środa, 11 października 2017

Wojna jest skończona Epilog

   









     Boże... Teraz kiedy o tym myśli... Ile to już czasu minęło? Aż 7 lat... Jak dotąd wytrzymała z nim 7 lat.
Pokręciła głową.
     '' Jak to jest żyć z wilkołakiem''? Wbrew pozorom słyszała to już parę razy. Zawsze zbywała to pytanie, ale jakby się zastanowić... Są plusy i minusy. Minusem na pewno jest fakt, że pod ich domem był bunkier, w którym systematycznie jej facet musiał się zamykać. A plus? O jakże duży plus... Zacznijmy od tego jak zmienił się jego wygląd. Od jego ciała wiecznie biło chłodem, był też twardy, jego skóra... stała się bardzo twarda w dotyku. Znalazł w sobie duże pokłady energii, które musiał jakoś wykorzystać. Przez to bywał częstym gościem siłowni lub amatorskich maratonów. I z tymi długimi białymi włosami i przystrzyżoną bródką? I wiecznymi cieniami pod oczami. Można by pomyśleć, że jest z gorącą gwiazdą rocka, a nie bankowcem.
     Wracając do pokładów energii, chyba sama siłownia nie wystarczy. Gdy to robili jego druga natura szczególnie ożywiała. I to... warczenie. Boże, czemu to było tak cholernie podniecające?! Tak bardzo, że najchętniej nie wypuszczałaby go z łózka, a przez to też pojawiły się konsekwencje...
     - Mamooo nudzi mi się.
No właśnie...
Hermiona spojrzała na niego i odłożyła książkę na kolana.
     - Niedługo przyjdą twoi kuzyni. Trochę cierpliwości. Chcesz teraz oglądnąć jakąś bajkę?
Wstała i podniosła pilota. Wróciła na swoje miejsce i znów przykryła się kocem, a chłopiec usiadł obok niej przestając nagle widzieć świat poza ruchliwymi postaciami na ekranie. Sama oglądała z nim chwilę obserwując jak toczy się fabuła serialu o piratach, jednak znudzona szybko powróciła do swoich myśli.
     
     Był płacz i krzyk. I radość tego białego kretyna wcale nie pomagała. Choć teraz jak to wspomina, to wszystko było chyba kwestią hormonów. Obecnie nie wyobraża sobie życia bez swojego słodkiego...

     - Scorpius.
Hermiona popatrzyła na nią zdziwiona.
     - Nie planuje dać mu tak na imię...
Narcyza poprawiła się na krześle.
     - Hemriono to jedyne o co cię proszę. Posłuchaj... Zawsze chciałam by Draco miał rodzeństwo. I zawsze marzyłam o Scorpiusie w rodzinie. Jednak wyszło inaczej i teraz...
     - O co chodzi z tymi imionami pochodzącymi od zwierząt? Córeczkę mam nazwać Lea*?
Narcyza uśmiechnęła się cierpko.
     - Brzmi bardzo ładnie, nie uważasz?
Po chwili przyjrzała jej się uważniej.
     - Nigdy nie przeprosiłam cię za to, że podniosłam na ciebie rękę.
To również zdziwiło Hermione.
     - O czym mówisz? - popatrzyła w bok. Minęło tyle czasu i nigdy nie poruszały tego tematu.
     - Gdy słyszałam o tym, że ciebie i mojego syna... ciągnie was do siebie nawzajem chciałam po prostu już nigdy w życiu cię nie widzieć. I wtedy, gdy przyszłaś po raz drugi... Mówił, że zaprosił cię żebyś pozbyła się wszelkich złudzeń. Gdy wyszłaś poszłam do Dracona. Patrzył przez okno jak odchodzisz. I jako jego matka dobrze wiedziałam co ten wzrok oznaczał. Nie twierdzę, że Malfoyowie nie mają wad. Ale jeśli chodzi o wierność, gdy kochamy, to już na wieczność... Naprawdę już wolałam Astorię, ale wiedziałam też, że to już przesądzone.
     - Cóż... to brzmi tak jakbyś nagle zaczęła mnie akceptować.
Narcyza wstała, podeszła do Hermiony i chwyciła ją za podbródek.
     - Spójrz na siebie. Twój wygląd godnie go reprezentuje, co mnie cieszy. Obaj jesteście bardzo wysoko na szczeblach swoich karier. A jeśli chodzi o twoją krew... O dziwo brukowce określiły to jako niesamowity przełom dla naszej rodziny, że niby staliśmy się tacy... dobroduszni. Jakbyśmy nagle zaczęli udzielać się charytatywnie.
     - Świetnie...
Narcyza się uśmiechnęła.
     - Mój biedny mąż chyba nigdy się do ciebie nie przekona. Jestem jednak rada, że znów zaczął rozmawiać z Draconem. A co się tyczy nas... Jesteś żoną mojego syna, będziesz matką mojego wnuka...
Przybliżyła się i wyszeptała jej do ucha.
     - Myślę Hermiono, żę między nami będzie tylko lepiej, gdy Scorpius pojawi się na świecie.
