskoczyło ją to, zostawił ją z dużym niedosytem...
Jego twarz się zaczerwieniła. Znajdował się jeszcze nad nią dysząc.
     - Ja... możemy spróbować jeszcze raz, daj mi chwilę...
Hermiona pogładziła go po policzku.
     - Już w porządku. Spróbujemy jeszcze następnym razem.
❈❈❈
     Opuszczenie Hogwartu w środku nocy nie było rzeczą niemożliwą. W ostatnim okresie prawdopodobnie robiła to z nich wszystkich najczęściej. Ciemnym korytarzem przemieszczały się pośpiesznie dwie niewyraźne sylwetki, ich twarze pozostawały niezauważalne przez nałożone kaptury. Skręciły ze schodów w boczny hol. Kierowały się w stronę jednego z pobocznych wyjść, niekoniecznie powszechnie znanych.
     - Agh!
     - Ginny! - Hermiona złapała ją za rękach szaty zanim zdążyła upaść. Zostało im już tak niewiele do przejścia...
     - Kogo jeszcze brakuje? - usłyszały wychodząc na zewnątrz.
     - Czekamy jeszcze na Lune, Katie i Ernie...
Dziewczyny wychodząc poczuły uderzenie chłodu, było jednak jaśniej niż na opuszczonych korytarzach, wszystko za sprawą gwiazd i dużej tafli księżyca. Za nimi ponownie skrzypnęły drzwi.
     - Już jesteśmy wszyscy. Ruszajmy.
❈❈❈
     Szedł między drzewami. Ich wysokie korony zasłaniały całe niebo przez co zmuszony był podświetlać sobie drogę różdżką. Słyszał warkot, przerywane wycie i zastanawiał się jak daleko pozostało do jego celu. Kątem oka zauważył krwiste ślepia, odbijające się od światła obślinione kły i skulone sylwetki na drzewach. Widać był na miejscu. Obniżył różdżkę i szedł przed siebie. Znalazł się na nagim polu. Było ich mnóstwo. Wszystkie wgapione w niego, a jeden z nich wyróżniał się szczególnie, wielkością i w miarę wyprostowaną pozycją.
     - Ho... nie spodziewałem się tutaj ciebie. - wyszczerzył twarz w paskudnym grymasie.
     - Greyback. - skinął na niego i schował różdżkę.
     - Dalej po właściwej stronie, młody Malfoyu? Ciesze się. A gdzie reszta?
     - Nie miałem czasu ich poinformować. Dowiedziałem się o twoich planach za późno. Właśnie w tej chwili idą po was.
Greyback wyszczerzył się jeszcze mocniej.
     - Wiem. - rozłożył ręce i odparł głośniej. -Jakich to czasów dożyliśmy, że ofiara sama do nas legnie?
Odpowiedziały mu dzikie ryki.
     - Chodź ze mną. - wskazał na Dracona. -Razem doprowadzimy to do końca.
❈❈❈
     Hermiona kierowała się na część północną. Razem z Harrym i Ronem. W głowie miała całą mapę którą opracowali. Zaznaczyli, gdzie musieli się zbierać. Gdzie jest Greyback. Nie mogli się mylić. Jego samego miało odurzyć pięciu czarodziejów. Michael Corner, Terry Boot, Cormac, Neville i Ginny. Po odparciu bestii znajdujących się wokół Greybacka dołączą do nich Harry z Ronem I Hermioną i gdy będzie taka potrzeba to Potter zada Fenrirowi ostateczny cios.
Hermiona szła przed Ronem, z przodu był Harry. Tylko on niósł ledwie pomocny niewielki lampion. Wędrówka wydawała się jej dłużyć, by się uspokoić zaczęła liczyć kroki. 100, 245, 528 ...
     - Powinni już być. - powiedziała w końcu.
Harry przystanął.
     - To dziwne... - uniósł świece i rozejrzał się dookoła. I usłyszeli to. Ryk. Głośny, stadny. W głębi lasu. Pomylili się. Inna grupa spotkała ich całą zgraje.
     - Tędy! - krzyknął Potter i chciał ruszyć przed siebie.
     - Nie tak prędko. - Usłyszeli za sobą. Coś ciężkiego spadło na ziemie. - Nie ze mną chcieliście się widzieć?
