środa, 11 października 2017

Wojna jest skończona Epilog

   









     Boże... Teraz kiedy o tym myśli... Ile to już czasu minęło? Aż 7 lat... Jak dotąd wytrzymała z nim 7 lat.
Pokręciła głową.
     '' Jak to jest żyć z wilkołakiem''? Wbrew pozorom słyszała to już parę razy. Zawsze zbywała to pytanie, ale jakby się zastanowić... Są plusy i minusy. Minusem na pewno jest fakt, że pod ich domem był bunkier, w którym systematycznie jej facet musiał się zamykać. A plus? O jakże duży plus... Zacznijmy od tego jak zmienił się jego wygląd. Od jego ciała wiecznie biło chłodem, był też twardy, jego skóra... stała się bardzo twarda w dotyku. Znalazł w sobie duże pokłady energii, które musiał jakoś wykorzystać. Przez to bywał częstym gościem siłowni lub amatorskich maratonów. I z tymi długimi białymi włosami i przystrzyżoną bródką? I wiecznymi cieniami pod oczami. Można by pomyśleć, że jest z gorącą gwiazdą rocka, a nie bankowcem.
     Wracając do pokładów energii, chyba sama siłownia nie wystarczy. Gdy to robili jego druga natura szczególnie ożywiała. I to... warczenie. Boże, czemu to było tak cholernie podniecające?! Tak bardzo, że najchętniej nie wypuszczałaby go z łózka, a przez to też pojawiły się konsekwencje...
     - Mamooo nudzi mi się.
No właśnie...
Hermiona spojrzała na niego i odłożyła książkę na kolana.
     - Niedługo przyjdą twoi kuzyni. Trochę cierpliwości. Chcesz teraz oglądnąć jakąś bajkę?
Wstała i podniosła pilota. Wróciła na swoje miejsce i znów przykryła się kocem, a chłopiec usiadł obok niej przestając nagle widzieć świat poza ruchliwymi postaciami na ekranie. Sama oglądała z nim chwilę obserwując jak toczy się fabuła serialu o piratach, jednak znudzona szybko powróciła do swoich myśli.
     
     Był płacz i krzyk. I radość tego białego kretyna wcale nie pomagała. Choć teraz jak to wspomina, to wszystko było chyba kwestią hormonów. Obecnie nie wyobraża sobie życia bez swojego słodkiego...

     - Scorpius.
Hermiona popatrzyła na nią zdziwiona.
     - Nie planuje dać mu tak na imię...
Narcyza poprawiła się na krześle.
     - Hemriono to jedyne o co cię proszę. Posłuchaj... Zawsze chciałam by Draco miał rodzeństwo. I zawsze marzyłam o Scorpiusie w rodzinie. Jednak wyszło inaczej i teraz...
     - O co chodzi z tymi imionami pochodzącymi od zwierząt? Córeczkę mam nazwać Lea*?
Narcyza uśmiechnęła się cierpko.
     - Brzmi bardzo ładnie, nie uważasz?
Po chwili przyjrzała jej się uważniej.
     - Nigdy nie przeprosiłam cię za to, że podniosłam na ciebie rękę.
To również zdziwiło Hermione.
     - O czym mówisz? - popatrzyła w bok. Minęło tyle czasu i nigdy nie poruszały tego tematu.
     - Gdy słyszałam o tym, że ciebie i mojego syna... ciągnie was do siebie nawzajem chciałam po prostu już nigdy w życiu cię nie widzieć. I wtedy, gdy przyszłaś po raz drugi... Mówił, że zaprosił cię żebyś pozbyła się wszelkich złudzeń. Gdy wyszłaś poszłam do Dracona. Patrzył przez okno jak odchodzisz. I jako jego matka dobrze wiedziałam co ten wzrok oznaczał. Nie twierdzę, że Malfoyowie nie mają wad. Ale jeśli chodzi o wierność, gdy kochamy, to już na wieczność... Naprawdę już wolałam Astorię, ale wiedziałam też, że to już przesądzone.
     - Cóż... to brzmi tak jakbyś nagle zaczęła mnie akceptować.
Narcyza wstała, podeszła do Hermiony i chwyciła ją za podbródek.
     - Spójrz na siebie. Twój wygląd godnie go reprezentuje, co mnie cieszy. Obaj jesteście bardzo wysoko na szczeblach swoich karier. A jeśli chodzi o twoją krew... O dziwo brukowce określiły to jako niesamowity przełom dla naszej rodziny, że niby staliśmy się tacy... dobroduszni. Jakbyśmy nagle zaczęli udzielać się charytatywnie.
     - Świetnie...
Narcyza się uśmiechnęła.
     - Mój biedny mąż chyba nigdy się do ciebie nie przekona. Jestem jednak rada, że znów zaczął rozmawiać z Draconem. A co się tyczy nas... Jesteś żoną mojego syna, będziesz matką mojego wnuka...
Przybliżyła się i wyszeptała jej do ucha.
     - Myślę Hermiono, żę między nami będzie tylko lepiej, gdy Scorpius pojawi się na świecie.
❈❈❈
     Hermiona westchnęła. I tak oto Scorpius siedział obok oglądając bajki. To nie tak, że poszła jej na rękę, prawdę mówiąc po kilku miesiącach... jej samej zaczęło podobać się to imię. Swoją drogą patrząc na synka łatwo zgadnąć, że geny Dracona całkowicie zdominowały jej własne.  Ślub wzięła przed zajściem w ciąże. Po szkole dużo podróżowali, zanim w ogóle myśleli się ustatkować. Wzięli przypadkowych świadków i pod wpływem spontaniczności złożyli sobie przysięgę w Vegas. Niezbyt rozsądnie i romantycznie, ale miło wspomina ten okres. Czy ona wpłynęła jakoś na Malfoya? Trudno powiedzieć. Był świetnym tatą i miał głowę do interesów, ale to chyba nie przez nią. Jeśli jednak popatrzyć na to w drugą stronę zdarzało jej się słyszeć, że stała się  bardziej... żywiołowa i... nieskrępowana chyba? Sama nie wiedziała czy to dobrze, czy nie.
Ktoś zapukał do drzwi.
     - O! - Scorpius podbiegł do drzwi by otworzyć. Hermiona również wstała i słyszała już wesołe głosy wchodzących gości. Zaprosiła dziś wszystkich na obiad. Od czasu do czasu lubili zwolnić i po prostu spędzić wspólnie czas. Od południa siedziała w kuchni. Mieli małe sprzeczki o skrzaty domowe. W końcu ona sama walczyła o ich prawa. Ale dała się przekonać, że rzeczywiście niektóre czerpały satysfakcję ze swojej pracy. Więc zatrudniała je na pięć dni w tygodniu, dziś miały wolne.
Gdy szła ich wszystkich uściskać pod jej nogami przeleciały już dzieciaki Harrego.
     - Jak się czujesz, kochana? - spytała Jessice.
     - Jest bardzo dobrze. - odpowiedziała z uśmiechem głaszcząc się po widocznie zaokrąglonym brzuchu.
     - Drogie dzieci, panie... miło was widzieć. - dało się słyszeć Dracona słodzącego po schodach. - O i jeszcze wy... - popatrzył na Harrego i Rona. - No trudno.
Hermiona przewróciła oczami. Zawsze to samo...
     - Widzę że zmieniłeś auto Malfoy. - zaczął Ron. - Trochę się pośpieszyłeś, bo już wyszedł nowy model. O wiele ładniejszy moim zdaniem.
     - Tak, następnym razem przyjdę najpierw do was. Weasley może w końcu zdradzisz mi jak utrzymać przy życiu trzydziestoletniego rzęcha. No bo poważnie... To wymaga prawdziwej znajomości w temacie. Chyba ze dotyczy ona tylko tych poniżej średniej krajowej...
     - Draco. - powiedziała spokojnie Hermiona.
     - Eh tak się tylko droczę. Widać nie potrzeba auta, by mieć przy sobie tak piękne kobiety.
W końcu się przywitali. Tak po męsku.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
     - Dziękuje mężu.
Ich wzrok się skrzyżował.  Ten jego wiecznie niezmienny uśmiech niegrzecznego chłopca... Raz sprawiał, że chciała zjeść go w całości, a raz przywalić mu raz, a porządnie. Teraz chyba to pierwsze...
Potrząsnęła głową. Musi to zostawić na później.
     - Chodźmy do stołu. Pieczeń niedługo będzie gotowa. I nie zgadniecie co będzie na deser... Ale to niespodzianka!





*Lea to po łacińsku lwica

niedziela, 1 października 2017

Wojna jest skończona 12.

    - To już koniec... - pomyślała i znów przeszedł ją krótki dreszcz. Stała ostatni raz ubrała w szatę reprezentującą Hogwart.







