niedziela, 27 sierpnia 2017

Wojna jest skończona 10.

'' - Jakich to czasów dożyliśmy, że ofiara sama do nas legnie?''






     Siedziała już  u niego od godziny. Była po jednym drinku. On już kończył drugi. Nie mieszkał sam, ale dwójka współlokatorów była na tyle uprzejmych, że poszli nocować gdzieś indziej.  Teraz puścił jakiś wolniejszy kawałek i chciał z nią zatańczyć. Wstała. Złapał ją w talii i przycisnął do siebie. Przypomniała sobie o swoim ostatnim tańcu i nagle pomyślała, że woli usiąść. Nie chciała mu jednak sprawić przykrości. Dała się poprowadzić przez jedną piosenkę. Czule gładził ją po karku.
     - Zdajesz sobie sprawę jak śliczna jesteś?
Przytuliła go mocniej do siebie.
     - Pomyśleć, że jutro o tej porze...
     - Ćśś... - przyłożył palec do jej ust. - Dlatego teraz powinniśmy o tym nie myśleć. I cieszyć się chwilą. - Uśmiechnął się. - Ok?
Pokiwała głową. Piosenka się skończyła i igła od gramofonu uniosła się w górę. Podniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Poczuła, że oddech zatrzymał się jej na wdechu. Cormac złapał ją delikatnie za podbródek i przyciągnął do siebie.
Poczuła jego usta, język, zapach jego wody do golenia... Jej dłonie powędrowały po jego klatce i przeszły na brzuch. Schowała dłonie pod jego koszulą. Jego ręcę zatrzymały się na jej udach.
McLaggen oderwał się od niej na chwilę.
     - Na pewno...? - spytał cicho łapiąc oddech.
Przytaknęła i zaczęła rozpinać mu koszulę. Pomógł jej po czym ściągnął Hermionie bluzeczkę i przeniósł brązowowłosą na łóżko. Jego ciało było fantastycznie zbudowane. Leżała teraz na plecach, a Cormac stał naprzeciwko niej. Podniósł jej nogę i oparł o swoją pierś. Jedną ręką ją przytrzymując drugą zaczął ściągać jej zakolanówkę. Patrzył przy tym prosto na nią. Po chwili ściągnął drugą. Podniosła się tylko odrobinę i rozpięła biustonosz. Miała skrzyżowane dłonie, po chwili zaczęła je rozprostowywać przez co stanik zsunął się na pościel. Popatrzyła na niego. Dosięgła spodni i rozpięła guzik. Chwycił ją i znów leżała na plecach. Złapał za jej jeansy i ułamek sekundy później była ubrana tylko w czarne figi. Chwycił za materiał i nieśpiesznie je z niej ściągnął. Leżała teraz przez nim naga, a on stał patrząc pożądająco na jej ciało. Pod jego wzrokiem jej zgięte nogi samowolnie zbliżyły się do siebie po czym oddaliły. Schylił się i ściągnął dół.
❈❈❈
     Blaise kręcił się po pokoju. Niby coś szukał, coś przestawił. W końcu nie wytrzymał.
     - To zacznę pierwszy. Co to do cholery było...?
Malfoy leżał na łóżku z kotem na brzuchu, który próbował teraz polować na jego palec.
     - Rozumiem, nie powinienem do niej gadać. Pewnie jeszcze mocno cię czymś wkurzyła. Ale poważnie, od razu się na mnie rzucać?... I potem jeszcze zniknąłeś nie wiadomo gdzie....
     - Hmmm? - zwrócił w końcu na niego uwagę.
Zabini sapnął nie mogąc uwierzyć w jego bezczelność.
     - Może jakieś ''przepraszam'' Malfoy?
     - Przepraszam...
     - No... - powiedział zbity z tropu, że tak łatwo poszło. - Tak już lepiej. Nie odwalaj już czegoś podobnego...
Draco był myślami zupełnie gdzie indziej. Jutro zapowiadał się w końcu interesujący dzień...