❈❈❈
     Hermiona westchnęła. I tak oto Scorpius siedział obok oglądając bajki. To nie tak, że poszła jej na rękę, prawdę mówiąc po kilku miesiącach... jej samej zaczęło podobać się to imię. Swoją drogą patrząc na synka łatwo zgadnąć, że geny Dracona całkowicie zdominowały jej własne.  Ślub wzięła przed zajściem w ciąże. Po szkole dużo podróżowali, zanim w ogóle myśleli się ustatkować. Wzięli przypadkowych świadków i pod wpływem spontaniczności złożyli sobie przysięgę w Vegas. Niezbyt rozsądnie i romantycznie, ale miło wspomina ten okres. Czy ona wpłynęła jakoś na Malfoya? Trudno powiedzieć. Był świetnym tatą i miał głowę do interesów, ale to chyba nie przez nią. Jeśli jednak popatrzyć na to w drugą stronę zdarzało jej się słyszeć, że stała się  bardziej... żywiołowa i... nieskrępowana chyba? Sama nie wiedziała czy to dobrze, czy nie.
Ktoś zapukał do drzwi.
     - O! - Scorpius podbiegł do drzwi by otworzyć. Hermiona również wstała i słyszała już wesołe głosy wchodzących gości. Zaprosiła dziś wszystkich na obiad. Od czasu do czasu lubili zwolnić i po prostu spędzić wspólnie czas. Od południa siedziała w kuchni. Mieli małe sprzeczki o skrzaty domowe. W końcu ona sama walczyła o ich prawa. Ale dała się przekonać, że rzeczywiście niektóre czerpały satysfakcję ze swojej pracy. Więc zatrudniała je na pięć dni w tygodniu, dziś miały wolne.
Gdy szła ich wszystkich uściskać pod jej nogami przeleciały już dzieciaki Harrego.
     - Jak się czujesz, kochana? - spytała Jessice.
     - Jest bardzo dobrze. - odpowiedziała z uśmiechem głaszcząc się po widocznie zaokrąglonym brzuchu.
     - Drogie dzieci, panie... miło was widzieć. - dało się słyszeć Dracona słodzącego po schodach. - O i jeszcze wy... - popatrzył na Harrego i Rona. - No trudno.
Hermiona przewróciła oczami. Zawsze to samo...
     - Widzę że zmieniłeś auto Malfoy. - zaczął Ron. - Trochę się pośpieszyłeś, bo już wyszedł nowy model. O wiele ładniejszy moim zdaniem.
     - Tak, następnym razem przyjdę najpierw do was. Weasley może w końcu zdradzisz mi jak utrzymać przy życiu trzydziestoletniego rzęcha. No bo poważnie... To wymaga prawdziwej znajomości w temacie. Chyba ze dotyczy ona tylko tych poniżej średniej krajowej...
     - Draco. - powiedziała spokojnie Hermiona.
     - Eh tak się tylko droczę. Widać nie potrzeba auta, by mieć przy sobie tak piękne kobiety.
W końcu się przywitali. Tak po męsku.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
     - Dziękuje mężu.
Ich wzrok się skrzyżował.  Ten jego wiecznie niezmienny uśmiech niegrzecznego chłopca... Raz sprawiał, że chciała zjeść go w całości, a raz przywalić mu raz, a porządnie. Teraz chyba to pierwsze...
Potrząsnęła głową. Musi to zostawić na później.
     - Chodźmy do stołu. Pieczeń niedługo będzie gotowa. I nie zgadniecie co będzie na deser... Ale to niespodzianka!





*Lea to po łacińsku lwica

niedziela, 1 października 2017

Wojna jest skończona 12.

    - To już koniec... - pomyślała i znów przeszedł ją krótki dreszcz. Stała ostatni raz ubrała w szatę reprezentującą Hogwart.







     - Oh... jednak doszłaś. Nie byłem pewny, czy przyjdziesz. - powiedział siedząc na kanapie.
     - Jak miałam nie przyjść? Nie było żadnych wieści od ciebie. - powiedziała, lekko napięta.
Stanęła u progu drzwi przyglądając mu się.
     - Eh wiem, powiedzmy, że... ostatnio nie miałem na to czasu.
Wydawał jej się bladszy niż zwykle i niezwykle zmęczony. Czarne sińce znów okalały mu skórę pod oczami. I ten jeden nowy szczegół... Wiele osób skończyło z nowymi bliznami. U Malfoya była to krzywa linia, która wydłużała prawy kącik jego ust. Można by powiedzieć, że przedłuża mu uśmiech, bo kierowała się delikatnie w górę, choć Hermiona wcale tak tego nie wiedziała.
     - Na pewno musiałam przyjść, by powiedzieć... myślę, że słowo przepraszam jest tu odpowiednie.
     - ''Przepraszam''?
Nieznacznie wskazał na miejsce obok siebie, gdzie po chwili usiadła.
Pokiwała głową.
     - Gdybym ci nic nie powiedziała, do niczego takiego by nie doszło. Nie musiałbyś przez to wszystko przechodzić.
     - Masz rację, wszystko zaczęło się, gdy się wygadałaś.
     - I jeszcze przez chwile myślałam, że jesteś po ich stronie! Jak bardzo złą osobą jestem...? Zdaje sobie sprawę co musisz myśleć i wiem, że-
Mówiła szybko starając się przekształcić swoje chaotyczne myśli w słowa, gdy nagle chwycił jej twarz w dłonie i przyciągnął do siebie. Wydawało się  jej, że pocałunek staje w ogniu. Choć chciała jak najwięcej, Malfoy dość szybko go zakończył.
Spojrzała na niego pytająco.
     - To po to... żebyś się zamknęła. - Uśmiechnął się lekko i szrama na jego twarzy również się uniosła.