     - Oh... jednak doszłaś. Nie byłem pewny, czy przyjdziesz. - powiedział siedząc na kanapie.
     - Jak miałam nie przyjść? Nie było żadnych wieści od ciebie. - powiedziała, lekko napięta.
Stanęła u progu drzwi przyglądając mu się.
     - Eh wiem, powiedzmy, że... ostatnio nie miałem na to czasu.
Wydawał jej się bladszy niż zwykle i niezwykle zmęczony. Czarne sińce znów okalały mu skórę pod oczami. I ten jeden nowy szczegół... Wiele osób skończyło z nowymi bliznami. U Malfoya była to krzywa linia, która wydłużała prawy kącik jego ust. Można by powiedzieć, że przedłuża mu uśmiech, bo kierowała się delikatnie w górę, choć Hermiona wcale tak tego nie wiedziała.
     - Na pewno musiałam przyjść, by powiedzieć... myślę, że słowo przepraszam jest tu odpowiednie.
     - ''Przepraszam''?
Nieznacznie wskazał na miejsce obok siebie, gdzie po chwili usiadła.
Pokiwała głową.
     - Gdybym ci nic nie powiedziała, do niczego takiego by nie doszło. Nie musiałbyś przez to wszystko przechodzić.
     - Masz rację, wszystko zaczęło się, gdy się wygadałaś.
     - I jeszcze przez chwile myślałam, że jesteś po ich stronie! Jak bardzo złą osobą jestem...? Zdaje sobie sprawę co musisz myśleć i wiem, że-
Mówiła szybko starając się przekształcić swoje chaotyczne myśli w słowa, gdy nagle chwycił jej twarz w dłonie i przyciągnął do siebie. Wydawało się  jej, że pocałunek staje w ogniu. Choć chciała jak najwięcej, Malfoy dość szybko go zakończył.
Spojrzała na niego pytająco.
     - To po to... żebyś się zamknęła. - Uśmiechnął się lekko i szrama na jego twarzy również się uniosła.
     - Granger daj sobie spokój. - powiedział głośniej, całkiem rozbawiony. - Naprawdę nie masz co robić, tylko wyrzucać sobie takie głupoty?  Znalazła się Matka Teresa...
Jej usta drgnęły. Przyglądała mu się uważniej i robiło jej się coraz cieplej. Minęło trochę, i na pewno cały ten czas tęskniła. Teraz gdy miała go przed sobą, mimo tych okoliczności i tego miejsca, jej serce biło mocniej i czuła się po prostu... lepiej. Zastanawiała się co ma mu powiedzieć.
     - Przepraszam...- odezwała się cicho.
Prychnął. Uniósł rękę i pogłaskał ją po głowie.
     - No dobrze, dobrze, wybaczam.
     - Czy... wrócisz jeszcze do szkoły?
     - Hmm? Trudno powiedzieć, chyba nie...
     - Więc jak będziemy się widzieć? - powiedziała szybko.
Uniósł brwi.
     - To trudne pytanie... A jak z tobą i McLaggenem?
Pokręciła głową.
     -Nie jestem z nim.
     -Co? Czemu tak szybko?
     - Nie mów mi, że nie wiesz.
Znów poczuła napływ emocji. Tak długo go nie widziała i teraz, co? Znowu miała go stracić na Bóg wie ile?
     - Wiem, mogę tylko rozważać, że ta przemiana, pierwsza faza księżyca... To musiało być tak trudne i fakt, że nie mogłam być z tobą... Nawet nie wiem jak to opisać. To doprowadza mnie do szaleństwa Draco. Nawet nie mogę już udawać przed samą sobą. Naprawdę cię kocham.
Czuła ciepło na policzkach, gdy to powiedziała. Prawdopodobnie się zarumieniła.
Wydawał się zdziwiony, tym co usłyszał. Popatrzył w bok.
     -Dziękuję Hermiona...
Teraz to ona się zdziwiła. Chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Po emocjach, które zmusiły ją do wyznania pojawiła się niepewność, co ma teraz zrobić.
Malfoy westchnął.
     - Cieszę się, że przyszłaś. Chciałem żeby wszystko było między nami ok... I słyszałem, że już tu nawet byłaś? - uśmiechnął się ledwie zauważalnie. - Niestety nie byłem wtedy w najlepszej formie.
O... Wątpiła by wiedział o zachowaniu swojej matki, nie mówiłby wtedy tego tak spokojnie...
     - Słyszałeś?
     - Tak... Mama widziała cię przez okno.
     - ...
     - Trudno teraz będzie pozostać nam w kontakcie. Pamiętasz, rozmawialiśmy o tym, że chyba jest to możliwe tylko w szkole, a skoro już do niej nie chodzę...- Wypuścił powietrze. - Zapraszałbym cię częściej, ale znasz moich... rodziców. Powiedziałem im, że chce tylko sprostować pewne sprawy. Wiesz, dzięki tobie lepiej tolerują teraz Astorię. - zaśmiał się krótko.
Hermiona słuchała tego w ciszy. Chciała się podnieść, ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Wzięła spokojniejsze wdechy i zmusiła się do wstania.
     - Będę już szła, dobrze że sprostowaliśmy te rzeczy. Mam nadzieję, że szybko powrócisz do pełni sił.
Chwyciła za klamkę i zamknęła za sobą drzwi.
Znalazła się na pustym korytarzu, ale wydawało się jej, że zapamiętała drogę do drzwi frontowych. Ruszyła w stronę schodów.
Na dole skręciła w prawo. Pomyliła się o jeden zakręt i znalazła się w jadalni. Już miała się cofnąć, ale zauważyła ich przed sobą.
Siedzieli obok siebie o czymś rozmawiając, widząc ją przerwali. Narcyza spojrzała na nią chłodno, bez żadnych wyczuwalnych emocji. Lucjusz za to uśmiechnął się ironicznie.
     - Ach, panna Granger. Już nas opuszczasz? Może zostaniesz i zjemy wspólnie posiłek? - Niby miły ton zdradzał jego kpinę.
     - Dziękuję, będę już wychodzić.  Życzę państwu smacznego. - odpowiedziała grzecznie i opuściła pomieszczenie.
 Gdy znalazła się na zewnątrz w końcu poczuła, że może oddychać. Tak jakby ktoś ściągnął jej z twarzy foliową torbę, która cały czas się zaciskała.
❈❈❈
     - Hej Padma, łap!
Ta zaczęła krzyczeń w panice.
     - Jezu! Co to jet! Co to jest!!
Odbijała w dłoniach, jakby ją parzyła... dłoń, która sama z siebie się ruszała.
     - Proszę to odłożyć, to cenny eksponat! - próbowała przekrzyczeń ją Trelawney.
Wszyscy w klasie zanieśli się śmiechem i w tym samym czasie zadzwonił dzwonek. Hermiona westchnęła wstając i zabierając swoje rzeczy.
     - Hej! - doskoczyła do niej Ginny. - Wolne, idziemy na kawę?
     - Nie... Idę się pouczyć...
     - Cały czas się uczysz. Wyjdźmy chociaż na chwilę.
     - Ok, jeśli bardzo chcesz...
Ginny westchnęła.
Szły razem do dormitorium.
 Gdy miały się rozłączyć Ruda zwróciła się jeszcze w jej stronę.
     - Wiesz Hermiona... Ja nic nie wiem i mogę się tylko domyślać... Nie mam zamiaru naciskać, ale... myślę, że dobrze by ci to zrobiło, gdybyś komuś się wygadała. - mówiła łagodnie.
Herm patrzyła na swoje drzwi i przytaknęła wolno. Otworzyła je i weszła do środka.
Przywitał ją Koogi. Ginny wymyśliła to imię, mówiła że słyszała ten pseudonim u jakiegoś autora. Hermionie się spodobało i tak już zostało. Koogi rosną szybko i nie cieszył się zbytnią sympatią. Był dla każdego opryskliwy i nikomu nie dał się dotknąć, w dodatku nie czuł się winny niszcząc rzeczy innych uczniów. Jednakże Miona i on bardzo się kochali. Widząc ją zamruczał ucieszony i wskoczył na łóżko. Wyciągnęła dłoń by pogłaskać go pod pyszczkiem.
❈❈❈
     Hermiona stanęła na progu kafejki wypatrując Ginny. Nagle zobaczyła rudowłosą dziewczynę, całkiem odszczeloną. Gdy ich wzrok się spotkał Weasleyowa wstała i podeszła do niej szybko. Złapała ją za rękę.
     - Choć, jedziemy!
     - Jedziemy...? Gdzie...?
     - Do Nory!
❈❈❈
     Gdy znalazły się na miejscu zobaczyła na podwórku Harrego, Rona... Jessice.... i jeszcze kogoś, kogo nie znała...
     - Nie... Nie, nie, nie. - pomyślała Granger.
Ginny energicznie  pomachała do nich ręką i szybko odwróciła się do niej.
     - To Patric. Jest trochę nieśmiały, ale bardzo sympatyczny. Lubi ostre jedzenie i szatynki.
     - Ginny, co do...
Nie zdążyła dokończyć, ponieważ reszta ekipy już do nich podeszła.
     - Cześć Hermiona. - Patric uśmiechnął się niepewnie wyciągając do niej rękę.
❈❈❈
     Dalej nie mogła uwierz w to, co zrobiła Ginny. Jej zdaniem to już podchodziło pod bezczelność. Nie wspominając o tym, że absolutnie nie raczyła jej nic powiedzieć do samego końca. Dlatego też siedziała obok niego w kinie w jeansach i czarnej kurtce podczas gdy inni bardziej przyłożyli wagę do swojego wyglądu. Przynajmniej byli już po kolacji i teraz na sali było całkiem ciemno...
Patric rzeczywiście był bardzo miły i okazał się być niezwykle dżentelmeński. To nie tak, że rozmowa się nie kleiła, ale Miona nie potrafiła wykrzesać z siebie zbyt wiele entuzjazmu. Chłopak był wysoki, szczupły, miał jasne włosy. Przechodził jeszcze późny okres dojrzewania o czym świadczyło parę krostek na jego twarzy. Nie wychodził ponad przeciętną, ale można było uznać go za przystojnego. Gdyby Ginny miała szanse wyrazić na głos swoja opinię dałaby mu 7,5. Teraz siedzieli obok siebie. Patric trzymał dość sztywno kubełek z popcornem. By nie wyszło dość niezręcznie co jakiś czas sięgała ręką do kubełka.
Film się skończył i gdyby ktoś spytał Hermione o czym był, nie umiałaby odpowiedzieć.
❈❈❈
     - Herm... nie bądź zła na Ginny. Wyszło tak jak wyszło, ale wiem, ze chciała dobrze... - powiedział Harry, a w jego głosie dało się słyszeć nutkę skruchy.
     - Nie jestem na nią zła. - postanowiła go zapewnić. Mógł mieć wątpliwości, bo gdy razem wracali nie odezwała się do niej ani słowem.
Otworzyła drzwi do swojego pokoju i przesunęła się, by go przepuścić.
     - Wiesz wszyscy... trochę się o ciebie martwimy. Mam wrażenie, że jesteś z nami, ale... wcale cię nie ma. Jest coś co mogę zrobić?
Hermiona nalazła sobie wody i usiadła na łóżku.
     - Chciałbym żebyś powiedziała mi teraz, żebym nie popełnił podobnej gafy jak Ginny.
Pomyślała o tym co ostatnio usłyszała od Ginny. Kiedy powinno zrobić się jej lżej.
Nie odpowiedziała mu dalej pijąc.
Harry stał chwilę po czym zaczął się odwracać.
     - Ok... Mionka widzimy się jutro...
Westchnęła i odłożyła szklankę.
     - Wszystko zaczęło się przez Rona. Tak myślę, że przez niego. Wiesz, wtedy jak zaczął być z Jessicą.
Harry przystanął i zrobił krok w jej stronę.
     - Nawet nie wiem kiedy to się stało, gdy zaczęłam się z nim drażnić i w pewnej chwili... go pocałowałam. Tak sama od siebie. Potem zrobiłam coś jeszcze gorszego. Zaprosiłam go do swojego pokoju.
     - Co...?
     - I on się zjawił. - wypuściła powietrze. - Chryste. To z pewnością było coś nowego. Wszystko mnie bolało przez te sińce. I ta apaszka? Byłam cała pogryziona...
     - Zabiję go.
 Herm złapała go za rękaw.
     - Spotykaliśmy się w różnych miejscach. Pamiętasz ten widok na jezioro za chatką Hagrida? Zabrałam go tam raz, czy dwa. Łazienka perfektów, Jęczącej Marty, jego pokój... Za każdym razem, gdy znikałam, byłam prawdopodobnie z nim. I wtedy gdy sie martwiłeś, na balu, też z nim tańczyłam. - jej oczy zrobiły się wilgotne. - Potem powiedziałam mu wszystko o Greybacku. To dlatego tam był. I teraz... byłam u niego. Za pierwszym razem Narcyza wymierzyła mi całkiem mocny policzek. - teraz mówiła już przez łzy. - Drugi raz... Gdy wyznałam mu miłość, nie wydawał się poruszony. Widać jest to jednostronne. A ja tylko... chcę żeby był obok i mnie całował.
Jedna łza za druga skapywały jej po policzkach. Nim się spostrzegła Harry przytulał ją do siebie. Wtuliła się w niego mocno mocząc mu ramię.
❈❈❈
     - Jak to nie słyszałaś o ''Brownie''? - spytała z niedowierzaniem Lavender.
Hermiona nie odpowiedziała na to. Zdawała sobie sprawę, że ostatnio była towarzysko porządnie zacofana.
     - To pierwszy klub który, nareszcie, otwierają. Z dobrymi kapelami na żywo, i parkietem. Jezu, już się nie mogę doczekać!
     - Ja też! - zawtórowała jej reszta.
Stała z dziewczynami przed salą i zbierała z odłamków rozmowy informacje o niejakim ''Brownie''. Dobry klub muzyczny dla młodych po osiemnastce. Otwarty dwie przecznice dalej za sklepem z różdżkami. I otwarty dokładnie jutro. I wszyscy, jeśli wierzyć na słowo, dosłownie wszyscy się tam wybierają. Widząc wzrok Ginny chyba ona również...
❈❈❈
     Westchnęła stojąc przed lustrem. Czy miała ochotę iść? Nie, nie miała. Naprawdę wolała ten wieczór spędzić sama, z książkami... Przyjrzała się sobie jeszcze raz.
Rozpuściła włosy, użyła ciemnej szminki... Ubrała czarne botki, skórzane spodnie i krótką turkusową bluzkę. Oparła się czołem o lustro. Tak bardzo nie chciała iść... ale właśnie pukali donośnie do jej drzwi. Otworzyła i ujrzała przed sobą wesołe twarze Nevilla, Harrego, Rona, Ginny, Luny, Lave- chwila Luny!?
     - Niespodzianka! - wydarł się w szampańskim stylu Ron unosząc pięść do góry. A jednak coś potrafiło poprawić jej humor. Podeszła i obie przytuliły się na powitanie.
❈❈❈
     Trzeba przyznać, że miejsce było przestronne. Z dużą sceną, parkietem, barem i stolikami. Światło było przyciemnione i dominował kolor czerwony. Na scenie grał nieznany jej zespół, ale stwierdziła, że już może być ich fanem. Wydawało jej się, że grywają alternatywny rock.
Chyba dziewczyny nie kłamały. Wszędzie znajome twarze. Wszystkie domy w jednym miejscu... Właściciele muszą zacierać ręce. Niektórzy, jak Neville i Ron, wyszli już na parkiet, Harry poszedł gdzieś z Ginny, a Luna była z resztą dziewczyn. Nagle zobaczyła Astorie. I poczuła się sto razy mniej komfortowo. Odwróciła się, by przypadkiem nie spotkać jej wzroku. Zobaczyła przed sobą chłopaka, który niósł tacę z drinkami. Wzięła od niego jeden i wypiła na raz. Od razu się skrzywiła i poczuła również, że poziom dyskomfortu zszedł do osiemdziesięciu razy. Sięgnęła po drugi kieliszek.
❈❈❈
     - Wiesz zaczynam przyzwyczajać się do ciebie bez okularów, wyglądasz tak seksownie...- szepnęła mu Ginny przygryzając płatek jego ucha. Siedzieli pochylając się nad sobą. Nagle się wyprostowała.
     - C-Co mój zdrowy inaczej na umyśle brat wyprawia?- spytała wskazując na parkiet.
Ron czuł się jak ryba w wodzie odkrywając swoją dziką naturę, dzięki pomocy paru procentów. Właśnie tańczył na środku bardzo łamanego breakdance tworząc kółko ludzi wokół siebie.
Widząc to Harry z Ginny wybuchnęli śmiechem.
 ❈❈❈ 
     Dziś ta Ruda piękność wyglądała tak wyzywająco i atrakcyjnie... Że nie było rady i zrobili to w łazience. Ginny poszła poprawić makijaż z jedną z dziewczyn podczas gdy on podszedł do baru. W rogu zastał z założonym kapturem śpiącego kompana.
Pokręcił głową z dezaprobatą.
- Ron...
Po chwili usłyszał wiwat i doping od strony stołów.