❈❈❈
     Leżała pod nim. Czuła go w sobie, czuła jego ruchy. Był tak delikatny, odzwyczaiła się od tego... Wiła się pod nim, a jego oddech był równie płytki co jej. Po chwili przyśpieszył, poczuła mocniejsze szarpnięcie raz, drugi...I po chwili musiał z niej wyjść.
     - Cormac... doszedłeś? - powiedziała i od razu pomyślała, że powinna ugryźć się w język. Nie było to oczywiste? Tylko że zaskoczyło ją to, zostawił ją z dużym niedosytem...
Jego twarz się zaczerwieniła. Znajdował się jeszcze nad nią dysząc.
     - Ja... możemy spróbować jeszcze raz, daj mi chwilę...
Hermiona pogładziła go po policzku.
     - Już w porządku. Spróbujemy jeszcze następnym razem.
❈❈❈
     Opuszczenie Hogwartu w środku nocy nie było rzeczą niemożliwą. W ostatnim okresie prawdopodobnie robiła to z nich wszystkich najczęściej. Ciemnym korytarzem przemieszczały się pośpiesznie dwie niewyraźne sylwetki, ich twarze pozostawały niezauważalne przez nałożone kaptury. Skręciły ze schodów w boczny hol. Kierowały się w stronę jednego z pobocznych wyjść, niekoniecznie powszechnie znanych.
     - Agh!
     - Ginny! - Hermiona złapała ją za rękach szaty zanim zdążyła upaść. Zostało im już tak niewiele do przejścia...
     - Kogo jeszcze brakuje? - usłyszały wychodząc na zewnątrz.
     - Czekamy jeszcze na Lune, Katie i Ernie...
Dziewczyny wychodząc poczuły uderzenie chłodu, było jednak jaśniej niż na opuszczonych korytarzach, wszystko za sprawą gwiazd i dużej tafli księżyca. Za nimi ponownie skrzypnęły drzwi.
     - Już jesteśmy wszyscy. Ruszajmy.
❈❈❈
     Szedł między drzewami. Ich wysokie korony zasłaniały całe niebo przez co zmuszony był podświetlać sobie drogę różdżką. Słyszał warkot, przerywane wycie i zastanawiał się jak daleko pozostało do jego celu. Kątem oka zauważył krwiste ślepia, odbijające się od światła obślinione kły i skulone sylwetki na drzewach. Widać był na miejscu. Obniżył różdżkę i szedł przed siebie. Znalazł się na nagim polu. Było ich mnóstwo. Wszystkie wgapione w niego, a jeden z nich wyróżniał się szczególnie, wielkością i w miarę wyprostowaną pozycją.
     - Ho... nie spodziewałem się tutaj ciebie. - wyszczerzył twarz w paskudnym grymasie.
     - Greyback. - skinął na niego i schował różdżkę.
     - Dalej po właściwej stronie, młody Malfoyu? Ciesze się. A gdzie reszta?
     - Nie miałem czasu ich poinformować. Dowiedziałem się o twoich planach za późno. Właśnie w tej chwili idą po was.
Greyback wyszczerzył się jeszcze mocniej.
     - Wiem. - rozłożył ręce i odparł głośniej. -Jakich to czasów dożyliśmy, że ofiara sama do nas legnie?
Odpowiedziały mu dzikie ryki.
     - Chodź ze mną. - wskazał na Dracona. -Razem doprowadzimy to do końca.
❈❈❈
     Hermiona kierowała się na część północną. Razem z Harrym i Ronem. W głowie miała całą mapę którą opracowali. Zaznaczyli, gdzie musieli się zbierać. Gdzie jest Greyback. Nie mogli się mylić. Jego samego miało odurzyć pięciu czarodziejów. Michael Corner, Terry Boot, Cormac, Neville i Ginny. Po odparciu bestii znajdujących się wokół Greybacka dołączą do nich Harry z Ronem I Hermioną i gdy będzie taka potrzeba to Potter zada Fenrirowi ostateczny cios.
Hermiona szła przed Ronem, z przodu był Harry. Tylko on niósł ledwie pomocny niewielki lampion. Wędrówka wydawała się jej dłużyć, by się uspokoić zaczęła liczyć kroki. 100, 245, 528 ...