     - Granger daj sobie spokój. - powiedział głośniej, całkiem rozbawiony. - Naprawdę nie masz co robić, tylko wyrzucać sobie takie głupoty?  Znalazła się Matka Teresa...
Jej usta drgnęły. Przyglądała mu się uważniej i robiło jej się coraz cieplej. Minęło trochę, i na pewno cały ten czas tęskniła. Teraz gdy miała go przed sobą, mimo tych okoliczności i tego miejsca, jej serce biło mocniej i czuła się po prostu... lepiej. Zastanawiała się co ma mu powiedzieć.
     - Przepraszam...- odezwała się cicho.
Prychnął. Uniósł rękę i pogłaskał ją po głowie.
     - No dobrze, dobrze, wybaczam.
     - Czy... wrócisz jeszcze do szkoły?
     - Hmm? Trudno powiedzieć, chyba nie...
     - Więc jak będziemy się widzieć? - powiedziała szybko.
Uniósł brwi.
     - To trudne pytanie... A jak z tobą i McLaggenem?
Pokręciła głową.
     -Nie jestem z nim.
     -Co? Czemu tak szybko?
     - Nie mów mi, że nie wiesz.
Znów poczuła napływ emocji. Tak długo go nie widziała i teraz, co? Znowu miała go stracić na Bóg wie ile?
     - Wiem, mogę tylko rozważać, że ta przemiana, pierwsza faza księżyca... To musiało być tak trudne i fakt, że nie mogłam być z tobą... Nawet nie wiem jak to opisać. To doprowadza mnie do szaleństwa Draco. Nawet nie mogę już udawać przed samą sobą. Naprawdę cię kocham.
Czuła ciepło na policzkach, gdy to powiedziała. Prawdopodobnie się zarumieniła.
Wydawał się zdziwiony, tym co usłyszał. Popatrzył w bok.
     -Dziękuję Hermiona...
Teraz to ona się zdziwiła. Chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Po emocjach, które zmusiły ją do wyznania pojawiła się niepewność, co ma teraz zrobić.
Malfoy westchnął.
     - Cieszę się, że przyszłaś. Chciałem żeby wszystko było między nami ok... I słyszałem, że już tu nawet byłaś? - uśmiechnął się ledwie zauważalnie. - Niestety nie byłem wtedy w najlepszej formie.
O... Wątpiła by wiedział o zachowaniu swojej matki, nie mówiłby wtedy tego tak spokojnie...
     - Słyszałeś?
     - Tak... Mama widziała cię przez okno.
     - ...
     - Trudno teraz będzie pozostać nam w kontakcie. Pamiętasz, rozmawialiśmy o tym, że chyba jest to możliwe tylko w szkole, a skoro już do niej nie chodzę...- Wypuścił powietrze. - Zapraszałbym cię częściej, ale znasz moich... rodziców. Powiedziałem im, że chce tylko sprostować pewne sprawy. Wiesz, dzięki tobie lepiej tolerują teraz Astorię. - zaśmiał się krótko.
Hermiona słuchała tego w ciszy. Chciała się podnieść, ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Wzięła spokojniejsze wdechy i zmusiła się do wstania.
     - Będę już szła, dobrze że sprostowaliśmy te rzeczy. Mam nadzieję, że szybko powrócisz do pełni sił.
Chwyciła za klamkę i zamknęła za sobą drzwi.
Znalazła się na pustym korytarzu, ale wydawało się jej, że zapamiętała drogę do drzwi frontowych. Ruszyła w stronę schodów.
Na dole skręciła w prawo. Pomyliła się o jeden zakręt i znalazła się w jadalni. Już miała się cofnąć, ale zauważyła ich przed sobą.
Siedzieli obok siebie o czymś rozmawiając, widząc ją przerwali. Narcyza spojrzała na nią chłodno, bez żadnych wyczuwalnych emocji. Lucjusz za to uśmiechnął się ironicznie.
     - Ach, panna Granger. Już nas opuszczasz? Może zostaniesz i zjemy wspólnie posiłek? - Niby miły ton zdradzał jego kpinę.
     - Dziękuję, będę już wychodzić.  Życzę państwu smacznego. - odpowiedziała grzecznie i opuściła pomieszczenie.
 Gdy znalazła się na zewnątrz w końcu poczuła, że może oddychać. Tak jakby ktoś ściągnął jej z twarzy foliową torbę, która cały czas się zaciskała.
❈❈❈
     - Hej Padma, łap!
Ta zaczęła krzyczeń w panice.
     - Jezu! Co to jet! Co to jest!!
Odbijała w dłoniach, jakby ją parzyła... dłoń, która sama z siebie się ruszała.
     - Proszę to odłożyć, to cenny eksponat! - próbowała przekrzyczeń ją Trelawney.
Wszyscy w klasie zanieśli się śmiechem i w tym samym czasie zadzwonił dzwonek. Hermiona westchnęła wstając i zabierając swoje rzeczy.
     - Hej! - doskoczyła do niej Ginny. - Wolne, idziemy na kawę?
     - Nie... Idę się pouczyć...
     - Cały czas się uczysz. Wyjdźmy chociaż na chwilę.
     - Ok, jeśli bardzo chcesz...
Ginny westchnęła.
Szły razem do dormitorium.
 Gdy miały się rozłączyć Ruda zwróciła się jeszcze w jej stronę.
     - Wiesz Hermiona... Ja nic nie wiem i mogę się tylko domyślać... Nie mam zamiaru naciskać, ale... myślę, że dobrze by ci to zrobiło, gdybyś komuś się wygadała. - mówiła łagodnie.