- Chyba wystarczy i pora się zbierać... - pomyślał. - Jezu... od kiedy to ja muszę być tym trzeźwo myślącym?
Na stole tańczył nie kto inny jak Hermiona. Kręciła biodrami i wywijała włosami. I szło jej całkiem nieźle. Tylko czekać, aż straci równowagę. Tak... Właśnie to się stało. Wszyscy stojący wyciągnęli ręce łapiąc ją tak jak ludzi na koncercie robiąc fale. Gdy znalazła się na ziemi ledwie mogła ustać.
     - Choć pomogę ci. - zaśmiał się Zabini łapiąc ją za ramię. Wyrwała mu się i uśmiechnęła.
     - Czuję się świetnie. - powiedziała chwiejąc się.
     - Właśnie widzę. - spróbował znów wyciągnąć rękę, ale dalej nie dała się dotknąć.
     - W czym problem? Nie jestem Malfoyem? - powiedział szczerząc się.
     - Nie... Problem w tym, że ty to ty... - starała się mówić składnie, choć nie do końca wyraźnie.
Po chwili poczuła dotyk. Mocniejszy i bardziej pewny.
     - Ok, wystarcz. Idziemy.
Harry prowadził ją w stronę wyjścia.
     - N-nie... Impreza trwa! - starała się protestować, w końcu usiadła na ziemi.
Harry westchnął i podniósł ją. Przez resztę drogi niósł ją na rękach.
     - Mam nadzieję, że Ginny nie pójdzie w twoje ślady i zajmie się bratem.- wymamrotał.
❈❈❈
     Hermiona odmawiała pójścia do swojego pokoju. Nie miał wyboru i zaprowadził ja do swojego. Położył ją na swoim łóżku i skrzyżował ręce stojąc nad nią.
     - Nie chcę spać... Nie chcę spać! - mówiła gniewnie.
     - Oj Hermiona, Hermiona... - Potter pokręcił głową.
     - Widziałeś tego... Zabiniego? - zaśmiała się.
     - Tak, dobrze że nawet pijana potrafisz odróżnić co jest niedobre.
     - A widziałeś Ast- Astorie?
     - Astorie?
     - Eh... To takie n-nie fair! Choć nie, to jest fair. Ale było nie fair dla niej. A teraz... Teraz...- powieki zaczęły jej opadać. Jej głowa osunęła się do przodu. Widząc to Harry pomógł się jej położyć i po chwili została sama w pokoju.
❈❈❈
     - Ugh... - nie pamiętała kiedy miała aż tak ciężki poranek. Czuła jakby jej głowa ważyła tonę i pulsowała z każdym oddechem. Chwyciła się za czoło i próbowała podnieść na jednej ręce. Gdzie była...? Była w ich pokoju... Na przeciwnym łóżku leżał Harry, na łóżku... Rona? Tak, a ona leżała na jego. A Ron...? Chrapał teraz głośno na podłodze. Ten dźwięk wwiercał się w jej czaszkę, więc podniosła poduszkę i rzuciła nią w Rudzielca. Ten zacharczał, wziął głęboki wdech i rozejrzał się zdezorientowany.
- C-co się!? Aghh... - potarł głowę.
- Witamy wśród żywych. - powiedział Harry, który też właśnie się obudził.
- Cz- czemu jestem na podłodze?
- Za karę.
 Hermiona popatrzyła na Harrego i oboje zaczęli się śmiać.
❈❈❈
     Herm stała pod klasą. Dalej czuła się jak sto nieszczęść. Próbowała uspokoić ten nieznośny ból głowy, który nie dawał za wygraną mimo farszu w postaci tabletek przeciwbólowych. Jej pierwszy kac. Powód do dumy.
     - Ciesze się, że zobaczymy się z Luną na koniec roku! - powiedziała radośnie Ginny.
     - Ja też. - Hermiona uśmiechnęła się słabo.
     - Hej! Granger! - zawołał ją Zabini. Gdy spojrzały w jego kierunku w ich stronę leciał liścik. Gdy go rozwinęła ukazało się, że to ruchome zdjęcie... Jej zdjęcie. Jak gnie się na stole...
Cała czerwona automatycznie je potargała. To rozśmieszyło Ślizgonów.
     - Nie martw się, mamy tego masę. I różne ujęcia.
Rozgniewana zauważyła, że nikt inny nie raczył się za nią wstawić. Niektórzy nawet uśmiechali się pod nosem.
     - Nie mówcie mi... - pomyślała zdesperowana. - że oni też chcą to zobaczyć...?
❈❈❈
     Ok, to była... chwila frywolności. Zdarza się najlepszym. Teraz jednak postanowiła skupić się na niczym innym, jak na zbliżających się dużymi krokami końcowych egzaminach. I udawało się jej wytrwać w postanowieniu podczas gdy inni chyba uzależnili się od nowego lokalu.
     Gdy jednego wieczoru siedziała za biurkiem co chwilę jej wzrok spoczywał na kalendarzu.
     5 czerwca....
Zastanawiała się czy coś zrobić. Coś napisać, coś wysłać... Biła się z myślami i w końcu postanowiła, że... Nie odezwie się wcale. Po co o sobie przypominać. Niech już zostanie tak jak jest. Choć ją boli równie mocno jak na początku zamierzała już ostatecznie dać spokój mu i Astorii. I nawet czuła, że była im to winna... Na pewno miał teraz bogate przyjęcie urodzinowe.
❈❈❈
     Było tak ciepło. W pokoju było otwarte okno, przez co promienie słońca i woń kwiatów wypełniały pomieszczenie.
     - To już koniec... - pomyślała i znów przeszedł ją krótki dreszcz. Stała ostatni raz ubrała w szatę reprezentującą Hogwart. Poprawiała krawat powtarzając w myślach słowa przemowy. Egzaminy poszły jej... dokładnie tak jak chciała. Dlatego też to ona miała wygłosić mowę na zakończenie. Znów przeszedł ją dreszcz. Dwóch najlepszych uczniów miało to zrobić...
Przypomniała sobie wydarzenie które miało miejsce około dwóch tygodni temu.
❈❈❈
     - Cieszę się panie Malfoy, że Draco zdoła być na zakończenie roku. - powiedziała z uśmiechem McGonagall zwracając się do niego na korytarzu, którym właśnie przechodziła Hermiona. Gdy tylko ich zobaczyła przyśpieszyła kroku przechodząc obok. Usłyszała, że Lucjusz również zaczął odchodzić.
     - Ah panna Granger! - usłyszała za sobą.
Odwróciła się i od niechcenia przytaknęła mu na powitanie.
     - Słyszałem o twoich wynikach. Przyjmij moje gratulacje. Wygląda na to, że ułożysz przedmowę razem z Draconem. - mówił do niej protekcjonalnym głosem. - Cieszę się, że ci się to udało i nawet miałaś czas... bawić się po klubach. Chyba do każdego dotarły zdjęcia z twojej zabawy. - uśmiechnął się złośliwie.
     - Doprawdy? Dziwne, że akurat pan to widział.
     - Przez przypadek, nie pamiętam czy miał je Blaise, czy Astoria, gdy u nas byli.
Hermiona zacisnęła usta i ruszyła przed siebie. W głowie przeklinała cały przeklęty ród Malfoyów.
❈❈❈
     Westchnęła i ubrała biret poprawiając pasek.
     Był w Hogwarcie od wczoraj. Widziała go z daleka otoczonego przez uradowanych Ślizgonów. On też ją widział.
     - Hermiona! - gdy krzyknął wszyscy popatrzyli na niego zszokowani. Ona sama przystanęła na chwilę osłupiona. Ale prawie natychmiast ruszyła dalej, nie zwracając na niego uwagi. Dobrze... jeszcze trochę i może w końcu znów zacznie go nie znosić.
❈❈❈
     Harry, w swojej czarnej szacie, stał przed lustrem przemywając twarz. Nagle zobaczył za sobą tego białego szczura... Chciał go zignorować, naprawdę...
     - Potter, gdzie jest Granger?
Odwrócił się, już cały nabuzowany.
     - Co cię to interesuje Malfoy? Nie zbliżaj się do niej. - powiedział, patrząc na niego gniewnie.
Blondyn wzruszył nonszalancko ramionami i uśmiechnął się pogardliwie.
     - Ok, nie musisz mówić. Sama przyjdzie, jak zawsze...
Potter zaczął szukać różdżki, ale widząc to Malfoy nie dał mu tej okazji. Zamachnął się i przywalił mu w twarz. Harrego odwinęło do tyłu, a z nosa skapnęła krew.
     -Phew. - Malfoy się zaśmiał. - Niezła twarz, Potter.
O nie, nie zamierzał pozostać dłużny. Skoro stanęło na walce wręcz... Rzucił się w stronę Malfoya uderzając go w klatkę piersiową. Po chwili zaczęli się okładać, Harry w pewnej chwili kopnął go kolanem w brzuch, przez co Ślizgon się pochylił jednak zaraz niespodziewanie podciął Potterowi nogi i przewrócił go na kafelki. Jego okulary się stłukły i dostał kolejnych parę razy po twarzy.
     - Z- złaź ze mnie! - tego już było dość, cała jego szata była potargana i ubrudzona. Malfoy złapał powietrze i dalej siedział na Wybrańcu.
     - Po prostu się od niej odwal. Jaki masz problem!?
     - Ja mam problem? Z tobą jest coś nie tak. Tylko o nią spytałem. Obrońco od siedmiu boleści. Nie umiesz nawet obronić siebie.
Potter chciał wstać, ale ten mu nie pozwalał.
     - Nie wiesz nic.
     - Wiem wszystko! - powiedział rozgotowany Harry znów wierzgając. W końcu Malfoy z niego zszedł. Ten wstał. Chwycił różdżkę i wycelował nią w okulary. Po chwili znów mógł je włożyć. Malfoy włożył ręce do szaty i patrzył na niego z dezaprobatą.
Fakt, że wyszedł z tego z mniejszymi obrażeniami niż on doprowadzał okularnika do szału.
     - Nie wydaje mi się.
     - Sam fakt, że w ogóle ją dotknąłeś... sprawia że chce mi się rzygać.
Draco parsknął.
     - Potter... Ne możesz decydować za nią.
     - Na pewno jest już tego samego zdania.
     - Zobacz-
     - Nie zasługujesz na nią.
Podszedł bliżej niego.
     -Wiesz co Potter mógłbym ci skopać tyłem. Jeszcze raz i jeszcze raz... I czerpałbym z tego cholerną satysfakcje. Ale jeśli chodzi o nią...- potrząsnął głową.- Muszę z nią pogadać.
Odwrócił się w stronę wyjścia.
     - Rozumiem, że jej teraz nie widziałeś? Ok, dzięki za informacje, do zobaczenia na zakończeniu. - powiedział przyjaźnie, gdy opuszczał łazienkę.
     Harry został sam kalkulując wszystko w myślach. Złapał się za ubranie i podjął próby przywrócenia się do porządku.
❈❈❈
     Ginny ścisnęła jeszcze jej dłoń na dodanie sił. Wyszła na platformę. Wzięła głębszy oddech. Zdecydowała się nie czytać z kartki. Powtarzała to tyle razy, że niemal wiedziała z pamięci co mówić. Poza tym chciała trochę poimprowizować, by wyszło bardziej szczerze. Szczególnie gdy teraz widziała przed sobą te wszystkie znane jej twarze, osoby które lubiła, te które znacznie mniej i wreszcie swoich przyjaciół, dopiero przed chwilą widziała, że z tyłu dołączył Harry... Gdy skończyła otrzymała gromkie oklaski. Po niej zaczął mówić Malfoy. Stała obok niego i niespecjalnie słuchała tego co mówił. Gdy i on skończył, nim się spostrzegła, już wszystkie czapki znajdowały się w górze. Tyle osób przytuliło ją do siebie. Kto wie kiedy znowu w życiu przytrafi się taka okazja. Między uczniami panowało uczucie radości, ale i powoli wkraczającej nostalgii. Tyle razem przeszli i teraz... wszystko będzie inaczej. Witamy w dorosłym, nudnym świecie...
     Szła przez korytarz. Zmierzała do swojego pokoju, gdy ją złapał. Czy specjalnie szła sama? Możliwe, teraz jednak była niemal przekonana, że jednak nie chciała go widzieć.
     - Malfoy... - popatrzyła na niego bez wyrazu. Po chwili uśmiechnęła się delikatnie. - Dobrze cię widzieć w takim stanie. - po chwili przypatrzyła mu się uważnie. - Chociaż... chyba nie do końca dobrze się zamaskowałeś.
Automatycznie złapał się za stłuczony policzek i wyszczerzył się w uśmiechu.
     - To? To nic...
Nagle złapał ją za nadgarstek.
     - Uciekamy przede mną, czyż nie?
Popatrzyła na niego zdziwiona.
     - Co? Puść mnie...
Przyciągnął ją do siebie.
     - Dlaczego miałbym to zrobić?
Próbowała się wyrwać.
     - Czy siadło ci dodatkowo na mózg? Powiedziałam żebyś mnie puścił!
Uderzyła go wolną ręką w klatkę. Nie był to zabójczy cios, ale dość mocny by można było odczytać znaki, że mówi poważnie. Malfoy na pewno odczytał, ale widać miał to gdzieś, bo tylko się zaśmiał.
     - Co z tobą Granger? Nie chcesz się zabawić ostatni raz?
Niemal odebrało jej mowę przez jego bezczelność.
     - Ty...
Pochylił się nad nią jakby chciał ją pocałować.
     - Ty cholerny kretynie! Nic! Nic się nie zmieniłeś! Myślisz, że nie powiem o tym Astorii?
Pokręcił głową.
     - Nie jestem z Astorią.
     - Boże... Mam nadzieje, że przekonała się do ciebie tak samo jak j-
Złapała ją za drugi nadgarstek.
     - Od bardzo dawna nie jestem. Poprosiłem ją, by udawała.
     - Co...
     - Puszcze cię i pozwolisz mi wytłumaczyć, ok?
Szarpnęła się, ale pozostała w miejscu patrząc na niego nieprzychylnie.
Zadarł głowę do góry, po chwili wypuścił powietrze.
     - Jedyne czego od ciebie chciałem to trochę czasu. I cierpliwości. Widzisz, nie mogłem tego wszystkiego zrobić w pięć minut.
     - Zrobić czego.
Popatrzył na nią znacząco dając do zrozumienia, ze teraz on mówi.
     - Sprawy się pokomplikowały odkąd zostałem tym cholernym... czymś. Ale okazuje się, że w zasadzie miało to też dobrą stronę. Udając bardziej chorego niż w rzeczywistości byłem miałem czas odmrozić swoje pieniądze i ulokować je w dogodniejszym miejscu... Moi rodzice zaczęli podejrzewać, że coś jest między nami po tym jak zebrali informację, że nie chciałem by coś ci się stało wtedy w lesie... No więc porozmawiałem z Astorią. Chciała mi pomóc i udawała, że dalej ze sobą jesteśmy. I wtedy, gdy przyszłaś... Wiedziałem, że spotkasz moich rodziców więc chciałem by wyszło jak najbardziej autentycznie... Eh jednak moja mama nie dała się oszukać.
     - Co masz na myśli?
     - Cóż... powiedzmy, że wie wszystko i na początku, uwierz, nie była zachwycona. Ale teraz - uśmiechnął się. - Więc... nie akceptuje ciebie, ale akceptuje moje wybory.
Hermiona nie wyglądała na przekonaną.
     - Tak czy owak zadziałało na ojca. Staruszek dalej myśli, że wszystko jest po jego myśli. I z pomocą mojej mamy jestem pewny, że nie śmie zrobić cokolwiek przeciw tobie.
Hermiona potrząsnęła głową.
     - Poczekaj, do czego ty w ogóle zmierzasz.
     - Do tego, że możemy w końcu być razem. Dobrze, może nie mam tyle ile miałem mieć... Ale zaufaj mi wystarczy, by nie mieszkać w jakiejś żenującej kawalerce. Właśnie dostaliśmy te cholerne świstki. I jesteśmy wolni. Możemy wyjechać, możemy zrobić cokolwiek zechcesz.
Hermiona pomyślała, że jeszcze chwila i zacznie krzyczeć. Zamiast tego jej oczy napełniły się łzami.
     - Dlaczego płaczesz?
     - Dlaczego?! - powiedziała głośniej. - Już prawie się z ciebie wyleczyłam. Codziennie powtarzałam sobie, że cię nie potrzebuje. Że to koniec. I teraz wyjeżdżasz z czymś takim... To... jest zbyt idealne. Jak mam w to uwierzyć...?
Zaczął kciukiem ocierać jej łzy.
     - Mówiłaś, że mnie kochasz. I ja też cię kocham. Więc jaka jest twoja odpowiedź, Hermiona?
     - Ja... - wzięła wdech i przymknęła powieki. - Ja chcę tylko żebyś był obok i mnie całował.
Poczuła jego zapach, gdy podszedł tak blisko.
     - Więc teraz zacznie się spełnianie twoich zachcianek, tak? Dobrze, mogę zacząć od tego.