     - Powinni już być. - powiedziała w końcu.
Harry przystanął.
     - To dziwne... - uniósł świece i rozejrzał się dookoła. I usłyszeli to. Ryk. Głośny, stadny. W głębi lasu. Pomylili się. Inna grupa spotkała ich całą zgraje.
     - Tędy! - krzyknął Potter i chciał ruszyć przed siebie.
     - Nie tak prędko. - Usłyszeli za sobą. Coś ciężkiego spadło na ziemie. - Nie ze mną chcieliście się widzieć?
Harry odwrócił się gwałtownie wyciągają różdżkę. Wtedy usłyszał nad sobą szelest. Skierował ją w tamtą stronę i krzyknął.
     - Petrificus Totalus!
Sztywne cielsko bestii runęło na ziemię. Zaklęcie wystrzelone w górę oświetliło na chwilę drzewa. Była na nich cała zgraja wilkołaków.
Greyback zarechotał.
     - Jak widzicie nie ma się po co śpieszyć. Na wszystko przyjdzie czas. Chce tylko osobiście wyróżnić kogoś kto powiedział mi gdzie szukać. - Wyszczerzył się do Hermiony. Poczuła, że się wzdryga. Walczyła z ciałem, które chciało odmówić jej posłuszeństwa.
     - Draco popatrz, to ta sama trójka co wcześniej.
Malfoy wyszedł z mroku i oparł się o  pień. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
     - T-ty! Wiedziałem! - krzyknął Harry po czym zacisnął zęby wpatrując się w niego z furią. Wyrzucał sobie wcześniej że nie rozprawił się z Malfoyem gdy był na to czas. Jak mógł być tak lekkomyślny!?
     - Draco...? - Hermiona niesłyszalnie szepnęła do siebie. Cała sztywna, czuła że nie może się poruszyć.
Fenrir odrzucił głowę do tyłu. Gulgot z jego gardła miał chyba imitować śmiech.
     - Żadna niespodzianka, prawda? To co powiesz na to? - Wyciągnął dłoń kierując ją w stronę ciemnej pustki po jego prawej. Po chwili dało się w niej dostrzec jakąś sylwetkę. I po chwili...
     - Co...? Przecież... - zaczął Ron.
     - Terry...? - teraz złość Harrego zastąpił szok.
Terry Boot uśmiechnął się pod nosem.
     - Dobrze was widzieć. Mam na myśli tutaj, w tych warunkach.
     - Co ty... Dlaczego tu jesteś?
     - Dlaczego...? - ściszył głos który, wydawać by się mogło, nasiąknął jadem węża. - Bo chcę waszej śmierci.
Trójka przyjaciół patrzyła na niego z niedowierzaniem.
     - Ja... - zaczął Harry. - Nic nie rozumiem.
Trevor parsknął.
     - Oczywiście. Pozwól, że ci wytłumaczę. To ty odpowiadasz za śmierć mojego ojca.
     - O czym ty mówisz?! - głos Harrego zaczynał nabierać ostrego tonu.
     - Nie znałem go. Matka zawsze mówiła, że nie może być z nami. A ja zawsze na niego czekałem. I wtedy dowiedziałem się... Był z Voldemorem, Śmierciożercą. Miał zobowiązania i to trzymało go z dala od domu. I wtedy, w bitwie o Hogwart... Gdy w końcu mogłem go spotkać ty... - jego wzrok skierowany w stronę Harrego przepełniony był nienawiścią. - Zabiłeś go Potter!
     - Boot mówisz mi, że nie znałeś swojego ojca i teraz chcesz być jak on?! To bezsensu! Nie jesteś taki ja-
     - Zamknij się! Jak możesz nie rozumieć?! Co gdyby to był twój ojciec? Zrozumiałem kim jestem i teraz dopilnowałem byś zapłacić za to co mi zrobiłeś.
     - To nie jest twoje przeznaczenie... - powiedziała Hermiona. - Tylko dlatego że on był Śmierciożercą, to nie definiuje ciebie. I teraz zrobiłeś ogromny błąd...
     - Ha! Nie sądzę... Nigdy nie czułem się dość wygodnie po tej ''dobre'' stronie...