Herm patrzyła na swoje drzwi i przytaknęła wolno. Otworzyła je i weszła do środka.
Przywitał ją Koogi. Ginny wymyśliła to imię, mówiła że słyszała ten pseudonim u jakiegoś autora. Hermionie się spodobało i tak już zostało. Koogi rosną szybko i nie cieszył się zbytnią sympatią. Był dla każdego opryskliwy i nikomu nie dał się dotknąć, w dodatku nie czuł się winny niszcząc rzeczy innych uczniów. Jednakże Miona i on bardzo się kochali. Widząc ją zamruczał ucieszony i wskoczył na łóżko. Wyciągnęła dłoń by pogłaskać go pod pyszczkiem.
❈❈❈
     Hermiona stanęła na progu kafejki wypatrując Ginny. Nagle zobaczyła rudowłosą dziewczynę, całkiem odszczeloną. Gdy ich wzrok się spotkał Weasleyowa wstała i podeszła do niej szybko. Złapała ją za rękę.
     - Choć, jedziemy!
     - Jedziemy...? Gdzie...?
     - Do Nory!
❈❈❈
     Gdy znalazły się na miejscu zobaczyła na podwórku Harrego, Rona... Jessice.... i jeszcze kogoś, kogo nie znała...
     - Nie... Nie, nie, nie. - pomyślała Granger.
Ginny energicznie  pomachała do nich ręką i szybko odwróciła się do niej.
     - To Patric. Jest trochę nieśmiały, ale bardzo sympatyczny. Lubi ostre jedzenie i szatynki.
     - Ginny, co do...
Nie zdążyła dokończyć, ponieważ reszta ekipy już do nich podeszła.
     - Cześć Hermiona. - Patric uśmiechnął się niepewnie wyciągając do niej rękę.
❈❈❈
     Dalej nie mogła uwierz w to, co zrobiła Ginny. Jej zdaniem to już podchodziło pod bezczelność. Nie wspominając o tym, że absolutnie nie raczyła jej nic powiedzieć do samego końca. Dlatego też siedziała obok niego w kinie w jeansach i czarnej kurtce podczas gdy inni bardziej przyłożyli wagę do swojego wyglądu. Przynajmniej byli już po kolacji i teraz na sali było całkiem ciemno...
Patric rzeczywiście był bardzo miły i okazał się być niezwykle dżentelmeński. To nie tak, że rozmowa się nie kleiła, ale Miona nie potrafiła wykrzesać z siebie zbyt wiele entuzjazmu. Chłopak był wysoki, szczupły, miał jasne włosy. Przechodził jeszcze późny okres dojrzewania o czym świadczyło parę krostek na jego twarzy. Nie wychodził ponad przeciętną, ale można było uznać go za przystojnego. Gdyby Ginny miała szanse wyrazić na głos swoja opinię dałaby mu 7,5. Teraz siedzieli obok siebie. Patric trzymał dość sztywno kubełek z popcornem. By nie wyszło dość niezręcznie co jakiś czas sięgała ręką do kubełka.
Film się skończył i gdyby ktoś spytał Hermione o czym był, nie umiałaby odpowiedzieć.
❈❈❈
     - Herm... nie bądź zła na Ginny. Wyszło tak jak wyszło, ale wiem, ze chciała dobrze... - powiedział Harry, a w jego głosie dało się słyszeć nutkę skruchy.
     - Nie jestem na nią zła. - postanowiła go zapewnić. Mógł mieć wątpliwości, bo gdy razem wracali nie odezwała się do niej ani słowem.
Otworzyła drzwi do swojego pokoju i przesunęła się, by go przepuścić.
     - Wiesz wszyscy... trochę się o ciebie martwimy. Mam wrażenie, że jesteś z nami, ale... wcale cię nie ma. Jest coś co mogę zrobić?
Hermiona nalazła sobie wody i usiadła na łóżku.
     - Chciałbym żebyś powiedziała mi teraz, żebym nie popełnił podobnej gafy jak Ginny.
Pomyślała o tym co ostatnio usłyszała od Ginny. Kiedy powinno zrobić się jej lżej.
Nie odpowiedziała mu dalej pijąc.
Harry stał chwilę po czym zaczął się odwracać.
     - Ok... Mionka widzimy się jutro...
Westchnęła i odłożyła szklankę.
     - Wszystko zaczęło się przez Rona. Tak myślę, że przez niego. Wiesz, wtedy jak zaczął być z Jessicą.
Harry przystanął i zrobił krok w jej stronę.
     - Nawet nie wiem kiedy to się stało, gdy zaczęłam się z nim drażnić i w pewnej chwili... go pocałowałam. Tak sama od siebie. Potem zrobiłam coś jeszcze gorszego. Zaprosiłam go do swojego pokoju.
     - Co...?
     - I on się zjawił. - wypuściła powietrze. - Chryste. To z pewnością było coś nowego. Wszystko mnie bolało przez te sińce. I ta apaszka? Byłam cała pogryziona...
     - Zabiję go.
 Herm złapała go za rękaw.
     - Spotykaliśmy się w różnych miejscach. Pamiętasz ten widok na jezioro za chatką Hagrida? Zabrałam go tam raz, czy dwa. Łazienka perfektów, Jęczącej Marty, jego pokój... Za każdym razem, gdy znikałam, byłam prawdopodobnie z nim. I wtedy gdy sie martwiłeś, na balu, też z nim tańczyłam. - jej oczy zrobiły się wilgotne. - Potem powiedziałam mu wszystko o Greybacku. To dlatego tam był. I teraz... byłam u niego. Za pierwszym razem Narcyza wymierzyła mi całkiem mocny policzek. - teraz mówiła już przez łzy. - Drugi raz... Gdy wyznałam mu miłość, nie wydawał się poruszony. Widać jest to jednostronne. A ja tylko... chcę żeby był obok i mnie całował.