KONIEC

niedziela, 17 września 2017

Wojna jest skończona 11.

''Hermiona popatrzyła w bok zastanawiając się, jak skonstruować to pytanie.
     - Co będzie teraz z Draco Malfoyem?''






     Ktoś ją goni. Ten obrzydliwy śmiech, to jedyne co słyszy. I jeszcze bardziej odrażające cmokanie. Nie widzi nic. Biegnie przez pustkę i czuje pod stopami nierówną powierzchnie, przez co zdaje sobie sprawę, że za chwile upadnie. A wtedy będzie koniec. Biegnie dalej, choć już nie może. Zaczyna zwalniać. I nagle coś łapie ją od tyłu. Upada na ziemie. Czuje zimne łapska na wnętrzu swoich ud. Szpony przebijają jej ciało. Podchodzą w górę...
     Hermiona otwarła oczy. Szarpnęła się do góry i od razu poczuła przeszywający ból.
     - Hermiona! - zawołał zaskoczony Harry. Położył jej rękę na ramieniu i ściszył głos.
     - Uspokój się.
     Jej oddech był przyśpieszony. Rozejrzała się wokół. Była w szpitalu. Obok siedział Harry, a po drugiej stronie Ron, którego nie wybudził jej zryw, widocznie spał z opadnięta do przodu głową. Gdy na nich spojrzała obaj wyglądali na... rozbitych. Dalej mieli brudne twarze od ziemi i zakrzepłych resztek krwi, nie wiadomo czy swojej własnej. Zauważyła idącą w jej stronę pielęgniarkę, która spojrzała na nią z wyrzutem i westchnęła niezadowolona. Podeszła bliżej i złapała ją za rękę. Wbiła jej w żyły dwie igły, które ta musiała wyrwać. Rzeczywiście, na pościeli zrobiła się plama od gęstej przeźroczystej cieczy. Sala była oświetlona nikłym światłem, była zapewne noc. Pielęgniarka szybko przeszła dalej i  chwilę później usłyszała zza kotary krótkie pojękiwanie. Nie była jedynym pacjentem.
Jak tu trafiła...? Przypomniała sobie niemal natychmiast. Ostatni raz gdy go widziała był wtedy, gdy próbowała go podtrzymać. Słyszała krzyk, który musiał dobiegać z jej własnych ust. I potem... Potem nie było nic. Aż do teraz.
     - Harry. - popatrzyła na niego przejęta. Jej oczy były rozszerzone.- Gdzie jest Draco Malfoy?
Poruszył się niespokojnie.
     - Nie wiem...
     - Co...? Ale... Dlaczego nic nie pamiętam?
     - Nic?
     - Byłam przy nim i...
     - I zemdlałaś.
     - Ah...?
Zdołała sobie jeszcze przypomnieć tą jedną chwilę. Coś zaczęło jej przeszkadzać krzyczeć. Zaczęła kaszleć... krwią. Potem film się urwał. Widocznie uderzenie które otrzymała być mocniejsze, niż można by było przypuszczać. To adrenalina musiała pozostawić ją tak długo świadomą.
     - Harry... Musisz coś wiedzieć! Proszę, cokolwiek... - wymamrotała patrząc w białe prześcieradło.
     - ...Prawie od razu przyszła McGonagall i inni nauczyciele. Zajęli się resztą. Wzięli też Malfoya. Nie jest martwy.
Hermiona drgnęła.
     - Ale nie jest też tutaj. - kontynuował. - Pewnie niedawno wziął go Lucjusz.
Głowa jej pulsowała. Nie mogła zebrać myśli przez ten wiercący ból glowy.
     - Cieszę się... Że nic wam się nie stało. Jak długo byłam nieprzytomna? Co z resztą?
Harry pozostał chwile w ciszy jakby zastanawiając się, jak zacząć. W końcu westchnął.
     - Na szczęście niedługo. Spałaś ledwie jeden dzień. I... gdy Greyback obrał nas za swój cel... Inne wilkołaki zaatakowały resztę... - Harry ściągną usta. Hermiona patrzyła na niego w napięciu.
     - Kto leży tutaj ze mną...?
Harry wypuścił powietrze.
     - Prawie każdy. Według nich my też powinniśmy, ale woleliśmy zostać przy tobie.
Hermiona przybrała poważniejszy wyraz twarzy.
     - A kto nie leży?
     - ...Dean i Luna
Jej ciało zesztywniało. Zawsze trzeba liczyć się z ofiarami, ale... nigdy nie można być na to gotowym.
     - Dean... I Luna.
     - Dean został zabity, a Luna... Jest w tej samej sytuacji co Malfoy. Jej ojciec wziął ją do domu. Nie chciał jej zostawiać tutaj. I tak już nie można tego cofnąć...
Hermiona ścisnęła fałdy kołdry.
     - Tak mi przykro. Gdybym tylko...
     - Gdybyś  tylko? To absolutnie nie jest twoja wina. To ja... To wszystko zorganizowałem, czyż nie?
Popatrzyła na jego wyraz twarzy. Miał wyrzuty sumienia. Musiał brać całą odpowiedzialność na siebie... Teraz to ona musiała stać się dla niego oparciem.
     - Zrobiliśmy to co trzeba było. Razem. To był wybór każdego z nas.
Pokiwał powoli głową.
     - Z Ginny wszystko w porządku?
     - Tak z nią akurat wszystko w porządku. - w jego głosie dało się wyczuć ulgę. - Wiesz... Mogłaś... No nie wiem, powiedzieć... Eh nigdy bym nie pomyślał że coś cię łączy z Malfoyem...
Spuściła wzrok.
     - Tak, nie chciałam by nikt wiedział.
     - To trochę nie fair, nie sądzisz?
     - Nie mogłam powiedzieć. Chryste, ja sama nie wiem nic. A teraz... teraz on... - chwyciła się za włosy. Chciała płakać. Albo krzyczeć.
     - Hermiona! Nie trać zmysłów. - skarcił ją Harry łapiąc ją za nadgarstki. Cały czas blisko siebie rozmawiali niemal szeptem, by nikt nie mógł ich podsłuchać.
Herm wzięła głęboki wdech i zwilżyła wargi.
     - Jedyne co wiem, to to, że go lubię.
Harry nie wiedział jak jej na to odpowiedzieć. Skinął tylko głową.
     - Cieszę się, że już się wybudziłaś panno Granger.- usłyszała damski głos.
Odskoczyli od siebie, zaskoczeni. Ron zaczął się wybudzać.
     - Ah...? Ah Hermiona! Wszystko ok?
Popatrzyła na niego i przytaknęła.
Popatrzył za siebie podążając za wzrokiem przyjaciół. Stała przed nimi dyrektor szkoły.
❈❈❈
     Stali przy wejściu patrząc jak przechodzi przez gabinet.Usiadła za biurkiem i popatrzyła na Hermione marszcząc czoło.
     - Jak już mówiłam Hermiono twoja obecność nie jest niezbędna. Powinnaś nadal leżeć.
     - Naprawdę nic mi nie jest, profesor. Mogę normalnie chodzić. - Mówiąc to przytrzymywała się szafy.
McGonagall nie skomentowała już tego. Popatrzyła na każdego z nich z osobna. Na te harde, pełne wyczekiwania twarze.
Westchnęła.
     - Długo zastanawiałam się jak przeprowadzić z wami tę rozmowę. To co zrobiliście...
     - Trzeba było coś zrobić. Nie można było im pozwolić nawet wyjść z lasu.- wtrącił Harry.
     - Narażając siebie nawzajem?
     - Ich jedynym celem było zabicie. Ryzyko istniało odkąd w ogóle stąpali wolno. - podniósł głos.- A teraz Greyback nie żyje. To najważniejsza wiadomość. Co profesor by zrobiła? Walczyliśmy o Hogwart wspólnie, a i tak byłoby to przed nami zatajone gdyby to pani dowiedziała się pierwsza. Lepiej by znów uciekł?
Minerva czekała, aż skończy.
     - Długo zastanawiałam się jak przeprowadzić z wami tę rozmowę... I chyba niewiele mogę tu dodać. Według regulaminu za takie przewinienie powinniście zostać wyrzuceni. Ale mówimy o was, i o tobie, Harry Potterze. Nawet Dumbledore nie mógł poradzić sobie z twoim przywódczym temperamentem. - wypuściła powietrze. - Na chwilę obecną doprowadźmy wszystkich rannych do zdrowia i uspokójmy nerwy, bo to już koniec. To wszystko co miałam wam do powiedzenia.
Minerva wstała. Trójka przyjaciół zaczęła kierować się do wyjścia. Na twarzy Rona dało się zauważyć wyraz ulgi. Hermiona szła za nimi. Zawahała się. Już miała iść dalej, ale była to jedyna okazja...
     - Profesor McGonagall? Czy mogę... o coś spytać?
Minerva zbliżyła się do niej.
     - Słucham.
Hermiona popatrzyła w bok zastanawiając się, jak skonstruować to pytanie.
     - Co będzie teraz z Draco Malfoyem?
Dyrektorka przyjrzała się jej uważniej. Hermiona miała wrażenie, że zauważyła w jej wzroku skrawek współczucia.
     - Jak ty myślisz, co z nim będzie?
Miona zmusiła się, by powiedzieć to na głos.
     - Zostanie wilkołakiem.
Minerva przytaknęła.
     - Już jest. Wczoraj przyszedł jego ojciec. Jego i Luny. Lucjusz nie chciał trzymać tu swojego syna ani chwili dłużej. Powiedział, że wszelkie konsultacje medyczne będą przeprowadzane u niego w posiadłości. Ksenofilius postanowił podobnie. Patrząc na te wyjątkowe okoliczności, już raczej nie wrócą do Hogwartu. Będą mieli indywidualne nauczanie.
Hermiona skinęła nieznacznie.
     - I czy on... wszystko będzie w porządku?
     - ... Ostatni raz, gdy go widziałam, był uśpiony eliksirami. Przemiana jeszcze nie dobiegła końca. Ale. Moim zdaniem wszystko będzie w porządku.
     - Dziękuję. - Hermiona odwróciła się w stronę zamkniętych drzwi i po drodze złapała się jeszcze kantu szafki.
     - Idź się połóż moje dziecko.
Hermiona zwróciła jeszcze twarz w jej stronę.
     - Gdyby się czegoś profesor dowiedziała to...
     - Obiecuję.
❈❈❈
     Próbowała jeszcze leżeć, a raczej była do tego zmuszona. Po kilkunastu godzinach przekonała jednak personel, że jest już całkiem sprawna i woli spędzić czas, na dojście do siebie, w swoim pokoju. Jednak przesiadywała u chłopców. Ten mętlik w jej głowie? Nie ustawał. Nie chciała podejmować żadnych trudnych tematów, a oni, za co była im ogromnie wdzięczna, nie naciskali. Tylko byli razem. Ucieszyła się widząc Ginny, która wyszła niedługo po niej. Minęło trochę, nawet trudno jej powiedzieć tak naprawdę ile, i Gwardia Dumbledora, choć jeszcze zbierając siły, powróciła na lekcję. Slytherin nie wiedział co się stało, słyszeli plotki, musieli dodać dwa do dwóch, ale nikt nie miał zamiaru przedstawić im całej historii. Widziała jednak ich zasmucone twarze. Musieli wiedzieć o Malfoyu. Widziała nawet Pansy zalaną łzami. Czy słyszeli o reakcji Hermiony? To w zasadzie była ostatnia rzecz o którą by teraz dbała.
Wracała korytarzem z Nevillem.
     - Herm? Jak sobie radzisz...?
Przystanęła i spojrzała na niego. Podniosła dłoń i pogłaskała go po policzku, chwilę później jej palce dotknęły delikatnie jego prawego oka. Było ledwie otwarte, przecinała je ogromna szrama. Musiał ledwie na nie widzieć. Pokręciła lekko głową, dając do zrozumienia, że to nie do niej powinno być skierowane to pytanie. Neville przycisnął jej dłoń i uśmiechną się smutno.
     - Zrobił bym to jeszcze raz, i jeszcze raz...
     - Wiem.
Nagle zobaczyła idącą po prawej stronie Astorię. Jej ciało podświadomie się napięło.
     - Muszę iść do łazienki. - powiedziała patrząc na niego. Pokiwał głową.
Miała śliczne wyprostowane brązowe włosy i zgrabną, szczupłą figurę.
Co ona o tym wszystkim myślała? Czy była już u niego? I co musiała czuć...?
Czy możliwe jest, że nienawidziła jej teraz jeszcze bardziej? Wiedziała, że na to zasłużyła. Cały ten czas... Co ona robiła? Zachowywała się tak bezczelnie i w końcu doprowadziła go do takiego stanu. Tyle razy, gdy zostawała sama w pokoju myślała o nim. Myślała jaki z niego skończony idiota. Po co tam poszedł?! I wtedy myślała również po co mu to wszystko powiedziała. Chciała być z nim szczera? Czy to nie aby głupie mrzonki? Może go tam chciała? I... przez ułamek, gdy zobaczyła go tam w pierwszej chwili, przestała w niego wierzyć, myślała że był tam w innym celu... Czy ta dziewczyna mogła ją nienawidzić tak samo jak ona zaczynała samą siebie? Poczuła ból w klatce piersiowej. Złapała powietrze i mimowolnie zgięła się w pół. Usłyszała, że osoba przed nią zwalnia i się zatrzymuje. Musiała zwrócić na nią wcześniej uwagę. Błagała, by nie zacząć znów kaszleć krwią. Widać jednak był to tylko krótki zryw bólu. Mogła mówić. Co  Astoria powiedziała jej ostatnim razem...?