     - Wystarczy... - odpowiedział spokojnie Greyback. Usłyszeli jego głos tuż za swoimi plecami. Hermione oblał zimny pot gdy poczuła jego grube łapy na swoich barkach.
     - Kolacja gotowa.
Harry skierował różdżkę w jego stronę, gdy jego wzrok zahaczył o sylwetkę Boota. W ostatnim momencie odparł jego atak. Nagle poczuł na sobie ciężar potworów spadających teraz na nich z odsłoniętymi kłami. Upadł pod wpływem ich ciężaru. Po chwili mrok odegnał jasny blask. Wszystkie wilkołaki wokół niego zaczęły płonąć. Ron próbował krzyczeć imiona przyjaciół lecz liczba bestii była przytłaczająca. Jak sam miał sobie z nimi poradzić...
Na Hermionie skupiona była tylko jedna postać. Poczuła uderzenie w klatkę piersiową. Było tak mocne, że nie mogła złapać tchu. Opadła na twardą podłogę, a kamienie wbiły jej się w ciało kalecząc je. Nad nią pochylił się Greyback. Widząc jego łapy zbliżające się do niej i ten obrzydliwy grymas zapragnęła by ją zabił. By ją torturował, tylko nie robił tego, co najwyraźniej miał zamiar. Jego twarz znalazła się na wysokości jej obojczyków, przy upadku różdżka musiała wypaść gdzieś w pobliżu. Próbowała wierzgać, ale przygniótł ją swoim cielskiem. Nagle chwycił coś obok niej i zwrócił wzrok do góry. Zamachnął się i rzucił przed siebie.
     - Ugh!... - usłyszała za sobą, gdy kamień w kogoś uderzył.
     - Co ty chcesz zrobić? - wywarczał groźnie, ślina skapnęła na jej szyję.
Rozwścieczony mocniej wbił pazury w jej skórę,przez co bezdźwięcznie jęknęła.
     - Celujesz we mnie? - rozejrzał się przelotnie. - w tego podlotka, w moją armie i teraz we mnie, ty kurwo...
Poczuła jak się napręża, szykował się do skoku. Zwierzęta wokół wyczuły zmianę w zachowaniu przywódcy i niektóre ruszyły w stronę nowego celu.
     - Avada Kedavra! - gdy tylko to usłyszała od razu całe otoczenie zagłuszył ryk. Hermiona nie tracąc ani chwili przeturlała się z całej siły na bok. Opadające ciało Greybacka przygniotło ją tylko od pasa w dół.
Podniosła się na rękach by jak najszybciej wyswobodzić się cała. Popatrzyła w stronę jej wybawcy. Malfoy stał kierując teraz swoją różdżkę w resztę bestii gdy... jedna wbiła się w jego ciało. Ten krzyknął. Wilkołak widząc przewagę wbił się jeszcze mocniej i zacisnął szczękę na jego barku zmuszając Malfoya do tego, by opadł na kolana. Hermiona popatrzyła na ziemię. Gdzie to jest... Gdzie to jest!!!... Tu! Chwyciła swoją różdżkę. W tej samej chwili bestia zwolniła uścisk. Do wilkołaków dotarło co się stało. Zwłoki Greybacka leżały rozłożone na ziemi. Niektóre zaczęły uciekać inne próbowały jeszcze ujadać bez celu rzucając się już bez zaangażowania. Ron i Harry pozbywali się ich ostatków. Hermiona wstała i znów upadła. Wstała znowu.
     - Draco! - krzyknęła zdesperowana klękając przy nim. Blondyn miał drgawki, sapał ciężko.
     - Boże... Boże! Draco! - krzyczała przytrzymując go. Wiedziała co się teraz stanie. Co może zrobić, jak się tego pozbyć? Rana była tak wielka...
Harry i Ron stali niepewni co robić i co tak naprawdę się dzieje... Czemu Malfoy jest teraz... I Hermiona... Obok w krzakach leżał trup Terrego. Był tak zdeformowany... Gdy upadł nieprzytomny, w szale walki jeden wilkołak rzucił się na niego. Coraz jaśniejsze punkty zaczęły pojawiać się wśród drzew. Reszta AD szła w ich kierunku.