Jedna łza za druga skapywały jej po policzkach. Nim się spostrzegła Harry przytulał ją do siebie. Wtuliła się w niego mocno mocząc mu ramię.
❈❈❈
     - Jak to nie słyszałaś o ''Brownie''? - spytała z niedowierzaniem Lavender.
Hermiona nie odpowiedziała na to. Zdawała sobie sprawę, że ostatnio była towarzysko porządnie zacofana.
     - To pierwszy klub który, nareszcie, otwierają. Z dobrymi kapelami na żywo, i parkietem. Jezu, już się nie mogę doczekać!
     - Ja też! - zawtórowała jej reszta.
Stała z dziewczynami przed salą i zbierała z odłamków rozmowy informacje o niejakim ''Brownie''. Dobry klub muzyczny dla młodych po osiemnastce. Otwarty dwie przecznice dalej za sklepem z różdżkami. I otwarty dokładnie jutro. I wszyscy, jeśli wierzyć na słowo, dosłownie wszyscy się tam wybierają. Widząc wzrok Ginny chyba ona również...
❈❈❈
     Westchnęła stojąc przed lustrem. Czy miała ochotę iść? Nie, nie miała. Naprawdę wolała ten wieczór spędzić sama, z książkami... Przyjrzała się sobie jeszcze raz.
Rozpuściła włosy, użyła ciemnej szminki... Ubrała czarne botki, skórzane spodnie i krótką turkusową bluzkę. Oparła się czołem o lustro. Tak bardzo nie chciała iść... ale właśnie pukali donośnie do jej drzwi. Otworzyła i ujrzała przed sobą wesołe twarze Nevilla, Harrego, Rona, Ginny, Luny, Lave- chwila Luny!?
     - Niespodzianka! - wydarł się w szampańskim stylu Ron unosząc pięść do góry. A jednak coś potrafiło poprawić jej humor. Podeszła i obie przytuliły się na powitanie.
❈❈❈
     Trzeba przyznać, że miejsce było przestronne. Z dużą sceną, parkietem, barem i stolikami. Światło było przyciemnione i dominował kolor czerwony. Na scenie grał nieznany jej zespół, ale stwierdziła, że już może być ich fanem. Wydawało jej się, że grywają alternatywny rock.
Chyba dziewczyny nie kłamały. Wszędzie znajome twarze. Wszystkie domy w jednym miejscu... Właściciele muszą zacierać ręce. Niektórzy, jak Neville i Ron, wyszli już na parkiet, Harry poszedł gdzieś z Ginny, a Luna była z resztą dziewczyn. Nagle zobaczyła Astorie. I poczuła się sto razy mniej komfortowo. Odwróciła się, by przypadkiem nie spotkać jej wzroku. Zobaczyła przed sobą chłopaka, który niósł tacę z drinkami. Wzięła od niego jeden i wypiła na raz. Od razu się skrzywiła i poczuła również, że poziom dyskomfortu zszedł do osiemdziesięciu razy. Sięgnęła po drugi kieliszek.
❈❈❈
     - Wiesz zaczynam przyzwyczajać się do ciebie bez okularów, wyglądasz tak seksownie...- szepnęła mu Ginny przygryzając płatek jego ucha. Siedzieli pochylając się nad sobą. Nagle się wyprostowała.
     - C-Co mój zdrowy inaczej na umyśle brat wyprawia?- spytała wskazując na parkiet.
Ron czuł się jak ryba w wodzie odkrywając swoją dziką naturę, dzięki pomocy paru procentów. Właśnie tańczył na środku bardzo łamanego breakdance tworząc kółko ludzi wokół siebie.
Widząc to Harry z Ginny wybuchnęli śmiechem.
 ❈❈❈ 
     Dziś ta Ruda piękność wyglądała tak wyzywająco i atrakcyjnie... Że nie było rady i zrobili to w łazience. Ginny poszła poprawić makijaż z jedną z dziewczyn podczas gdy on podszedł do baru. W rogu zastał z założonym kapturem śpiącego kompana.
Pokręcił głową z dezaprobatą.
- Ron...
Po chwili usłyszał wiwat i doping od strony stołów.
- Chyba wystarczy i pora się zbierać... - pomyślał. - Jezu... od kiedy to ja muszę być tym trzeźwo myślącym?
Na stole tańczył nie kto inny jak Hermiona. Kręciła biodrami i wywijała włosami. I szło jej całkiem nieźle. Tylko czekać, aż straci równowagę. Tak... Właśnie to się stało. Wszyscy stojący wyciągnęli ręce łapiąc ją tak jak ludzi na koncercie robiąc fale. Gdy znalazła się na ziemi ledwie mogła ustać.
     - Choć pomogę ci. - zaśmiał się Zabini łapiąc ją za ramię. Wyrwała mu się i uśmiechnęła.
     - Czuję się świetnie. - powiedziała chwiejąc się.
     - Właśnie widzę. - spróbował znów wyciągnąć rękę, ale dalej nie dała się dotknąć.
     - W czym problem? Nie jestem Malfoyem? - powiedział szczerząc się.
     - Nie... Problem w tym, że ty to ty... - starała się mówić składnie, choć nie do końca wyraźnie.