     - Przepraszam... Za wszystko. Miałaś rację. Wygląda na to, że byłam... jestem straszną idiotką... Naprawdę mi na nim zależy i nigdy nie chciałam by mu się to stało...
Patrzyła w podłogę nadal niezdolna do wyprostowania się. Po chwili usłyszała jej kroki. Odeszła. Ale chyba ją wysłuchała. Hermiona oparła się o ścianę i osunęła na podłogę. Zaczerpnęła powietrza. Siedziała tak trochę. W końcu przechodząc jakiś dzieciak się nią zainteresował.
     - Hej... um pomóc ci...?
     - Nie. Potrzebuje tylko... trochę odpocząć...
❈❈❈
     Dziś mieli iść ją odwiedzić. Minął już miesiąc. Bardzo chciała ją zobaczyć. Od pogrzebu Deana nikt nie gawędził wesoło na korytarzach, a dziś w końcu miało stać się coś pociesznego. Choć w porównaniu do Ginny można powiedzieć, że trzymała ją na dystans... Luna jest jest przyjaciółką. Było już po pierwszej pełni... Hermiona miała nadzieję, że się trzyma. I nie tylko ona...
Wracała sama z obiadu. Zamierza się cieplej ubrać i spotkać się na dworze  z resztą. Słyszała, że Cormac nie idzie... Podał jakiś powód, ale ona czuła że to przez nią.
     Niecałe dwa tygodnie temu szli sami obok Hogwartu. Cormac od początku wydawał się zły i spięty. Hermiona próbowała chociaż na chwilę skupić myśli i pomóc mu się uspokoić.
     - Cormac...
Odwrócił się do niej błyskawicznie. Trochę ją to zaskoczyło. Popatrzyła na niego. Był zły na nią.
     - Minęło trochę czasu. Wszyscy mają się dobrze, huh? Mam na myśli Potter, jego dziewczyna...
Otwarła szerzej oczy.
     - Wydawało mi się czy jesteśmy razem? Więc dbałabyś w ogóle o to czy ja wyszedłem z tego cało czy może mnie tam zagryzły...
     - Co ty mówisz, ja... Słyszałam że wszystko z tobą dobrze.
Prychnął.
     - Słyszałaś... I wystarczyło, nie musiałaś pytać mnie, prawda? -mówił z wyrzutem. Wypuścił powietrze.
     - Pierwszą rzeczą którą ja miałem w głowie było to, czy tobie nic się nie stało. Biegnę ile sił i... widzę co? Ciebie wariującą nad Malfoyem. Coś cię z nim łączyło, tak? Coś większego?
Otwarła lekko usta.
Podszedł krok bliżej i powiedział ciszej, ale dobitniej.
     - Chodzi o to, że cię nie zadowoliłem w łóżku, tak?
     - Co? Boże, nie...
Wykrzywił twarz w sztucznym uśmiechu.
     - Więc o co chodzi? Chcesz to dalej ciągnąć?
Nie odpowiedziała mu.
     - Spytałem cię o coś.
     - ... To chyba... nie ma sensu.
Stał nad nią parę sekund w ciszy.
     - Najpierw jakieś próby z Longbottomem, potem ze mną, Krum i ten biały... Niezła z ciebie dziwka.
Po chwili słyszała jego buty trzeszczące na śniegu. Została sama.
Czuła się odrętwiała. Czy chciała płakać? Dziwka, szmata, szlama... Ostatnio te słowa często przelatywały jej przez umysł. Miała wrażenie że narobiła wiele złego. Co się z nią działo...
     - Przepraszam... - powiedziała cicho, choć wiedziała, że już ją nie usłyszy...
❈❈❈
     Widząc ją nikt nie mógł powiedzieć, że coś się zmieniło. Uśmiechnięta, z tym samym rozmarzonym wzrokiem... Na widok Luny reszta przyjaciół w końcu pozwoliła sobie na trochę dobrego nastroju. Jej dom nie był duży, ale bardzo przytulny. Spędzili w nim czas aż do wieczora. Jej ojciec również wyglądał na szczęśliwego. Widząc tyle przyjaciół którzy przyszli zobaczyć jego córkę, może rozważy jej powrót do Hogwartu.
Luna również Hermione podniosła na duchu.
Gdy wracali znalazła się blisko tylko Rona i Harrego.
      - Jak się czujesz Hermiona?
     - Ok.
     - I ból?
     - Coraz rzadziej mam te dziwne ataki.
Uśmiechnęli się do niej widocznie pocieszeni. Gdy nagle niespodziewanie się kuliła potrafiła ich nieźle wystraszyć. Możliwe, że zbyt szybko postanowiła to rozchodzić i stąd te efekty.
     - I bierzesz regularnie leki?
     - Tak, tak...
     - Dobrze było widzieć Lune. - powiedział Ron.
     - Racja.- przyznał Harry.
Hermiona milczała. Potter spojrzał na nią kątem oka.
     - Ty... chciałabyś go zobaczyć prawda?
 Drgnęła. Po chwili jednak pokiwała głową.
     - Wiesz... ja też bardzo tęsknie za Jessicą.- powiedział Ron. Pomyślała, że rzeczywiście dawno musieli się nie wiedzieć. Swoją drogą poznała ją, gdy była u Weasleyów. Bardzo ładna i miła dziewczyna...
     - Także wiem co czujesz. Może powinnaś...
     - Ron to nie jest to samo... Rodzice Jessicy nie chcieliby rzucić cię na pożarcie psom.
Harry westchnął.
     - No tak... Dalej trudno mi to przyjąć do wiadomości... Spójrz na siebie i Malfoy jest...
     - Nawet mi nie mów...- powiedział Ron.- Ale robię to dla Hermiony.
Herm uśmiechnęła się kwaśno.
     - Cóż... Przynajmniej w końcu obrał dobrą drogę... - skapitulował Harry.
     - Czy ja wiem... Zrobił to dla niej, nie dlatego że... - zaczął Ron na co Hermiona przystanęła. Oni również się zatrzymali.
     - Racja... Przepraszam Miona. - skruszył się Harry. - To dlatego że Luna ma się świetnie...
     - Za wcześnie...? - spytał Ron. Miona podniosła rękę i zdzieliła go torbą.
❈❈❈
     Zostało tak niewiele... Niedługo testy, a ona nie mogła skupić się na nauce. To błędne koło doprowadzało ją do szaleństwa. Wracała z obiadu. W trakcie niego przyleciała do niej sowa. Dziś dostała symboliczne walentynki od Harrego, Rona, Nevilla... Ale podarunek od Kruma był bardzo hojny. Upominki od niego ciążyły jej teraz w torbie na prawym ramieniu, przez co książki trzymała w rękach. Też mu coś wysłała. Nie chciała znów nikomu robić żadnych nadziei, ale Wiktor powinien wiedzieć, że związki na odległość są trudne do przejścia i nigdy nie powiedziała, że chciałaby z nim pojechać...
Nagle przystanęła widząc go. Szedł sam, to dość rzadkie. Nagle zapragnęła go spytać, tak bardzo, że...
     - Zabini.
Ten odwrócił się i widząc ją stanął zaskoczony. Nagle jej odwaga zniknęła, ale postanowiła pozbierać jej strzępy.
     - Czy... Widziałeś się z Malfoyem?
Blaise uniósł brwi. Na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech.
     - Tak.
     - I jak się czuje?
Stał ze skrzyżowanymi rękami i pokręcił głowa.
     - Jeżeli tak cię to interesuje, czemu nie pójdziesz i sama go nie zapytasz?
Hermiona nie odpowiedziała już na to.
Zabini prychnął i się odwrócił. Po chwili jednak westchnął teatralnie.
     - Granger mam coś dla ciebie.
     - Hm...? - zdziwiło ją to.
     - Chodź ze mną.
Ruszyła za nim nie wiedząc czego się spodziewać. Niedaleko ich dormitorium kazał jej chwilę poczekać. Gdy wrócił po niedługim czasie trzymał coś niewielkiego w dłoniach. Podszedł bliżej.
     - Trzymaj, jest teraz twój.
Wręczył jej niedużego kociaka.
Popatrzyła na niego dając znać, że nic nie rozumie.
     - Raz Malfoy po prostu go przyniósł. Gdy chciałem mu go zwrócić, bo nie mam cierpliwości do kotów, powiedział, że mogę dać go tobie.
     - Oh... - przytuliła zwierzątko mocniej do siebie, które teraz wbiło się pazurkami w jej bluzkę.
Blaise patrzył na nią rozmyślając nad czymś. Nagle się zaśmiał.
     - A to skurwysyn... Trzymał mnie na dystans jak mógł tymczasem sam polował... Eh aż trudno uwierzyć że dałaś mu się otumanić. - powiedział wesoło. - Jeśli dalej jesteś taka ciekawska to powinnaś iść do niego osobiście.
Powiedział zadziornie zostawiając ją z kotem.
❈❈❈
      Jak to możliwe że dalej miała puls? Stała jak sparaliżowana, ale skoro już tu stoi... nie ma odwrotu. Im dłużej będzie się zastanawiać, tym będzie gorzej. Chwyciła za kołatkę i zapukała mocno, trzy razy. I...nic. Cisza. Było jej zimno, w dodatku zaczął padać deszcz ze śniegiem. Minęła minuta i zapukała jeszcze razem. Doszło do trzech, gdy już naprawdę chciała stamtąd odejść, gdy drzwi się otwarły. Spodziewała się skrzata, a ujrzała... Narcyze. Stała z zadartą głową, a jej wzrok wbijał Hermione w ziemię. Jedną ręką trzymała framugę drzwi, tak jakby Herm była niezwykle ochotna wejść do środka. Widocznie czekała na wyjaśnienia, więc Hermiona złapała powietrze.
     - Dzień dobry, ja chciała-
     - Czego tu szukasz, szlamo?
     - Chciałam się zobaczyć z Draco.
Narcyza prychnęła, jakby nie dowierzając jej bezczelności.
     - Jak w ogóle śmiesz tu przychodzi, nie sądzę by coś cię łączyło z moim synem.
     - ... I tak... Chciałabym się z nim zobaczyć.
     - Nie rozumiesz? Nie ma takiej możliwości.
Już miała zamknąć drzwi.
     - C-Chwila! - wyrwało się Hermionie, która wyciągnęła rękę do przodu. W tej chwili poczuła chłód na policzku, a zaraz potem cierpki ból. Złapała się w miejsce, gdzie jego matka ją uderzyła.
     - Nie. przychodź. tu. więcej. - wysyczała i zamknęła za sobą drzwi.
Hermiona stała jeszcze chwile. Chyba w ogóle nie myśląc. Zresztą nie było o czym. Po co tu przyszła, czy spodziewała się czegoś innego? To już nie miało znaczenia.
Odwróciła się i zaczęła odchodzić. Deszcz przybrał na sile, ale nie przeszkadzało jej, że niedługo zmoknie do suchej nitki. Po prostu szła, miała przed sobą długą drogę z powrotem do szkoły...
❈❈❈
      Przed salą podniosła na chwilę głowę znad książki. Zobaczyła jak Slytherin się jej przygląda. Świetnie... Ciekawe co sobie o niej myśleli. Choć nie, naprawdę nie chciała wiedzieć... Co prawda nikt nic oficjalnie nie wiedział, ale plotki o jej romansie z numerem jeden wśród Ślizgonów nie należały do wymarłych. Zobaczyła Blaisa, jak patrzy na nią pytająco. Miała nadzieję, że nie przyjdzie mu do głowy o cokolwiek ją pytać. W ogóle nie zamierzała mieć z nim żadnego kontaktu. O... I jeszcze oni. Właśnie przeszedł koło niej Cormac z Cho. Już słyszała, że ze sobą chodzą. Zawieszając na Cho ramię popatrzył na Granger lekceważąco. Nie poczuła się z tym wygodnie, ale miała nadzieję, że tym razem znalazł kogoś właściwego.
     - Widziałaś? Chciał, żebyś była zazdrosna. - skomentowała to Ginny, gdy już znalazły się w klasie.
Po dwóch tygodniach od... jej nieudanej próby dostała na obiedzie list.
     - Od kogo to? - spytał Neville.
Hermiona spojrzała na kopertę i... zamarła. Aż zaczęły się jej trząść ręce przez co Neville się zaniepokoi.
      - Hermiona...? Co się stało?
     - Co... A- Ah nic, nic. Dostałam list od mamy. Będę już szła.
Wstała od stołu. Na kopercie widniał adres rezydencji Malfoyów.
Gdy znalazła się w swoim pokoju otworzyła go.
Dostała bardzo lakoniczne zaproszenie na jutro, a podpisał je sam Draco Malfoy.
❈❈❈
     Nie idę. To pierwsze co przyszło jej na myśl. Sama myśl o tym miejscu powodowała u niej skurcz żołądka, a po ostatnim wydarzeniu był to niemal lęk. A jednak znów znalazła się przed tą samą kołatką. Hah... niektórzy uważali ją za odważną. Nadszedł czas by poddać to próbie...
Tym razem, jakby się można było spodziewać, otworzył jej jeden ze skrzatów domowych. Poprosił, by za nim poszła. Przeszli przez jadalnie. Odetchnęła z głęboką ulgą. Ostatnie na co miała ochotę to jakże rodzinną kolację. Poszli do góry, skręcili w holu i zatrzymali się przed drzwiami.
-To pokój młodego panicza Malfoya.- powiedział skrzat i zostawił ją samą.
Westchnęła. Zapukała i chwyciła za klamkę.