     - Gdzie oni są?! - dało się słyszeć z niedaleka głos... McGonagall.


poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Wojna jest skończona 9.

     ''Chyba pozostało tylko czekać, aż czas pomoże to wyleczyć.''


     - Więc to dziś kochanie? - spytała Narcyza mijając się z synem na korytarzu.
Ten pokiwał głową.
     - Będzie na obiedzie.
Matka uśmiechnęła się do niego. - Każę przygotować coś smacznego.
Gdy minęła godzina 14 rozbrzmiała kołatka od drzwi rezydencji. Otworzył jej stary, zgarbiony skrzat i poprosił, by poszła za nim. W głównym holu czekał na nią Draco. Przywitali się ze sobą i dalej poszli już razem. Można było dostrzec, że podeszła do tego spotkania z przejęciem. W błękitnej pasteli prezentowała się nieskazitelnie. W końcu przeszli przez drzwi prowadzące do ogromnej jadalni na środku której rozciągał się masywny dębowy stół, już przygotowany. Stanęli przed nią jego rodzice.
Narcyza wyciągnęła rękę.
     - Astorio, miło cię w końcu poznać.
     - Panią również, pani Malfoy. Panie Malfoy... - przywitała się również z Lucjuszem.
     - Proszę, zasiądźmy do stołu.
 Astoria usiadła obok Malfoya, a jego rodzice naprzeciwko. Rozmowa zdawała się przebiegać pomyślnie. Wypytywali ją o rodzinę, korzenie, naukę. Standard w ich wykonaniu. Ogólnie jednak wydawali się zadowoleni z odpowiedzi i widać Astoria zdobyła ich aprobatę. Dobrze. Tak naprawdę jego główną rolą było godnie reprezentować nazwisko Malfoy. Wszystko było dobrze, aż do pewnej chwili...
     - Więc chcesz pracować w departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów...
Astoria przytaknęła.
Lucjusz splótł dłonie.
     - Wybitnie, jednak zanim osiągniesz odpowiednie stanowisko będziesz musiała zacząć od pracowania z tymi... szlamami.
Astoria popatrzyła na niego znad talerza.
     - Ja... nie widzę  w tym problemu.
     - Naprawdę? Wydajesz się bardzo wyrozumiała. Ale spokojnie, z naszą pomocą dojdziesz na szczyt o wiele szybciej.
     - Tylko że... Mi naprawdę to nie przeszkadza. Mogę pracować z mugolami cały czas.
Na twarzy Lucjusza pojawił się grymas.
     - Chcesz powiedzieć, że nie widzisz różnicy? Nie masz szacunku do własnej krwi?
Draco drgnął, wyglądał na spiętego  obserwując w ciszy w którą stronę toczy się ta rozmowa.
     - Panie Malfoy. Czuje dumę z powodu mojego rodu. Ale nie uważam już dłużej by reszta czarodziejów była gorsza czy lepsza.
Lucjusz prychnął.
     - Ach tak...
     - Czy jest coś... na co jeszcze moglibyśmy mieć odmienne poglądy? - spytała spokojnie Narcyza.
Astoria delikatnie poruszyła ustami. Zastanawiała się przez chwilę.
     - Ten departament jest tylko jedną z opcji. Myślałam również  o Wydziale Duchów.
     - Wtedy już w ogóle będziesz jak...
     - Pozwólcie, że pójdziemy z Astrorią do mnie. Skończyliśmy już jeść. - Draco wstał pośpiesznie, by nie dać ojcu dokończyć. Cokolwiek by to miało nie być lepiej skończyć tą wymianę zdań teraz.
Weszli na górę do jego pokoju.
     - Robi wrażenie.
     - Tak... - uśmiechnął się cierpko. - miałem problem z zaaklimatyzowania się w małej klitce w Hogwarcie.