Po chwili poczuła dotyk. Mocniejszy i bardziej pewny.
     - Ok, wystarcz. Idziemy.
Harry prowadził ją w stronę wyjścia.
     - N-nie... Impreza trwa! - starała się protestować, w końcu usiadła na ziemi.
Harry westchnął i podniósł ją. Przez resztę drogi niósł ją na rękach.
     - Mam nadzieję, że Ginny nie pójdzie w twoje ślady i zajmie się bratem.- wymamrotał.
❈❈❈
     Hermiona odmawiała pójścia do swojego pokoju. Nie miał wyboru i zaprowadził ja do swojego. Położył ją na swoim łóżku i skrzyżował ręce stojąc nad nią.
     - Nie chcę spać... Nie chcę spać! - mówiła gniewnie.
     - Oj Hermiona, Hermiona... - Potter pokręcił głową.
     - Widziałeś tego... Zabiniego? - zaśmiała się.
     - Tak, dobrze że nawet pijana potrafisz odróżnić co jest niedobre.
     - A widziałeś Ast- Astorie?
     - Astorie?
     - Eh... To takie n-nie fair! Choć nie, to jest fair. Ale było nie fair dla niej. A teraz... Teraz...- powieki zaczęły jej opadać. Jej głowa osunęła się do przodu. Widząc to Harry pomógł się jej położyć i po chwili została sama w pokoju.
❈❈❈
     - Ugh... - nie pamiętała kiedy miała aż tak ciężki poranek. Czuła jakby jej głowa ważyła tonę i pulsowała z każdym oddechem. Chwyciła się za czoło i próbowała podnieść na jednej ręce. Gdzie była...? Była w ich pokoju... Na przeciwnym łóżku leżał Harry, na łóżku... Rona? Tak, a ona leżała na jego. A Ron...? Chrapał teraz głośno na podłodze. Ten dźwięk wwiercał się w jej czaszkę, więc podniosła poduszkę i rzuciła nią w Rudzielca. Ten zacharczał, wziął głęboki wdech i rozejrzał się zdezorientowany.
- C-co się!? Aghh... - potarł głowę.
- Witamy wśród żywych. - powiedział Harry, który też właśnie się obudził.
- Cz- czemu jestem na podłodze?
- Za karę.
 Hermiona popatrzyła na Harrego i oboje zaczęli się śmiać.
❈❈❈
     Herm stała pod klasą. Dalej czuła się jak sto nieszczęść. Próbowała uspokoić ten nieznośny ból głowy, który nie dawał za wygraną mimo farszu w postaci tabletek przeciwbólowych. Jej pierwszy kac. Powód do dumy.
     - Ciesze się, że zobaczymy się z Luną na koniec roku! - powiedziała radośnie Ginny.
     - Ja też. - Hermiona uśmiechnęła się słabo.
     - Hej! Granger! - zawołał ją Zabini. Gdy spojrzały w jego kierunku w ich stronę leciał liścik. Gdy go rozwinęła ukazało się, że to ruchome zdjęcie... Jej zdjęcie. Jak gnie się na stole...
Cała czerwona automatycznie je potargała. To rozśmieszyło Ślizgonów.
     - Nie martw się, mamy tego masę. I różne ujęcia.
Rozgniewana zauważyła, że nikt inny nie raczył się za nią wstawić. Niektórzy nawet uśmiechali się pod nosem.
     - Nie mówcie mi... - pomyślała zdesperowana. - że oni też chcą to zobaczyć...?
❈❈❈
     Ok, to była... chwila frywolności. Zdarza się najlepszym. Teraz jednak postanowiła skupić się na niczym innym, jak na zbliżających się dużymi krokami końcowych egzaminach. I udawało się jej wytrwać w postanowieniu podczas gdy inni chyba uzależnili się od nowego lokalu.
     Gdy jednego wieczoru siedziała za biurkiem co chwilę jej wzrok spoczywał na kalendarzu.
     5 czerwca....
Zastanawiała się czy coś zrobić. Coś napisać, coś wysłać... Biła się z myślami i w końcu postanowiła, że... Nie odezwie się wcale. Po co o sobie przypominać. Niech już zostanie tak jak jest. Choć ją boli równie mocno jak na początku zamierzała już ostatecznie dać spokój mu i Astorii. I nawet czuła, że była im to winna... Na pewno miał teraz bogate przyjęcie urodzinowe.
❈❈❈
     Było tak ciepło. W pokoju było otwarte okno, przez co promienie słońca i woń kwiatów wypełniały pomieszczenie.
     - To już koniec... - pomyślała i znów przeszedł ją krótki dreszcz. Stała ostatni raz ubrała w szatę reprezentującą Hogwart. Poprawiała krawat powtarzając w myślach słowa przemowy. Egzaminy poszły jej... dokładnie tak jak chciała. Dlatego też to ona miała wygłosić mowę na zakończenie. Znów przeszedł ją dreszcz. Dwóch najlepszych uczniów miało to zrobić...
Przypomniała sobie wydarzenie które miało miejsce około dwóch tygodni temu.
❈❈❈
     - Cieszę się panie Malfoy, że Draco zdoła być na zakończenie roku. - powiedziała z uśmiechem McGonagall zwracając się do niego na korytarzu, którym właśnie przechodziła Hermiona. Gdy tylko ich zobaczyła przyśpieszyła kroku przechodząc obok. Usłyszała, że Lucjusz również zaczął odchodzić.