Harry odwrócił się gwałtownie wyciągają różdżkę. Wtedy usłyszał nad sobą szelest. Skierował ją w tamtą stronę i krzyknął.
     - Petrificus Totalus!
Sztywne cielsko bestii runęło na ziemię. Zaklęcie wystrzelone w górę oświetliło na chwilę drzewa. Była na nich cała zgraja wilkołaków.
Greyback zarechotał.
     - Jak widzicie nie ma się po co śpieszyć. Na wszystko przyjdzie czas. Chce tylko osobiście wyróżnić kogoś kto powiedział mi gdzie szukać. - Wyszczerzył się do Hermiony. Poczuła, że się wzdryga. Walczyła z ciałem, które chciało odmówić jej posłuszeństwa.
     - Draco popatrz, to ta sama trójka co wcześniej.
Malfoy wyszedł z mroku i oparł się o  pień. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
     - T-ty! Wiedziałem! - krzyknął Harry po czym zacisnął zęby wpatrując się w niego z furią. Wyrzucał sobie wcześniej że nie rozprawił się z Malfoyem gdy był na to czas. Jak mógł być tak lekkomyślny!?
     - Draco...? - Hermiona niesłyszalnie szepnęła do siebie. Cała sztywna, czuła że nie może się poruszyć.
Fenrir odrzucił głowę do tyłu. Gulgot z jego gardła miał chyba imitować śmiech.
     - Żadna niespodzianka, prawda? To co powiesz na to? - Wyciągnął dłoń kierując ją w stronę ciemnej pustki po jego prawej. Po chwili dało się w niej dostrzec jakąś sylwetkę. I po chwili...
     - Co...? Przecież... - zaczął Ron.
     - Terry...? - teraz złość Harrego zastąpił szok.
Terry Boot uśmiechnął się pod nosem.
     - Dobrze was widzieć. Mam na myśli tutaj, w tych warunkach.
     - Co ty... Dlaczego tu jesteś?
     - Dlaczego...? - ściszył głos który, wydawać by się mogło, nasiąknął jadem węża. - Bo chcę waszej śmierci.
Trójka przyjaciół patrzyła na niego z niedowierzaniem.
     - Ja... - zaczął Harry. - Nic nie rozumiem.
Trevor parsknął.
     - Oczywiście. Pozwól, że ci wytłumaczę. To ty odpowiadasz za śmierć mojego ojca.
     - O czym ty mówisz?! - głos Harrego zaczynał nabierać ostrego tonu.
     - Nie znałem go. Matka zawsze mówiła, że nie może być z nami. A ja zawsze na niego czekałem. I wtedy dowiedziałem się... Był z Voldemorem, Śmierciożercą. Miał zobowiązania i to trzymało go z dala od domu. I wtedy, w bitwie o Hogwart... Gdy w końcu mogłem go spotkać ty... - jego wzrok skierowany w stronę Harrego przepełniony był nienawiścią. - Zabiłeś go Potter!
     - Boot mówisz mi, że nie znałeś swojego ojca i teraz chcesz być jak on?! To bezsensu! Nie jesteś taki ja-
     - Zamknij się! Jak możesz nie rozumieć?! Co gdyby to był twój ojciec? Zrozumiałem kim jestem i teraz dopilnowałem byś zapłacić za to co mi zrobiłeś.
     - To nie jest twoje przeznaczenie... - powiedziała Hermiona. - Tylko dlatego że on był Śmierciożercą, to nie definiuje ciebie. I teraz zrobiłeś ogromny błąd...
     - Ha! Nie sądzę... Nigdy nie czułem się dość wygodnie po tej ''dobre'' stronie...
     - Wystarczy... - odpowiedział spokojnie Greyback. Usłyszeli jego głos tuż za swoimi plecami. Hermione oblał zimny pot gdy poczuła jego grube łapy na swoich barkach.
     - Kolacja gotowa.
Harry skierował różdżkę w jego stronę, gdy jego wzrok zahaczył o sylwetkę Boota. W ostatnim momencie odparł jego atak. Nagle poczuł na sobie ciężar potworów spadających teraz na nich z odsłoniętymi kłami. Upadł pod wpływem ich ciężaru. Po chwili mrok odegnał jasny blask. Wszystkie wilkołaki wokół niego zaczęły płonąć. Ron próbował krzyczeć imiona przyjaciół lecz liczba bestii była przytłaczająca. Jak sam miał sobie z nimi poradzić...