Jego pokój był tak duży jak niejeden domek. Znajdowało się tam również sporych rozmiarów łoże z baldachimem, kanapa, pokaźna garderoba jak i biblioteka, ogromna ilość drogich i cennych przedmiotów od najlepszej jakości mioteł po wyszukane z najróżniejszych zakątków świata antyki. Na jednej ze ścian wisiały zdjęcia jego, jego rodziny i najróżniejszych miejsc które odwiedzili. Gdy Astroria przeszła do łazienki usiadł na kanapie. Miał ochotę westchnąć ciężko, choć może bardziej warknąć. Kto by pomyślał, że nie wszystko pójdzie dobrze...? Piękna dziewczyna z czystą krwią o dobrych rokowaniach. A i tak coś wynaleźli. W tym wypadku jeśli chodzi o... Hermione... mogło być tylko tak jak zawsze sobie to wyobrażał. Absolutnie nie ma prawa bytu. Czemu w ogóle o niej teraz myślał? Gdy wchodzili do pociągu minęli się między przedziałami. Przelotnie jej dłoń chwyciła jego. Ten gest mógł znaczyc wiele. Że będzie tęsknić, że niedługo się zobaczą, że było miło... Choć powinna mu już przejsć lub się znudzić coraz bardziej się w niej zatracał.
Astoria wychodząc z łazienki zastała go siedzącego na kanapie, opartego na kolanach. Wyglądał na przybitego.
     - Draco... Przepraszam za to, nie powinnam...
     - Przestań, nie zrobiłaś nic złego. - wstał. - To oni mają zły dzień, nie przejmuj się...
Wtuliła się do niego. I co on miał zrobić? Tylko odwzajemnić ten uścisk?
     - Astoria przepraszam... - powiedział cicho.
Popatrzyła na niego zdziwiona.
     - Ja... muszę ci coś powiedzieć. Bo... cały czas o kimś myślę.
Patrzyła na niego marszcząc brwi, po chwili wyraz jej twarzy ulegał zmianie.
     - I to nie jestem ja...?
Szybko się od niego odsunęła.
     - Mówiłeś... Mówiłeś, że nie ma innej!
     - Tak myślałem, ale teraz...
     - Myślałeś? Kłamałeś! Dlaczego?
Jego usta się zwęziły.
     - Odpowiedz mi.
     - Myślałem, że to minie...
Astoria wypuściła powietrze. Ze złości lub bezsilności do jej oczu napłynęły łzy.
     - Przepra-
     - Kim ona jest? - spytała chłodno.
     - ...
Popatrzyła na niego gniewnie oczekując odpowiedzi.
     - Granger... Hermiona.
Jej oczy się rozszerzyły. Pewnie sama rozważała teraz całą scenę z jego rodzicami. W końcu odwróciła się w stronę drzwi.
     - Poczekaj
 Złapał ją za rękę, ale mu się wyszarpnęła.
     - Dziękuję za prezent na święta, ten pierwszy odeśle ci sową.
 Drzwi się zatrzasnęły. Stał na środku pokoju próbując zebrać myśli.
     - Kurwa... - przeklął cicho.
❈❈❈
     Cała stara drużyna, zebrana znów razem. Znowu dla konkretnego celu. Znajdowali się teraz na zewnątrz Nory, zebrani przy stole piknikowym. Siedział z nimi ktoś nowy.
Dennis i jego towarzysz.
Dennis zachęcał widocznie zastraszonego przyjaciela, by opowiedział im swoją historię. Ten wziął parę wdechów i zaczął drącym głosem.