     - Ah panna Granger! - usłyszała za sobą.
Odwróciła się i od niechcenia przytaknęła mu na powitanie.
     - Słyszałem o twoich wynikach. Przyjmij moje gratulacje. Wygląda na to, że ułożysz przedmowę razem z Draconem. - mówił do niej protekcjonalnym głosem. - Cieszę się, że ci się to udało i nawet miałaś czas... bawić się po klubach. Chyba do każdego dotarły zdjęcia z twojej zabawy. - uśmiechnął się złośliwie.
     - Doprawdy? Dziwne, że akurat pan to widział.
     - Przez przypadek, nie pamiętam czy miał je Blaise, czy Astoria, gdy u nas byli.
Hermiona zacisnęła usta i ruszyła przed siebie. W głowie przeklinała cały przeklęty ród Malfoyów.
❈❈❈
     Westchnęła i ubrała biret poprawiając pasek.
     Był w Hogwarcie od wczoraj. Widziała go z daleka otoczonego przez uradowanych Ślizgonów. On też ją widział.
     - Hermiona! - gdy krzyknął wszyscy popatrzyli na niego zszokowani. Ona sama przystanęła na chwilę osłupiona. Ale prawie natychmiast ruszyła dalej, nie zwracając na niego uwagi. Dobrze... jeszcze trochę i może w końcu znów zacznie go nie znosić.
❈❈❈
     Harry, w swojej czarnej szacie, stał przed lustrem przemywając twarz. Nagle zobaczył za sobą tego białego szczura... Chciał go zignorować, naprawdę...
     - Potter, gdzie jest Granger?
Odwrócił się, już cały nabuzowany.
     - Co cię to interesuje Malfoy? Nie zbliżaj się do niej. - powiedział, patrząc na niego gniewnie.
Blondyn wzruszył nonszalancko ramionami i uśmiechnął się pogardliwie.
     - Ok, nie musisz mówić. Sama przyjdzie, jak zawsze...
Potter zaczął szukać różdżki, ale widząc to Malfoy nie dał mu tej okazji. Zamachnął się i przywalił mu w twarz. Harrego odwinęło do tyłu, a z nosa skapnęła krew.
     -Phew. - Malfoy się zaśmiał. - Niezła twarz, Potter.
O nie, nie zamierzał pozostać dłużny. Skoro stanęło na walce wręcz... Rzucił się w stronę Malfoya uderzając go w klatkę piersiową. Po chwili zaczęli się okładać, Harry w pewnej chwili kopnął go kolanem w brzuch, przez co Ślizgon się pochylił jednak zaraz niespodziewanie podciął Potterowi nogi i przewrócił go na kafelki. Jego okulary się stłukły i dostał kolejnych parę razy po twarzy.
     - Z- złaź ze mnie! - tego już było dość, cała jego szata była potargana i ubrudzona. Malfoy złapał powietrze i dalej siedział na Wybrańcu.
     - Po prostu się od niej odwal. Jaki masz problem!?
     - Ja mam problem? Z tobą jest coś nie tak. Tylko o nią spytałem. Obrońco od siedmiu boleści. Nie umiesz nawet obronić siebie.
Potter chciał wstać, ale ten mu nie pozwalał.
     - Nie wiesz nic.
     - Wiem wszystko! - powiedział rozgotowany Harry znów wierzgając. W końcu Malfoy z niego zszedł. Ten wstał. Chwycił różdżkę i wycelował nią w okulary. Po chwili znów mógł je włożyć. Malfoy włożył ręce do szaty i patrzył na niego z dezaprobatą.
Fakt, że wyszedł z tego z mniejszymi obrażeniami niż on doprowadzał okularnika do szału.
     - Nie wydaje mi się.
     - Sam fakt, że w ogóle ją dotknąłeś... sprawia że chce mi się rzygać.
Draco parsknął.
     - Potter... Ne możesz decydować za nią.
     - Na pewno jest już tego samego zdania.
     - Zobacz-
     - Nie zasługujesz na nią.
Podszedł bliżej niego.
     -Wiesz co Potter mógłbym ci skopać tyłem. Jeszcze raz i jeszcze raz... I czerpałbym z tego cholerną satysfakcje. Ale jeśli chodzi o nią...- potrząsnął głową.- Muszę z nią pogadać.
Odwrócił się w stronę wyjścia.
     - Rozumiem, że jej teraz nie widziałeś? Ok, dzięki za informacje, do zobaczenia na zakończeniu. - powiedział przyjaźnie, gdy opuszczał łazienkę.
     Harry został sam kalkulując wszystko w myślach. Złapał się za ubranie i podjął próby przywrócenia się do porządku.
❈❈❈
     Ginny ścisnęła jeszcze jej dłoń na dodanie sił. Wyszła na platformę. Wzięła głębszy oddech. Zdecydowała się nie czytać z kartki. Powtarzała to tyle razy, że niemal wiedziała z pamięci co mówić. Poza tym chciała trochę poimprowizować, by wyszło bardziej szczerze. Szczególnie gdy teraz widziała przed sobą te wszystkie znane jej twarze, osoby które lubiła, te które znacznie mniej i wreszcie swoich przyjaciół, dopiero przed chwilą widziała, że z tyłu dołączył Harry... Gdy skończyła otrzymała gromkie oklaski. Po niej zaczął mówić Malfoy. Stała obok niego i niespecjalnie słuchała tego co mówił. Gdy i on skończył, nim się spostrzegła, już wszystkie czapki znajdowały się w górze. Tyle osób przytuliło ją do siebie. Kto wie kiedy znowu w życiu przytrafi się taka okazja. Między uczniami panowało uczucie radości, ale i powoli wkraczającej nostalgii. Tyle razem przeszli i teraz... wszystko będzie inaczej. Witamy w dorosłym, nudnym świecie...