niedziela, 27 sierpnia 2017

Wojna jest skończona 10.

'' - Jakich to czasów dożyliśmy, że ofiara sama do nas legnie?''






     Siedziała już  u niego od godziny. Była po jednym drinku. On już kończył drugi. Nie mieszkał sam, ale dwójka współlokatorów była na tyle uprzejmych, że poszli nocować gdzieś indziej.  Teraz puścił jakiś wolniejszy kawałek i chciał z nią zatańczyć. Wstała. Złapał ją w talii i przycisnął do siebie. Przypomniała sobie o swoim ostatnim tańcu i nagle pomyślała, że woli usiąść. Nie chciała mu jednak sprawić przykrości. Dała się poprowadzić przez jedną piosenkę. Czule gładził ją po karku.
     - Zdajesz sobie sprawę jak śliczna jesteś?
Przytuliła go mocniej do siebie.
     - Pomyśleć, że jutro o tej porze...
     - Ćśś... - przyłożył palec do jej ust. - Dlatego teraz powinniśmy o tym nie myśleć. I cieszyć się chwilą. - Uśmiechnął się. - Ok?
Pokiwała głową. Piosenka się skończyła i igła od gramofonu uniosła się w górę. Podniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Poczuła, że oddech zatrzymał się jej na wdechu. Cormac złapał ją delikatnie za podbródek i przyciągnął do siebie.
Poczuła jego usta, język, zapach jego wody do golenia... Jej dłonie powędrowały po jego klatce i przeszły na brzuch. Schowała dłonie pod jego koszulą. Jego ręcę zatrzymały się na jej udach.
McLaggen oderwał się od niej na chwilę.
     - Na pewno...? - spytał cicho łapiąc oddech.
Przytaknęła i zaczęła rozpinać mu koszulę. Pomógł jej po czym ściągnął Hermionie bluzeczkę i przeniósł brązowowłosą na łóżko. Jego ciało było fantastycznie zbudowane. Leżała teraz na plecach, a Cormac stał naprzeciwko niej. Podniósł jej nogę i oparł o swoją pierś. Jedną ręką ją przytrzymując drugą zaczął ściągać jej zakolanówkę. Patrzył przy tym prosto na nią. Po chwili ściągnął drugą. Podniosła się tylko odrobinę i rozpięła biustonosz. Miała skrzyżowane dłonie, po chwili zaczęła je rozprostowywać przez co stanik zsunął się na pościel. Popatrzyła na niego. Dosięgła spodni i rozpięła guzik. Chwycił ją i znów leżała na plecach. Złapał za jej jeansy i ułamek sekundy później była ubrana tylko w czarne figi. Chwycił za materiał i nieśpiesznie je z niej ściągnął. Leżała teraz przez nim naga, a on stał patrząc pożądająco na jej ciało. Pod jego wzrokiem jej zgięte nogi samowolnie zbliżyły się do siebie po czym oddaliły. Schylił się i ściągnął dół.
❈❈❈
     Blaise kręcił się po pokoju. Niby coś szukał, coś przestawił. W końcu nie wytrzymał.
     - To zacznę pierwszy. Co to do cholery było...?
Malfoy leżał na łóżku z kotem na brzuchu, który próbował teraz polować na jego palec.
     - Rozumiem, nie powinienem do niej gadać. Pewnie jeszcze mocno cię czymś wkurzyła. Ale poważnie, od razu się na mnie rzucać?... I potem jeszcze zniknąłeś nie wiadomo gdzie....
     - Hmmm? - zwrócił w końcu na niego uwagę.
Zabini sapnął nie mogąc uwierzyć w jego bezczelność.
     - Może jakieś ''przepraszam'' Malfoy?
     - Przepraszam...
     - No... - powiedział zbity z tropu, że tak łatwo poszło. - Tak już lepiej. Nie odwalaj już czegoś podobnego...
Draco był myślami zupełnie gdzie indziej. Jutro zapowiadał się w końcu interesujący dzień...
❈❈❈
     Leżała pod nim. Czuła go w sobie, czuła jego ruchy. Był tak delikatny, odzwyczaiła się od tego... Wiła się pod nim, a jego oddech był równie płytki co jej. Po chwili przyśpieszył, poczuła mocniejsze szarpnięcie raz, drugi...I po chwili musiał z niej wyjść.
     - Cormac... doszedłeś? - powiedziała i od razu pomyślała, że powinna ugryźć się w język. Nie było to oczywiste? Tylko że zaskoczyło ją to, zostawił ją z dużym niedosytem...
Jego twarz się zaczerwieniła. Znajdował się jeszcze nad nią dysząc.
     - Ja... możemy spróbować jeszcze raz, daj mi chwilę...
Hermiona pogładziła go po policzku.
     - Już w porządku. Spróbujemy jeszcze następnym razem.
❈❈❈
     Opuszczenie Hogwartu w środku nocy nie było rzeczą niemożliwą. W ostatnim okresie prawdopodobnie robiła to z nich wszystkich najczęściej. Ciemnym korytarzem przemieszczały się pośpiesznie dwie niewyraźne sylwetki, ich twarze pozostawały niezauważalne przez nałożone kaptury. Skręciły ze schodów w boczny hol. Kierowały się w stronę jednego z pobocznych wyjść, niekoniecznie powszechnie znanych.
     - Agh!
     - Ginny! - Hermiona złapała ją za rękach szaty zanim zdążyła upaść. Zostało im już tak niewiele do przejścia...
     - Kogo jeszcze brakuje? - usłyszały wychodząc na zewnątrz.
     - Czekamy jeszcze na Lune, Katie i Ernie...
Dziewczyny wychodząc poczuły uderzenie chłodu, było jednak jaśniej niż na opuszczonych korytarzach, wszystko za sprawą gwiazd i dużej tafli księżyca. Za nimi ponownie skrzypnęły drzwi.
     - Już jesteśmy wszyscy. Ruszajmy.
❈❈❈
     Szedł między drzewami. Ich wysokie korony zasłaniały całe niebo przez co zmuszony był podświetlać sobie drogę różdżką. Słyszał warkot, przerywane wycie i zastanawiał się jak daleko pozostało do jego celu. Kątem oka zauważył krwiste ślepia, odbijające się od światła obślinione kły i skulone sylwetki na drzewach. Widać był na miejscu. Obniżył różdżkę i szedł przed siebie. Znalazł się na nagim polu. Było ich mnóstwo. Wszystkie wgapione w niego, a jeden z nich wyróżniał się szczególnie, wielkością i w miarę wyprostowaną pozycją.
     - Ho... nie spodziewałem się tutaj ciebie. - wyszczerzył twarz w paskudnym grymasie.
     - Greyback. - skinął na niego i schował różdżkę.
     - Dalej po właściwej stronie, młody Malfoyu? Ciesze się. A gdzie reszta?
     - Nie miałem czasu ich poinformować. Dowiedziałem się o twoich planach za późno. Właśnie w tej chwili idą po was.
Greyback wyszczerzył się jeszcze mocniej.
     - Wiem. - rozłożył ręce i odparł głośniej. -Jakich to czasów dożyliśmy, że ofiara sama do nas legnie?
Odpowiedziały mu dzikie ryki.
     - Chodź ze mną. - wskazał na Dracona. -Razem doprowadzimy to do końca.
❈❈❈
     Hermiona kierowała się na część północną. Razem z Harrym i Ronem. W głowie miała całą mapę którą opracowali. Zaznaczyli, gdzie musieli się zbierać. Gdzie jest Greyback. Nie mogli się mylić. Jego samego miało odurzyć pięciu czarodziejów. Michael Corner, Terry Boot, Cormac, Neville i Ginny. Po odparciu bestii znajdujących się wokół Greybacka dołączą do nich Harry z Ronem I Hermioną i gdy będzie taka potrzeba to Potter zada Fenrirowi ostateczny cios.
Hermiona szła przed Ronem, z przodu był Harry. Tylko on niósł ledwie pomocny niewielki lampion. Wędrówka wydawała się jej dłużyć, by się uspokoić zaczęła liczyć kroki. 100, 245, 528 ...
     - Powinni już być. - powiedziała w końcu.
Harry przystanął.
     - To dziwne... - uniósł świece i rozejrzał się dookoła. I usłyszeli to. Ryk. Głośny, stadny. W głębi lasu. Pomylili się. Inna grupa spotkała ich całą zgraje.
     - Tędy! - krzyknął Potter i chciał ruszyć przed siebie.
     - Nie tak prędko. - Usłyszeli za sobą. Coś ciężkiego spadło na ziemie. - Nie ze mną chcieliście się widzieć?
Harry odwrócił się gwałtownie wyciągają różdżkę. Wtedy usłyszał nad sobą szelest. Skierował ją w tamtą stronę i krzyknął.
     - Petrificus Totalus!
Sztywne cielsko bestii runęło na ziemię. Zaklęcie wystrzelone w górę oświetliło na chwilę drzewa. Była na nich cała zgraja wilkołaków.
Greyback zarechotał.
     - Jak widzicie nie ma się po co śpieszyć. Na wszystko przyjdzie czas. Chce tylko osobiście wyróżnić kogoś kto powiedział mi gdzie szukać. - Wyszczerzył się do Hermiony. Poczuła, że się wzdryga. Walczyła z ciałem, które chciało odmówić jej posłuszeństwa.
     - Draco popatrz, to ta sama trójka co wcześniej.
Malfoy wyszedł z mroku i oparł się o  pień. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
     - T-ty! Wiedziałem! - krzyknął Harry po czym zacisnął zęby wpatrując się w niego z furią. Wyrzucał sobie wcześniej że nie rozprawił się z Malfoyem gdy był na to czas. Jak mógł być tak lekkomyślny!?
     - Draco...? - Hermiona niesłyszalnie szepnęła do siebie. Cała sztywna, czuła że nie może się poruszyć.
Fenrir odrzucił głowę do tyłu. Gulgot z jego gardła miał chyba imitować śmiech.
     - Żadna niespodzianka, prawda? To co powiesz na to? - Wyciągnął dłoń kierując ją w stronę ciemnej pustki po jego prawej. Po chwili dało się w niej dostrzec jakąś sylwetkę. I po chwili...
     - Co...? Przecież... - zaczął Ron.
     - Terry...? - teraz złość Harrego zastąpił szok.
Terry Boot uśmiechnął się pod nosem.
     - Dobrze was widzieć. Mam na myśli tutaj, w tych warunkach.
     - Co ty... Dlaczego tu jesteś?
     - Dlaczego...? - ściszył głos który, wydawać by się mogło, nasiąknął jadem węża. - Bo chcę waszej śmierci.
Trójka przyjaciół patrzyła na niego z niedowierzaniem.
     - Ja... - zaczął Harry. - Nic nie rozumiem.
Trevor parsknął.
     - Oczywiście. Pozwól, że ci wytłumaczę. To ty odpowiadasz za śmierć mojego ojca.
     - O czym ty mówisz?! - głos Harrego zaczynał nabierać ostrego tonu.
     - Nie znałem go. Matka zawsze mówiła, że nie może być z nami. A ja zawsze na niego czekałem. I wtedy dowiedziałem się... Był z Voldemorem, Śmierciożercą. Miał zobowiązania i to trzymało go z dala od domu. I wtedy, w bitwie o Hogwart... Gdy w końcu mogłem go spotkać ty... - jego wzrok skierowany w stronę Harrego przepełniony był nienawiścią. - Zabiłeś go Potter!
     - Boot mówisz mi, że nie znałeś swojego ojca i teraz chcesz być jak on?! To bezsensu! Nie jesteś taki ja-
     - Zamknij się! Jak możesz nie rozumieć?! Co gdyby to był twój ojciec? Zrozumiałem kim jestem i teraz dopilnowałem byś zapłacić za to co mi zrobiłeś.
     - To nie jest twoje przeznaczenie... - powiedziała Hermiona. - Tylko dlatego że on był Śmierciożercą, to nie definiuje ciebie. I teraz zrobiłeś ogromny błąd...
     - Ha! Nie sądzę... Nigdy nie czułem się dość wygodnie po tej ''dobre'' stronie...
     - Wystarczy... - odpowiedział spokojnie Greyback. Usłyszeli jego głos tuż za swoimi plecami. Hermione oblał zimny pot gdy poczuła jego grube łapy na swoich barkach.
     - Kolacja gotowa.
Harry skierował różdżkę w jego stronę, gdy jego wzrok zahaczył o sylwetkę Boota. W ostatnim momencie odparł jego atak. Nagle poczuł na sobie ciężar potworów spadających teraz na nich z odsłoniętymi kłami. Upadł pod wpływem ich ciężaru. Po chwili mrok odegnał jasny blask. Wszystkie wilkołaki wokół niego zaczęły płonąć. Ron próbował krzyczeć imiona przyjaciół lecz liczba bestii była przytłaczająca. Jak sam miał sobie z nimi poradzić...
Na Hermionie skupiona była tylko jedna postać. Poczuła uderzenie w klatkę piersiową. Było tak mocne, że nie mogła złapać tchu. Opadła na twardą podłogę, a kamienie wbiły jej się w ciało kalecząc je. Nad nią pochylił się Greyback. Widząc jego łapy zbliżające się do niej i ten obrzydliwy grymas zapragnęła by ją zabił. By ją torturował, tylko nie robił tego, co najwyraźniej miał zamiar. Jego twarz znalazła się na wysokości jej obojczyków, przy upadku różdżka musiała wypaść gdzieś w pobliżu. Próbowała wierzgać, ale przygniótł ją swoim cielskiem. Nagle chwycił coś obok niej i zwrócił wzrok do góry. Zamachnął się i rzucił przed siebie.
     - Ugh!... - usłyszała za sobą, gdy kamień w kogoś uderzył.
     - Co ty chcesz zrobić? - wywarczał groźnie, ślina skapnęła na jej szyję.
Rozwścieczony mocniej wbił pazury w jej skórę,przez co bezdźwięcznie jęknęła.
     - Celujesz we mnie? - rozejrzał się przelotnie. - w tego podlotka, w moją armie i teraz we mnie, ty kurwo...
Poczuła jak się napręża, szykował się do skoku. Zwierzęta wokół wyczuły zmianę w zachowaniu przywódcy i niektóre ruszyły w stronę nowego celu.
     - Avada Kedavra! - gdy tylko to usłyszała od razu całe otoczenie zagłuszył ryk. Hermiona nie tracąc ani chwili przeturlała się z całej siły na bok. Opadające ciało Greybacka przygniotło ją tylko od pasa w dół.
Podniosła się na rękach by jak najszybciej wyswobodzić się cała. Popatrzyła w stronę jej wybawcy. Malfoy stał kierując teraz swoją różdżkę w resztę bestii gdy... jedna wbiła się w jego ciało. Ten krzyknął. Wilkołak widząc przewagę wbił się jeszcze mocniej i zacisnął szczękę na jego barku zmuszając Malfoya do tego, by opadł na kolana. Hermiona popatrzyła na ziemię. Gdzie to jest... Gdzie to jest!!!... Tu! Chwyciła swoją różdżkę. W tej samej chwili bestia zwolniła uścisk. Do wilkołaków dotarło co się stało. Zwłoki Greybacka leżały rozłożone na ziemi. Niektóre zaczęły uciekać inne próbowały jeszcze ujadać bez celu rzucając się już bez zaangażowania. Ron i Harry pozbywali się ich ostatków. Hermiona wstała i znów upadła. Wstała znowu.
     - Draco! - krzyknęła zdesperowana klękając przy nim. Blondyn miał drgawki, sapał ciężko.
     - Boże... Boże! Draco! - krzyczała przytrzymując go. Wiedziała co się teraz stanie. Co może zrobić, jak się tego pozbyć? Rana była tak wielka...
Harry i Ron stali niepewni co robić i co tak naprawdę się dzieje... Czemu Malfoy jest teraz... I Hermiona... Obok w krzakach leżał trup Terrego. Był tak zdeformowany... Gdy upadł nieprzytomny, w szale walki jeden wilkołak rzucił się na niego. Coraz jaśniejsze punkty zaczęły pojawiać się wśród drzew. Reszta AD szła w ich kierunku.
     - Gdzie oni są?! - dało się słyszeć z niedaleka głos... McGonagall.


poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Wojna jest skończona 9.

     ''Chyba pozostało tylko czekać, aż czas pomoże to wyleczyć.''


     - Więc to dziś kochanie? - spytała Narcyza mijając się z synem na korytarzu.
Ten pokiwał głową.
     - Będzie na obiedzie.
Matka uśmiechnęła się do niego. - Każę przygotować coś smacznego.
Gdy minęła godzina 14 rozbrzmiała kołatka od drzwi rezydencji. Otworzył jej stary, zgarbiony skrzat i poprosił, by poszła za nim. W głównym holu czekał na nią Draco. Przywitali się ze sobą i dalej poszli już razem. Można było dostrzec, że podeszła do tego spotkania z przejęciem. W błękitnej pasteli prezentowała się nieskazitelnie. W końcu przeszli przez drzwi prowadzące do ogromnej jadalni na środku której rozciągał się masywny dębowy stół, już przygotowany. Stanęli przed nią jego rodzice.
Narcyza wyciągnęła rękę.
     - Astorio, miło cię w końcu poznać.
     - Panią również, pani Malfoy. Panie Malfoy... - przywitała się również z Lucjuszem.
     - Proszę, zasiądźmy do stołu.
 Astoria usiadła obok Malfoya, a jego rodzice naprzeciwko. Rozmowa zdawała się przebiegać pomyślnie. Wypytywali ją o rodzinę, korzenie, naukę. Standard w ich wykonaniu. Ogólnie jednak wydawali się zadowoleni z odpowiedzi i widać Astoria zdobyła ich aprobatę. Dobrze. Tak naprawdę jego główną rolą było godnie reprezentować nazwisko Malfoy. Wszystko było dobrze, aż do pewnej chwili...
     - Więc chcesz pracować w departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów...
Astoria przytaknęła.
Lucjusz splótł dłonie.
     - Wybitnie, jednak zanim osiągniesz odpowiednie stanowisko będziesz musiała zacząć od pracowania z tymi... szlamami.
Astoria popatrzyła na niego znad talerza.
     - Ja... nie widzę  w tym problemu.
     - Naprawdę? Wydajesz się bardzo wyrozumiała. Ale spokojnie, z naszą pomocą dojdziesz na szczyt o wiele szybciej.
     - Tylko że... Mi naprawdę to nie przeszkadza. Mogę pracować z mugolami cały czas.
Na twarzy Lucjusza pojawił się grymas.
     - Chcesz powiedzieć, że nie widzisz różnicy? Nie masz szacunku do własnej krwi?
Draco drgnął, wyglądał na spiętego  obserwując w ciszy w którą stronę toczy się ta rozmowa.
     - Panie Malfoy. Czuje dumę z powodu mojego rodu. Ale nie uważam już dłużej by reszta czarodziejów była gorsza czy lepsza.
Lucjusz prychnął.
     - Ach tak...
     - Czy jest coś... na co jeszcze moglibyśmy mieć odmienne poglądy? - spytała spokojnie Narcyza.
Astoria delikatnie poruszyła ustami. Zastanawiała się przez chwilę.
     - Ten departament jest tylko jedną z opcji. Myślałam również  o Wydziale Duchów.
     - Wtedy już w ogóle będziesz jak...
     - Pozwólcie, że pójdziemy z Astrorią do mnie. Skończyliśmy już jeść. - Draco wstał pośpiesznie, by nie dać ojcu dokończyć. Cokolwiek by to miało nie być lepiej skończyć tą wymianę zdań teraz.
Weszli na górę do jego pokoju.
     - Robi wrażenie.
     - Tak... - uśmiechnął się cierpko. - miałem problem z zaaklimatyzowania się w małej klitce w Hogwarcie.
Jego pokój był tak duży jak niejeden domek. Znajdowało się tam również sporych rozmiarów łoże z baldachimem, kanapa, pokaźna garderoba jak i biblioteka, ogromna ilość drogich i cennych przedmiotów od najlepszej jakości mioteł po wyszukane z najróżniejszych zakątków świata antyki. Na jednej ze ścian wisiały zdjęcia jego, jego rodziny i najróżniejszych miejsc które odwiedzili. Gdy Astroria przeszła do łazienki usiadł na kanapie. Miał ochotę westchnąć ciężko, choć może bardziej warknąć. Kto by pomyślał, że nie wszystko pójdzie dobrze...? Piękna dziewczyna z czystą krwią o dobrych rokowaniach. A i tak coś wynaleźli. W tym wypadku jeśli chodzi o... Hermione... mogło być tylko tak jak zawsze sobie to wyobrażał. Absolutnie nie ma prawa bytu. Czemu w ogóle o niej teraz myślał? Gdy wchodzili do pociągu minęli się między przedziałami. Przelotnie jej dłoń chwyciła jego. Ten gest mógł znaczyc wiele. Że będzie tęsknić, że niedługo się zobaczą, że było miło... Choć powinna mu już przejsć lub się znudzić coraz bardziej się w niej zatracał.
Astoria wychodząc z łazienki zastała go siedzącego na kanapie, opartego na kolanach. Wyglądał na przybitego.
     - Draco... Przepraszam za to, nie powinnam...
     - Przestań, nie zrobiłaś nic złego. - wstał. - To oni mają zły dzień, nie przejmuj się...
Wtuliła się do niego. I co on miał zrobić? Tylko odwzajemnić ten uścisk?
     - Astoria przepraszam... - powiedział cicho.
Popatrzyła na niego zdziwiona.
     - Ja... muszę ci coś powiedzieć. Bo... cały czas o kimś myślę.
Patrzyła na niego marszcząc brwi, po chwili wyraz jej twarzy ulegał zmianie.
     - I to nie jestem ja...?
Szybko się od niego odsunęła.
     - Mówiłeś... Mówiłeś, że nie ma innej!
     - Tak myślałem, ale teraz...
     - Myślałeś? Kłamałeś! Dlaczego?
Jego usta się zwęziły.
     - Odpowiedz mi.
     - Myślałem, że to minie...
Astoria wypuściła powietrze. Ze złości lub bezsilności do jej oczu napłynęły łzy.
     - Przepra-
     - Kim ona jest? - spytała chłodno.
     - ...
Popatrzyła na niego gniewnie oczekując odpowiedzi.
     - Granger... Hermiona.
Jej oczy się rozszerzyły. Pewnie sama rozważała teraz całą scenę z jego rodzicami. W końcu odwróciła się w stronę drzwi.
     - Poczekaj
 Złapał ją za rękę, ale mu się wyszarpnęła.
     - Dziękuję za prezent na święta, ten pierwszy odeśle ci sową.
 Drzwi się zatrzasnęły. Stał na środku pokoju próbując zebrać myśli.
     - Kurwa... - przeklął cicho.
❈❈❈
     Cała stara drużyna, zebrana znów razem. Znowu dla konkretnego celu. Znajdowali się teraz na zewnątrz Nory, zebrani przy stole piknikowym. Siedział z nimi ktoś nowy.
Dennis i jego towarzysz.
Dennis zachęcał widocznie zastraszonego przyjaciela, by opowiedział im swoją historię. Ten wziął parę wdechów i zaczął drącym głosem.
     - Byliśmy na zewnątrz Hogwartu. W lesie. Nie pierwszy raz, czasem tam chodziliśmy, bo mamy lepszy kontakt ze stworzeniami magicznymi... A-ale tym razem... Zaszliśmy zbyt daleko. Ja i Ibrahim poczuliśmy tą obrzydliwą woń. Tylko za późno... Otoczyli nas, zaczęli wychodzić zza drzew i wyć, żeby przebyło ich więcej. Warczeli i zbliżali się powoli polując na nas. Napotkałem obłąkany wzrok jednego z nich, jego krwiste ślepia i ten rzucił się na przód i... i odskoczyłem do tyłu, z sykiem walnąłem go w pysk odpierając atak. Odsłoniłem zęby, ale kątek oka widziałem coraz więcej cieni i zacząłem biec, coś złapało mnie za nogę. Wtedy usłyszałem krzyk Ibrahima. Obejrzałem się, by ujrzeć jak... jak go rozczłonkowują. Od razu po tym był przeraźliwy ryk. Wszyscy wtedy zamarli, a ja skoczyłem na drzewo i uciekałem przez siebie, ale udało mi się zobaczyć kto zwrócił uwagę tych bestii... To był Greyback. - rozmówcę przeszedł dreszcz. - I ja... ja nie mogłem już pomóc mu... Ibrahim... ja... - ukrył twarz w swoich bladych dłoniach. Dennis położył rękę na jego ramieniu próbując dodać mu otuchy. Wśród zebranych zapanowała cisza. Pierwsza postanowiła przełamać ją Hermiona.
     - Musimy o wszystkim powiadomić McGonagall.
     - Hermiona... - Zaczął Harry.
     - Chyba nie sądzisz, że zatajenie wszystkiego to dobry pomysł?! I-
     - Hermiona! Poczekaj chwilę. Zresztą nie każ mi przypominać ile strachu się przez ciebie najedliśmy.
Hermiona zacisnęła usta.
     - Dalej nie wiemy gdzie byłaś... - kontynuował zawężając podejrzliwie oczy.- Ale dowiedziałem się o wszystkim na balu. I nikt nie mógł mi powiedzieć gdzie się nagle podziałaś. Zwłaszcza, że mowa jest o Greybacku. Jak widać nie zostawia niedokończonych spraw i pewne jest, że jest tu także po ciebie.
Hermiona opuściła nieznacznie głowę trawiąc jego słowa.
     - Pójście ze wszystkim do profesor McGonagall wydaje się najbardziej logiczne. Ale... Co wtedy ona zrobi? Wszystko by ochronić Hogwart. To je wszystkie przepłoszy. I dalej nie będzie to rozwiązane. Powinniśmy pozbyć się ich raz na zawsze. Poprzez zaskoczenie, lub pułapkę.
Widać było, że zebrani rozważają jego słowa, większość zaczęła kiwać głowami.
     - McGonagall nie pozbędzie się ich wszystkich, a Greyback znowu przeżyje i może wrócić jeszcze silniejszy.
Hermiona stała w milczeniu. W końcu spytała.
     - Masz jakiś plan?
Pokręcił głową.
     - Dlatego wszyscy tu jesteśmy. Musimy wspólnie coś wymyślić. Czy zgadzacie się na taką kolei rzeczy?
Dało się słyszeć krótki okrzyk zgody.
     - Pytanie jest kiedy zamierzają zaatakować. - powiedział Cormac.
     - Było ich dużo... - powiedział Johan, twórca opowiedzianej historii. - Ale nie na tyle, by uznać ich za wojsko. Wciąż się zbierają. Pewnie ze wszystkich stron...
     - Tak jak ostatnio... - powiedział Ron. - To może trochę potrwać.
     - Ale skoro wiedzą, że zostali nakryci...
Johan pokręcił głową.
     - Zaatakowały nas kreatury, które myślą tylko poprzez instynkt. Jestem pewien, że nie doniosły o tym, że ktoś uciekł.
     - Czemu akurat teraz? Czy możliwe jest...- tu Neville zrobił przerwę. - Że Voldermort powrócił?
     - Niemożliwe. - Harry pokręcił głową.
     - Przecież zniszczyliśmy wszystkie horkruksy! - odezwał się Ron.
     - Ale... może... to on znowu ich wzywa. Może miał coś jeszcze w zanadrzu? Jak można być tego pewnym? - spytała Alicja Spinnet.
     - Jest sposób, by to sprawdzić... - zaczęła Ginny. - Malfoy ma symbol Śmierciożerców...
Harry prychnął.
     - Wątpię by nam cokolwiek o tym powiedział.
     - Na pewno nie ma z tym nic wspólnego. - powiedziała Hermiona.
     - Skąd ta pewność?
     - On już nie jest Śmierciożercą, zresztą Śmierciożerców już nie ma. I jak powiedział Harry Voldemort nie mógłby zostać na nowo wskrzeszony.
     - To żaden dowód. Nie ma stuprocentowej pewności. - powiedział Justyn w czym szybko poparł go Creevey.
Harry westchnął.
     - Wygląda na to, że święta nie będą dla nas spokojnym okresem. Od teraz musimy wziąć się intensywnie do pracy. Johan, Dennis. - Zwrócił się do nich przybierając poważny ton. - Wasz przyjaciel zostanie pomszczony.
❈❈❈
     Usłyszeli dzwonek oznaczający, że dojechali. Wszyscy zaczęli się zbierać, by wyjść z pociągu. Hermiona westchnęła. Teraz zaczynają się najważniejsze egzaminy decydujące o jej przyszłości. I priorytet stanowiła nadchodząca walka. Robiła obliczenia, uwzględnili każdą zależność. Wszystko wskazuje na to, że planują zaatakować dwa tygodnie od teraz. Akurat w czasie, gdy Hogwart będzie mniej czujny. Przyjeżdża wtedy na wizytę dyrektor szkoły z Transylwanii. Zapewne zrobią to przed jego wejściem. Skąd wiedzą kiedy dokładnie uderzyć? Ktoś z nich musi być w Hogwarcie. Ktoś z nich... Tak wielu jej przyjaciół stawia na Malfoya. Musiała starać się jeszcze bardziej i najlepiej jak mogła, by wszystko zostało zrobione tak jak powinno.
     Siedziała nad książkami w swoim pokoju. Przerabiała tematy, które już znała. Miała ponadprzeciętną wiedzę, ale tak bardzo zależało jej na najwyższej ocenie. Chciała udowodnić, że jest wyjątkowym czarodziejem, mimo bycia mugolem. Zawsze tak było,a teraz nadszedł czas, by zostało to udowodnione przez końcowe wyniki.
     Wieczorami zbierała się potajemnie z resztą Armii Dumbledore'a i ćwiczyli ich plan w Pokoju Życzeń. Dodatkowo dla przypomnienia praktykowali manewry taktyczne. Z uniesioną różdżką próbowała obezwładnić Cormaca, ten jednak postawił na walkę wręcz. Podciął jej nogę, lecz nim zdążyła się wywrócił złapał ją w ramiona i przyciągnął bliżej siebie. Prawie styknęli się nosami, on sam uniósł prawy kącik ust do góry. Wtedy zauważyła za nim przyglądającego się im Nevilla. Gdy Cormac ją puścił ściągnęła brwi zamyślona.
     - Trzeba to w końcu rozwiązać... - pomyślała.
❈❈❈
     Szli wydeptaną dróżką oprószoną śniegiem. Trzymała w dłoniach swój gorący kubek czekolady.
     - Jestem zdziwiony, że znalazłaś czas właśnie teraz. Normalnie uczysz się o tej porze.
Wzruszyła ramionami.
     - Wczoraj pracowałam intensywniej. A jak tobie idzie?
Neville delikatnie się skrzywił.
     - Cóż... zdać zdam.
     - Wiem, że tak.
     - I zawsze mogę zrobić majątek pokazując sztuczki na mugolskich uliczkach.
Zaśmiała się.
 Zatrzymała się i stanęła naprzeciwko niego. Przybliżyła się. Neville szybko odczytał znaki i pocałował ją. Upuścił swój prawie pusty kubek czekolady i przyciągnął ją bliżej do siebie.
     - Neville... - powiedziała znajdując się kilka centymetrów od jego twarzy. -Chciałabym... żebyśmy zostali przyjaciółmi.
Popatrzył na nią i powoli wypuścił ją z uścisku. Uśmiechnął się.
     - Hah... Rozumiem. Wiesz... Naprawdę cię lubię, bardzo. Jesteś mądra i śliczna. Ale rzeczywiście to chyba nie jest do końca to. Ostatnio rozmawiałem dużo z, kojarzysz ją? Hanna Abbott. I ostatnio zaprosiła mnie na randkę...
     - Serio? I jaka ona jest? - spytała Miona łapiąc go pod ramię. Jej twarz przyozdobił delikatny uśmiech.
Neville wypuścił powietrze. - Sprawia, że nie mam apetytu i dziwnie łaskocze mnie brzuch. - powiedział, gdy szli dalej w stronę Hogwartu.
❈❈❈
     - Naprawdę? - wydawał się niepewny. Ale tylko przez chwilę.
      - Tak się cieszę... - Cormac wyciągnął rękę, by pogładzić ją po policzku.
❈❈❈
     - Dalej trudno mi w to uwierzyć... - szepnęła Ginny, gdy siedziały razem na lekcji transmutacji.
     - Dlaczego?
     - Choć nie, może nie aż tak... Coś od początku przecież iskrzyło, prawda? - spytała zaczepnie. - Zbiło mnie z tropu to co ostatnio mówiłaś, no i przecież on podoba się Cho...
     - Tak...? Nie wiedziałam.
     - No cóż, on sam wybrał. Ale kto by ci odmówił, gdy składasz wyznanie... - powiedziała słodko.
     - Ostatnio nie jest takim burakiem. - dodała Lavender po jej drugiej stronie. - I, trzeba to przyznać, jest przystojny!
     - Proszę o ciszę. - powiedziała spokojnie McGonagall i dziewczyny od razu zakończyły dyskusję. Minevra popatrzyła na Hermione, po chwili przeniosła wzrok na Malfoya. Wyglądali... tak jak zawsze. Malfoy wyglądał na rozeźlonego i ani razu nie popatrzyli w swoim kierunku. To zupełnie nie zgadzało jej się z obrazem jaki pamiętała w dniu balu. Niedługo kończyła się lekcja...
     - Hermiono rozumiem, że rozmawiasz, ponieważ masz opanowany temat.
    - Przepraszam pani profesor, ja-
    - Skoro tak to proszę cię, abyś przygotowała na następną lekcję odpowiednią ilość iguan i podręczników ''Transformacji przez wieki''. Wszystko jest w moim biurze w prawym skrzydle.
     - Dobrze...
     - Żebyś uwinęła się z tym szybciej pomoże ci pan Malfoy.
Zdziwiona Herm nie dodała nic więcej. Zauważyła, że niektórzy posłali jej współczujące spojrzenia.
❈❈❈
      Hermiona schylona szukała w stercie książek o odpowiednim tytule, tymczasem Draco wyciągał iguany z klatek i pakował do dużego kartonowego pudła. Żadne z nich jeszcze się do siebie nie odezwało. To coraz bardziej irytowało Malfoya. Próbował rozmawiać z Astrorią i się z nią pogodzić, a to wszystko przez to, że powiedział jej o Hermionie. Która teraz widocznie miała go gdzieś.
     - Malfoy... - usłyszał jej głos zza otwartej półki. Zastanawiał się, czy w ogóle się odezwać.
     - Co?
Oddzielały ich otwarte drzwiczki, Hermiona przestała szukać i tylko patrzyła zamyślona na księgi.
     - Coś... się niedługo stanie.
     - O czym ty mówisz?
Chciała na niego spojrzeć. Wychyliła głowę, ale zrobiła to na tyle nieumiejętnie, że uderzyła nią o drzwiczki.
     - Augh! - złapała się za obolałe miejsce. Malfoy prychnął.
     - Powinnaś bardziej uważać.
Hermiona szybko potrząsnęła głową i wstała.
     -Nie, to co mam do powiedzenia jest naprawdę poważne. - usiadła naprzeciwko niego na czarnej komodzie. Malfoy odwrócił się, skrzyżował dłonie i oparł się o klatki. Zamilkł w wyczekiwaniu.
Chwilę mu się przyglądała po czym westchnęła.
     - Hogwart... będzie zaatakowany.
     - Co...? Przez kogo?
     - Przez wilkołaki.
     - Skąd masz takie informacje.
     - Wszystko jest potwierdzone. Wampiry widziały jak gromadzą siły. Zbierają się w Zakazanym Lesie.
Malfoy wydawał się zszokowany tą informacją. Miona kontynuowała.
     - Czy jest możliwość, że... Ktoś ich wzywa?
     - ...?
     - Tak jak za pierwszym razem...?
     - Co?... Jak może być. Nie... - Widać było, że stara się wszystko sobie ułożyć, po chwili podniósł na nią wzrok i ściągnął brwi. -Myślisz, że ja mogę coś o tym wiedzieć?
     - Szczerze mówiąc, wszyscy tak uważają.
Teraz na jego czole pojawiła się mocno widoczna czarna kreska, jego dłonie ścisnęły mocno brzeg jednej z klatek.
     - Co Granger, dalej jestem Śmierciożercą, eh?
Wstała przejęta i podeszła bliżej niego.
     - Draco, jestem po twojej stronie. Pamiętam co mówiłeś i wierzę, że nic się nie zmieniło.
     - Więc c-
     - Czy twój znak, niezależnie od ciebie, nie zacząłeś odczuwać go mocniej?
Ściągnął usta i popatrzył w bok.
     - Nie.
     - Więc może... - zaczęła rozmyślać. - działają jednak na własną rękę.
     - I co zamierzacie z tym zrobić?
     - Każdy kto może uczestniczy w naszym planie. Dopełniamy szczegóły i wiemy kiedy planują uderzyć. Wtedy wkroczymy my.
     - I jaki niby to plan?
     - Okrążymy ich. Greybacka zostawimy na koniec.
     - Greyback?
Pobudzona kiwnęła głową.