Na Hermionie skupiona była tylko jedna postać. Poczuła uderzenie w klatkę piersiową. Było tak mocne, że nie mogła złapać tchu. Opadła na twardą podłogę, a kamienie wbiły jej się w ciało kalecząc je. Nad nią pochylił się Greyback. Widząc jego łapy zbliżające się do niej i ten obrzydliwy grymas zapragnęła by ją zabił. By ją torturował, tylko nie robił tego, co najwyraźniej miał zamiar. Jego twarz znalazła się na wysokości jej obojczyków, przy upadku różdżka musiała wypaść gdzieś w pobliżu. Próbowała wierzgać, ale przygniótł ją swoim cielskiem. Nagle chwycił coś obok niej i zwrócił wzrok do góry. Zamachnął się i rzucił przed siebie.
     - Ugh!... - usłyszała za sobą, gdy kamień w kogoś uderzył.
     - Co ty chcesz zrobić? - wywarczał groźnie, ślina skapnęła na jej szyję.
Rozwścieczony mocniej wbił pazury w jej skórę,przez co bezdźwięcznie jęknęła.
     - Celujesz we mnie? - rozejrzał się przelotnie. - w tego podlotka, w moją armie i teraz we mnie, ty kurwo...
Poczuła jak się napręża, szykował się do skoku. Zwierzęta wokół wyczuły zmianę w zachowaniu przywódcy i niektóre ruszyły w stronę nowego celu.
     - Avada Kedavra! - gdy tylko to usłyszała od razu całe otoczenie zagłuszył ryk. Hermiona nie tracąc ani chwili przeturlała się z całej siły na bok. Opadające ciało Greybacka przygniotło ją tylko od pasa w dół.
Podniosła się na rękach by jak najszybciej wyswobodzić się cała. Popatrzyła w stronę jej wybawcy. Malfoy stał kierując teraz swoją różdżkę w resztę bestii gdy... jedna wbiła się w jego ciało. Ten krzyknął. Wilkołak widząc przewagę wbił się jeszcze mocniej i zacisnął szczękę na jego barku zmuszając Malfoya do tego, by opadł na kolana. Hermiona popatrzyła na ziemię. Gdzie to jest... Gdzie to jest!!!... Tu! Chwyciła swoją różdżkę. W tej samej chwili bestia zwolniła uścisk. Do wilkołaków dotarło co się stało. Zwłoki Greybacka leżały rozłożone na ziemi. Niektóre zaczęły uciekać inne próbowały jeszcze ujadać bez celu rzucając się już bez zaangażowania. Ron i Harry pozbywali się ich ostatków. Hermiona wstała i znów upadła. Wstała znowu.
     - Draco! - krzyknęła zdesperowana klękając przy nim. Blondyn miał drgawki, sapał ciężko.
     - Boże... Boże! Draco! - krzyczała przytrzymując go. Wiedziała co się teraz stanie. Co może zrobić, jak się tego pozbyć? Rana była tak wielka...
Harry i Ron stali niepewni co robić i co tak naprawdę się dzieje... Czemu Malfoy jest teraz... I Hermiona... Obok w krzakach leżał trup Terrego. Był tak zdeformowany... Gdy upadł nieprzytomny, w szale walki jeden wilkołak rzucił się na niego. Coraz jaśniejsze punkty zaczęły pojawiać się wśród drzew. Reszta AD szła w ich kierunku.
     - Gdzie oni są?! - dało się słyszeć z niedaleka głos... McGonagall.


2 komentarze:

  1. Opowiadanie bardzo mi się podoba i na pewno zostanę na dłużej. Mam nadzieję, że Draco nic nie będzie! Kiedy mogę się spodziewać kolejnego rozdziału?

    Pozdrawiam:) i zapraszam do mnie,jeśli chcesz;))

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest niesamowite opowiadanie
    Uwielbiam je
    Mam nadzieję że szybko będzie kolejny rozdział bo już nie mogę się doczekać
    W jeden dzień przeczytałam wszystkie
    Naprawdę niesamowite opowiadanie

    OdpowiedzUsuń