     Szła przez korytarz. Zmierzała do swojego pokoju, gdy ją złapał. Czy specjalnie szła sama? Możliwe, teraz jednak była niemal przekonana, że jednak nie chciała go widzieć.
     - Malfoy... - popatrzyła na niego bez wyrazu. Po chwili uśmiechnęła się delikatnie. - Dobrze cię widzieć w takim stanie. - po chwili przypatrzyła mu się uważnie. - Chociaż... chyba nie do końca dobrze się zamaskowałeś.
Automatycznie złapał się za stłuczony policzek i wyszczerzył się w uśmiechu.
     - To? To nic...
Nagle złapał ją za nadgarstek.
     - Uciekamy przede mną, czyż nie?
Popatrzyła na niego zdziwiona.
     - Co? Puść mnie...
Przyciągnął ją do siebie.
     - Dlaczego miałbym to zrobić?
Próbowała się wyrwać.
     - Czy siadło ci dodatkowo na mózg? Powiedziałam żebyś mnie puścił!
Uderzyła go wolną ręką w klatkę. Nie był to zabójczy cios, ale dość mocny by można było odczytać znaki, że mówi poważnie. Malfoy na pewno odczytał, ale widać miał to gdzieś, bo tylko się zaśmiał.
     - Co z tobą Granger? Nie chcesz się zabawić ostatni raz?
Niemal odebrało jej mowę przez jego bezczelność.
     - Ty...
Pochylił się nad nią jakby chciał ją pocałować.
     - Ty cholerny kretynie! Nic! Nic się nie zmieniłeś! Myślisz, że nie powiem o tym Astorii?
Pokręcił głową.
     - Nie jestem z Astorią.
     - Boże... Mam nadzieje, że przekonała się do ciebie tak samo jak j-
Złapała ją za drugi nadgarstek.
     - Od bardzo dawna nie jestem. Poprosiłem ją, by udawała.
     - Co...
     - Puszcze cię i pozwolisz mi wytłumaczyć, ok?
Szarpnęła się, ale pozostała w miejscu patrząc na niego nieprzychylnie.
Zadarł głowę do góry, po chwili wypuścił powietrze.
     - Jedyne czego od ciebie chciałem to trochę czasu. I cierpliwości. Widzisz, nie mogłem tego wszystkiego zrobić w pięć minut.
     - Zrobić czego.
Popatrzył na nią znacząco dając do zrozumienia, ze teraz on mówi.
     - Sprawy się pokomplikowały odkąd zostałem tym cholernym... czymś. Ale okazuje się, że w zasadzie miało to też dobrą stronę. Udając bardziej chorego niż w rzeczywistości byłem miałem czas odmrozić swoje pieniądze i ulokować je w dogodniejszym miejscu... Moi rodzice zaczęli podejrzewać, że coś jest między nami po tym jak zebrali informację, że nie chciałem by coś ci się stało wtedy w lesie... No więc porozmawiałem z Astorią. Chciała mi pomóc i udawała, że dalej ze sobą jesteśmy. I wtedy, gdy przyszłaś... Wiedziałem, że spotkasz moich rodziców więc chciałem by wyszło jak najbardziej autentycznie... Eh jednak moja mama nie dała się oszukać.
     - Co masz na myśli?
     - Cóż... powiedzmy, że wie wszystko i na początku, uwierz, nie była zachwycona. Ale teraz - uśmiechnął się. - Więc... nie akceptuje ciebie, ale akceptuje moje wybory.
Hermiona nie wyglądała na przekonaną.
     - Tak czy owak zadziałało na ojca. Staruszek dalej myśli, że wszystko jest po jego myśli. I z pomocą mojej mamy jestem pewny, że nie śmie zrobić cokolwiek przeciw tobie.
Hermiona potrząsnęła głową.
     - Poczekaj, do czego ty w ogóle zmierzasz.
     - Do tego, że możemy w końcu być razem. Dobrze, może nie mam tyle ile miałem mieć... Ale zaufaj mi wystarczy, by nie mieszkać w jakiejś żenującej kawalerce. Właśnie dostaliśmy te cholerne świstki. I jesteśmy wolni. Możemy wyjechać, możemy zrobić cokolwiek zechcesz.
Hermiona pomyślała, że jeszcze chwila i zacznie krzyczeć. Zamiast tego jej oczy napełniły się łzami.
     - Dlaczego płaczesz?
     - Dlaczego?! - powiedziała głośniej. - Już prawie się z ciebie wyleczyłam. Codziennie powtarzałam sobie, że cię nie potrzebuje. Że to koniec. I teraz wyjeżdżasz z czymś takim... To... jest zbyt idealne. Jak mam w to uwierzyć...?
Zaczął kciukiem ocierać jej łzy.
     - Mówiłaś, że mnie kochasz. I ja też cię kocham. Więc jaka jest twoja odpowiedź, Hermiona?
     - Ja... - wzięła wdech i przymknęła powieki. - Ja chcę tylko żebyś był obok i mnie całował.
Poczuła jego zapach, gdy podszedł tak blisko.
     - Więc teraz zacznie się spełnianie twoich zachcianek, tak? Dobrze, mogę zacząć od tego.





KONIEC