     - To on musi za tym wszystko odpowiadać. Wiedziałeś, że przeżył?
     - Nie, w ogóle o tym nie myślałem. Nawet nie wiem jak by zareagował, gdyby mnie zauważył... I kiedy to będzie?
     - Od teraz dokładnie za tydzień.
     - Będziesz w tym uczestniczyć, tak? Zdajesz sobie sprawę co on chciał ci zrobić? Nie zapomniał o tym i będzie chciał to skończyć.
     - Będzie chciał się tam pozbyć każdego.
     - Nie, to drapieżnik, a ty jesteś jego ofiarą, która go przechytrzyła. Miałem okazję z nim pracować, pamiętasz? Musi cały czas o tobie myśleć.
Wydawało się, że trochę pobladła, jednak szybko wróciła do siebie.
     - Jestem gotowa na ryzyko. - powiedziała hardo. - To nie pierwszy raz. Pamiętaj Malfoy z kim rozmawiasz, nikomu nie dam się tak łatwo pokonać.
Uśmiechnął się słysząc to.
     - Wierzę.
Też się niewyraźnie uśmiechnęła. Okazało się, że przez napięcie całej rozmowy stała opierając dłonie na jego barkach. Opuściła je i wróciła do szukania podręczników.
     - Gdyby nie ty o niczym bym nie wiedział.
     - Postaraj się nie denerwować, gdy spróbują cię o to pytać. W końcu... - powiedziała wyciągając to, co nareszcie znalazła. - nie znają cię tak jak ja.
Przemilczał to. Popatrzył na nią kątem oka.
     - Widziałem cię dziś z tym... McLaggenem.
     - Oh zauważyłeś? - powiedziała wstając z księgami. - Powiedziałam mu, że chce z nim być. Postanowiłam w końcu iść do przodu, a nie tylko, no wiesz, ciągle mącić. Naprawdę dobrze się z nim czuję i myślę, że będzie to coś poważnego. - pokazała mu skrzyżowane palce, sugerujące, że rzeczywiście ma taką nadzieję. - A jak z tobą i Astorią?
     - ...Była u mnie przed świętami poznać moich rodziców.
     - Och... - Hermiona poczuła, że jej współczuje. Ale od razu przypomniała sobie, że ją musieli traktować jak człowieka. - Widzę, że tu dopiero jest poważnie. Dobrze.
Westchnął.
     - Nie do końca. Pokłóciliśmy się.
     - O jakąś błahostkę?
     - ...Czy ja wiem.
     - Mam nadzieję, że nie potrwa to długo. Wiesz, kobiety lubią mieć rację...
Prychnął.
     - Ok, nie musisz udzielać mi porad.
Uśmiechnęła się i odwróciła się jeszcze do niego w drzwiach. - Idź ostrożnie z tym pudłem. To są żywe stworzenia...
❈❈❈
     Stanęła przed klasą eliksirów. Jego grupa miała tu teraz zajęcia. Od razu ją zobaczyła, stała oparta o parapet i coś czytała. Pochylała się bardziej nad otwartą stroną przez co kosmyk włosów opadł jej na oczy. Od razu zgarnęła go za ucho.
     Sama nie wiedziała czego się doszukuje. Lub co sama czuje. Dziewczyna była ładna, wyglądała na niewyspaną i zmęczoną, ale była naprawdę ładna. I fakt, ze czytała teraz książkę... Musiała robić to bardzo często zważywszy, że była najlepszą uczennicą w tej szkole. Wiele o niej słyszała od ostatniego roku, choć nigdy specjalnie nie miała jej na uwadze. Postanowiła stanąć obok niej. Obserwowana nie zwracała na nią uwagi, więc  tylko oparła się niedaleko.
     Chciała by sam, gdy przyjdzie, mając je obie przed sobą mógł sobie porównać. Nagle stało się coś czego zupełnie się nie spodziewała. Do dziewczyny z książką podbiegł jakiś chłopak. Jedną dłonią zakrył jej całą stronę.
     - Cormac! Czy moż- jej głos został stłumiony, gdy pochylił się i ją pocałował. Zauważyła, że inni stający nieopodal, w tym kojarzony przez nią Harry Potter, zwrócili na nich uwagę rozbawieni. Po chwili zobaczyła Dracona, który właśnie wszedł po schodach. Widząc ją, ruszył w jej kierunku.
     - Astoria, w końcu możemy porozmawiać.
Przytaknęła niepewnie. Odbiła się dłońmi od murku i odeszła trochę na bok.
     - Jeszcze raz chce powiedzieć... że przepraszam. Znaczysz dla mnie naprawdę dużo.
Jej usta drgnęły, ale gdy chciała spojrzeć mu w oczy zobaczyła, że na ułamek sekundy jego wzrok uciekł tam, gdzie była brązowowłosa dziewczyna z niejakim Cormaciem. Wtedy od razu zwrócił twarz w jej stronę i poczuła... smutek. Kobieta potrafi wyczuć, kiedy mężczyzna patrząc na nią szuka odbicia innej. Ale widząc tą scenę przed chwilą... Chyba poczuła się jeszcze gorzej. Widocznie dalej się wahał, a fakt że Hermiona Granger była z innym tylko sprawiał mu ból. Ona się nie wahała, kochała go i nie chciała by cierpiał. Ale jak bardzo tego nie pragnęła, nie mogła mu pomóc.
     - Wiem o tym. I nie jestem już zła. - Złapała go za rękę, patrzyła na ich splecione dłonie i gładziła kciukiem wierzch jego dłoni.
❈❈❈
     Tego samego dnia, wieczorem, szła za nią. Nie chciała jej śledzić, to miał być jedyny raz. Widząc, że weszła do łazienki, ruszyła za nią.
❈❈❈
     Hermiona odkryła, że Marta niewiele chce mieć z nią ostatnio wspólnego. Nigdy za nią nie przepadała, ale szczerze mówiąc nie dbała o to jaki teraz miała na to powód. Zamiast tego delektowała się tym, że mogła mieć całą łazienkę na wyłączność, kiedy tylko chciała. Albo chociaż tak było do teraz. Gdy stanęła przed lustrem, by delikatnie poprawić makijaż, ktoś za nią wszedł. Jakaś dziewczyna stanęła przy umywalce obok.
Hermiona wyciągnęła niedużą kosmetyczkę. Myślała o tym jak ten czas się dłużył... W wyczekiwaniu na to starcie miała wrażenie, że ciągnie się to wieki. Uważała się za odważną osobę. Nie czuła paniki, jednak głęboko w sobie wypełniała ją pewna nerwowość,  podświadomie wiedziała że Draco, Harry... oni mają rację, jej konfrontacja z Greybackiem była pewna. I choć zdecydowali, że sama będzie się trzymać od niego z dala, miała wrażenie że ten i tak znajdzie sposób by...
     - Nie powinnaś bawić się tak ludźmi.
Usłyszała nagle. Spojrzała na dziewczynę stojącą naprzeciwko. Długie kasztanowe włosy, prosty nieduży nosek i duże ciemne oczy patrzące na nią teraz z wyrzutem. Chwila, ona znała tą twarz...
     - O czym ty...
     - Myślisz, że nie wiem? O tobie i Draco?
Hermiony usta delikatnie się otworzyły. Patrzyła na nią zszokowana.
     - To...zabawne. Draco kocha i ciebie i mnie.
     - K...Kocha? - Miona pomyślała szybko. - Niemożliwe... Na pewno jej tak nie powiedział. Musiała sama tak wywnioskować. I ile jej powiedział? Czy również o tym, że ze sobą sypiali, ale...
     - A teraz jesteś z kimś innym. To co się o tobie słyszy chyba mija się z prawdą.
     - Poczekaj chwilę... wyjaśnijmy coś sobie. Nie jestem z Malfoyem. I tak naprawdę to zawsze myślałam... by cię za to przeprosić. Za to co było.
Astoria drgnęła nieznacznie.
     - Przeprosić? Daruj sobie... To nic nie zmienia. Sprawiasz mu ból swoim zachowaniem.
     - Moim zachowaniem? Jestem z kimś innym. Nigdy nie byłabym z nim, ani on ze mną.
     - Więc co miało znaczyć to wszystko?
Hermiona opuściła niezauważalnie głowę szukając wyjaśnienia.
     - Nie wiem. Naprawdę. A teraz... Naprawdę go lubię. Tylko jako przyjaciela.
Astoria westchnęła.
     - Szkoda, że on tak na to nie patrzy. Co ja mogę zrobić gdy widzę, że chce ciebie, a nie mnie. I że przez ciebie cierpi.
     - Cierpi? Musiałaś coś źle zinterpretować.
     - To musi być twój problem - odpowiedziała gniewnie. - Zacznij patrzeć na innych, a nie tylko na siebie. Gdy zabierasz komuś chłopaka nie wyrzucaj go, gdy ci się znudzi. - ruszyła w stronę wyjścia. Spojrzała jeszcze zza ramienia. - I nie musisz od razu lecieć mu się poskarżyć.
❈❈❈
     Hermiona siedziała na swoim łóżku. Kiedy ostatnio się wyspała? Od czasu balu chyba ani razu. Nauka, potajemne spotkania. Ale nawet gdyby chciała nie mogła zasnąć. Coś jej nie pozwalało. Coś w jej głowie. Jeden nurtujący temat zostawał spychany przez następny. I teraz... myślała o Astorii. O tej rozmowie. Czego ona od niej chciała? Potrafiła zrozumieć wiele. Jej smutek i gorycz, pewne jest że ma powód, by jej nienawidzić. Ona sama myśląc o niej czuła współczucie i...i było jej wstyd, że przez nią siostra Greengrass znalazła się w takiej sytuacji. Mówił, że się pokłócili i wygląda na to, że przez nią. Nie widziała sposobu, aby mogła być tu pomocna. Próbując bawić się w swatkę, wszystko byłoby jeszcze gorzej. Jednakże, to chyba dobrze, że w końcu jej powiedział. Oznaczało to, że naprawdę traktuje ją poważnie.
Draco wszedł do jej pokoju. Jak to było? '' Od razu lecieć mu się poskarżyć''... Nie zamierzała się skarżyć. Na samą myśl o niej miała skurcz żołądka, i co znaczył fakt, że Draco nie może wybrać...?
Malfoy podniósł zaciekawiony otwarte listy ułożone na komodzie.
     - Jak dużo.
     - Wiem... Wiktor chyba bardzo mnie lubi. - uśmiechnęła się prawie szczerze. - Chyba jeszcze nie wie, że już nie jestem wolna.
      - Idiota, ciekawe czego się spodziewał. - powiedział odkładając je z powrotem.
     - Robiłeś dziś coś ciekawego? - spytała nalewając sobie wody.
Uśmiechnął się do niej ironicznie.
     - Nie całkiem, a ty?
Wzruszyła ramionami.
     - Ćwiczyliśmy pozycję. Z której strony każdy ma stać i w którą zmierzać. Jutro wszystko będzie dokładniej rozpisane.
Malfoy włożył dłonie do kieszeni szaty.
     - Pomyśleć, że po tym incydencje wampiry dalej tu są...
     - Nie mają większego wyboru. Gdy przyjedzie ich dyrektor, wtedy wszyscy odjadą. I wszyscy zgodnie postanowili to przemilczeć. Tak naprawdę czekają na to by usłyszeć, że zemsta za śmierć ich przyjaciela została dokonana.
Malfoy pokiwał powoli głową.
     - Czemu sami nie wezmą udziału?
Hermiona westchnęła.
     - Mówisz jakbyś nic nie wiedział o wampirach.
Uniósł jedną brew.
     - Nie wiele się nimi interesuje.
     - To było na lekcjach... Wampiry i wilkołaki to naturalni wrogowie. Tylko, że działa to na zasadzie ofiary i drapieżnika. Tu drapieżnikiem jest wilkołak. Wampiry zaatakują ludzi, ale wilkołaki są ich postrachem.
     - Aha... - Malfoy usiadł na łóżku obok niej.
Odstawiła szklankę i odwróciła się do niego.
     - Czy między tobą a Astorią wszystko w porządku?
Popatrzył na nią pytająco.
     - Czemu tak nagle o to pytasz?
     - Nie wiem, mówiłeś że się pokłóciliście, więc pytam czy już wszystko dobrze.
Popatrzył w dół i jedną dłonią poprawił opadające włosy.
     - Chyba tak.
     - Nie myślałeś, żeby je przyciąć?
Popatrzył na nią ironicznie.
     - Myślę, że jest dobrze.
Przypatrzyła mu się dokładniej przekręcając głowę.
     - Rzeczywiście, jest dobrze. Co masz na myśli chyba? Jesteś z nią nie bez powodu, prawda?
     - Kocham ją.
     - Więc powinieneś o nią dbać. Nie ma sensu komplikować niektórych spra-
Ktoś zapukał do drzwi.
     - Domyślam się kto to może być.
     - Kto?
     - Mój facet.
Wstała i rzuciła mu pelerynkę niewidkę. Harry był zbyt zajęty, by dłużej o nią dbać.
     - Cześć kochanie. - powiedział, gdy otworzyła mu drzwi. - Za dwie godziny widzimy się z resztą, tymczasem możemy gdzieś wyskoczyć. Lub zostać tutaj...
     - Chodźmy gdzieś. Mam już dość siedzenia w tym pokoju. - uśmiechnęła się do niego. Ubrała buty i chwyciła kurtkę. Wychodząc rzuciła okiem na puste łóżko...
❈❈❈❈
     Siedziała na łóżku. Jej oczy były całe zaczerwienione i nadal lały się z nich łzy. Malfoy siedział obok.
     - Na pewno jest mu teraz lepiej.
Hermiona pociągnęła nosem opierając podbródek na kolanach.
     - Wierz mi, jest mu teraz dobrze. W tym jego kocim niebie.
Obdarzyła go karcącym spojrzeniem. Ten uniósł ręce w geście kapitulacji.
     - Mówię całkowicie poważnie. Było mu dobrze z tobą i teraz również musi być mu dobrze.
     - Ile jeszcze razy usłyszę słowo ''dobrze'''?...Tak bardzo... - jej głos się załamał. - za nim tęsknie...
Objął ją ramieniem. Całe życie nie znosił tego rudego kota, ale teraz... nie tylko dlatego, że nie wypadało, ale nawet nie czuł żadnej radości, że już go nie zobaczy...
❈❈❈
     Westchnął. Sam nie wiedział po co to robi. Nie, przecież wiedział. Chciał jej sprawić przyjemność. Tak samo było z sukienką. Szedł między alejkami. Wszędzie skrzeczało ptactwo, piszczały szczury... W końcu zatrzymał się w odpowiednim dziale. Zielone, niebieskie, szare... wszystkie ślepia wpatrzone w niego. Stał przez chwilę bez ruchu, przypominając sobie, że kompletnie się na tym nie zna.
     - Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
Odwrócił się do sprzedawczyni.
     - Chciałbym kupić kota.
Ta uśmiechnęła się.
     - Rozumiem. Ma pan już jakiegoś na oku, czy może dobierzemy go pod kątem charakteru?
     - Cóż... nie będzie to mój kot. To prezent.
     - O, dla kogo?
     - Dla... mojej dziewczyny... Jej niedawno zdechł.
     - Och... Więc rozejrzyjmy się. Mamy najróżniejsze mieszance. Z rasowców dużą popularnością cieszą się persy. Proszę spojrzeć na ich gęste futro. Jeśli dziewczyna lubi ekstrawagancje postawiłabym na egipskiego, a jeśli...
     - A te? Będą jak ten duży, prawda? - Wzrok Malfoya padł na kocią mamę karmiącą trójkę swoich pociech.
     - Ah tak... Syjamy. Choć trudno w to uwierzyć są jeszcze dumniejsze niż reszta. Jednak darzą szacunkiem swojego właściciela. Oczywiście, jeśli uznają że na to zasłużył.
Podszedł bliżej. Kotka przypatrywała mu się podejrzliwie, a maluchy ruszyły w jego stronę zahaczając łapkami o pręty klatki. Stał jeszcze chwilę i odwrócił się do sprzedawczyni.
    - Wezmę jednego z nich.
❈❈❈
     McGonagall znów wyznaczyła ich do uporządkowania paru jej rzeczy. Malfoya to rozśmieszyło. Myślała pewnie, że przez ich wzajemną niechęć skupią się tylko na zadaniu i szybciej się uwiną. Jednak w zasadzie oddała im przysługę.
     - To widzimy się dzisiaj? - spytała.
Przytaknął.
     - Czyli dziś nie masz żadnych planów ze swoim... facetem, tak?
Hermiona przystanęła w połowie wykonywanego zadania.
     - Właściwie... - powiedziała cicho.
Popatrzył na nią pytająco.
     - Co?
Uśmiechnęła się niepewnie i odkładała powoli resztę szpargałów.
     - Cormac zaprosił mnie do siebie, jutro.
     - Acha...
     - I...
     - I?
     - I spytał czy zostanę na noc.- delikatnie się zarumieniła.
     - O... - Malfoy starał się nie wyrażać żadnych emocji. - To fajnie. Tylko... trochę szybko.
     - Wiem! Wiem, ale myślę... że chce, em, iść do niego.
     - Jeśli chcesz to nie widzę przeszkód. - burknął.
     - Tak... trochę się denerwuje... Tylko w dobrym tego słowa znaczeniu.
     - Na pewno wszystko będzie super... - starał się powiedzieć to pogodnie, ale pod koniec zdania dało się wyczuć jego złość.
Hermiona rzuciła na niego okiem.
     - Chodź, idziemy. - powiedział kierując się do wyjścia.
Ruszyła przed siebie, gdy przytrzymał jej drzwi.
Odłożyli wszystko przed klasą.
     - Hej Hermiona! Pamiętasz co mi obiecałaś? Może czas dotrzymać tajemnicy. - powiedział nagle Zabini. Wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni. Niektórzy widzieli jak tańczą razem na balu, ale i tak... Jednak co ich naprawdę zszokowało wydarzyło się ułamek sekundy później.
     - Och na litość boską! - powiedział rozzłoszczony Malfoy, upuścił pudło i przywalił Blaisowi prosto w nos, przez co ten upadł.
     - Co ty robisz! - krzyknęła Hermiona. Blaise siedział jeszcze chwilę na ziemi trzymając się za nos. Poza jego kolejnym stęknięciem pod klasą zapanowała cisza. Gdy przyszła McGonagall w podobnej ciszy wszyscy wchodzili do środka i powoli zaczynali szeptać między sobą o tym, co to w ogóle miało być.
❈❈❈
     - Cóż, tak czy owak dobrze, że ten Malfoy tak postąpił. Inaczej ja bym przywalił temu czarnuchowi. Co ta łajza sobie wyobraża?
Hermiona pochyliła się nad nim, by poprawić Cormacowi kołnierz szaty. Myślami była jednak gdzie indziej. Nie widziała Dracona od tego zdarzenia. Nie było go na obiedzie, teraz na kolacji i była pewna, że nie przyjdzie też do niej. Wątpiła by siedział w pokoju z Zabinim.
Postanowiła sprawdzić jedno miejsce. Było już dość późno choć nie wybiła jeszcze 22. Szła oświetlonym korytarzem i skręciła w stronę łazienek.
Siedział na podłodze pod umywalkami. Opierał ramiona na kolanach, a jego białe włosy zakrywały mu twarz. Płakał. Patrząc na niego zdała sobie sprawę, że jest to płacz z bezsilności... Myśląc o tym, że uderzył Blaisa po tym co mu powiedziała. ''Wszyscy mogą ją mieć tylko nie ja...''.Czy naprawdę mógł pomyśleć coś podobnego? Ona by mogła... Gdy tylko myślała o nim i o Astorii. Starała się to tłumic w sobie, chyba rzeczywiście przekonała samą siebie że chce ich szczęścia, ale gdzieś, gdzieś głęboko w środku... Tak chciała by była to ona. Czemu tak śpieszyło się jej do łózka z Cormaciem? Układało im się świetnie, ale stara Hermiona przytrzymałaby go jeszcze trochę. Widać chciała jak najszybciej zamknąć ten rozdział. Chciała by była już całkowicie jego i aby tylko to miało znaczenie. Czasem łapała się na myśli ''czemu nie Neville?'' Neville był bardziej jak Ron. A Cormac. Trochę jak... jak ten który teraz przez nią się męczy. O tym mówiła Astoria? Ale... to niestety musiało boleć. Ją też bolało, jednak nic nie mogą z tym zrobić. Chyba pozostało tylko czekać, aż czas pomoże to wyleczyć. Podeszła do niego i klęknęła naprzeciwko. Oparła podbródek o jego kolano. Nie patrzył na nią, a jego oczy dalej były wilgotne, jego rany już się goiły, teraz wyraźniejsze od nich były zaczerwienione ślady pod oczami. Po chwili przysunęła się bliżej i oparła głowę o jego tors. Czuła jak jego ciało się wzdryga i jak próbuje je kontrolować. Poczuła też jak gładzi ją po włosach.
 Musieli czekać, aż to co ich tak do siebie przyciąga zacznie wygasać.