     - Byliśmy na zewnątrz Hogwartu. W lesie. Nie pierwszy raz, czasem tam chodziliśmy, bo mamy lepszy kontakt ze stworzeniami magicznymi... A-ale tym razem... Zaszliśmy zbyt daleko. Ja i Ibrahim poczuliśmy tą obrzydliwą woń. Tylko za późno... Otoczyli nas, zaczęli wychodzić zza drzew i wyć, żeby przebyło ich więcej. Warczeli i zbliżali się powoli polując na nas. Napotkałem obłąkany wzrok jednego z nich, jego krwiste ślepia i ten rzucił się na przód i... i odskoczyłem do tyłu, z sykiem walnąłem go w pysk odpierając atak. Odsłoniłem zęby, ale kątek oka widziałem coraz więcej cieni i zacząłem biec, coś złapało mnie za nogę. Wtedy usłyszałem krzyk Ibrahima. Obejrzałem się, by ujrzeć jak... jak go rozczłonkowują. Od razu po tym był przeraźliwy ryk. Wszyscy wtedy zamarli, a ja skoczyłem na drzewo i uciekałem przez siebie, ale udało mi się zobaczyć kto zwrócił uwagę tych bestii... To był Greyback. - rozmówcę przeszedł dreszcz. - I ja... ja nie mogłem już pomóc mu... Ibrahim... ja... - ukrył twarz w swoich bladych dłoniach. Dennis położył rękę na jego ramieniu próbując dodać mu otuchy. Wśród zebranych zapanowała cisza. Pierwsza postanowiła przełamać ją Hermiona.
     - Musimy o wszystkim powiadomić McGonagall.
     - Hermiona... - Zaczął Harry.
     - Chyba nie sądzisz, że zatajenie wszystkiego to dobry pomysł?! I-
     - Hermiona! Poczekaj chwilę. Zresztą nie każ mi przypominać ile strachu się przez ciebie najedliśmy.
Hermiona zacisnęła usta.
     - Dalej nie wiemy gdzie byłaś... - kontynuował zawężając podejrzliwie oczy.- Ale dowiedziałem się o wszystkim na balu. I nikt nie mógł mi powiedzieć gdzie się nagle podziałaś. Zwłaszcza, że mowa jest o Greybacku. Jak widać nie zostawia niedokończonych spraw i pewne jest, że jest tu także po ciebie.
Hermiona opuściła nieznacznie głowę trawiąc jego słowa.
     - Pójście ze wszystkim do profesor McGonagall wydaje się najbardziej logiczne. Ale... Co wtedy ona zrobi? Wszystko by ochronić Hogwart. To je wszystkie przepłoszy. I dalej nie będzie to rozwiązane. Powinniśmy pozbyć się ich raz na zawsze. Poprzez zaskoczenie, lub pułapkę.
Widać było, że zebrani rozważają jego słowa, większość zaczęła kiwać głowami.
     - McGonagall nie pozbędzie się ich wszystkich, a Greyback znowu przeżyje i może wrócić jeszcze silniejszy.
Hermiona stała w milczeniu. W końcu spytała.
     - Masz jakiś plan?
Pokręcił głową.
     - Dlatego wszyscy tu jesteśmy. Musimy wspólnie coś wymyślić. Czy zgadzacie się na taką kolei rzeczy?
Dało się słyszeć krótki okrzyk zgody.
     - Pytanie jest kiedy zamierzają zaatakować. - powiedział Cormac.
     - Było ich dużo... - powiedział Johan, twórca opowiedzianej historii. - Ale nie na tyle, by uznać ich za wojsko. Wciąż się zbierają. Pewnie ze wszystkich stron...
     - Tak jak ostatnio... - powiedział Ron. - To może trochę potrwać.
     - Ale skoro wiedzą, że zostali nakryci...
Johan pokręcił głową.
     - Zaatakowały nas kreatury, które myślą tylko poprzez instynkt. Jestem pewien, że nie doniosły o tym, że ktoś uciekł.
     - Czemu akurat teraz? Czy możliwe jest...- tu Neville zrobił przerwę. - Że Voldermort powrócił?
     - Niemożliwe. - Harry pokręcił głową.
     - Przecież zniszczyliśmy wszystkie horkruksy! - odezwał się Ron.
     - Ale... może... to on znowu ich wzywa. Może miał coś jeszcze w zanadrzu? Jak można być tego pewnym? - spytała Alicja Spinnet.
     - Jest sposób, by to sprawdzić... - zaczęła Ginny. - Malfoy ma symbol Śmierciożerców...
Harry prychnął.
     - Wątpię by nam cokolwiek o tym powiedział.
     - Na pewno nie ma z tym nic wspólnego. - powiedziała Hermiona.
     - Skąd ta pewność?
     - On już nie jest Śmierciożercą, zresztą Śmierciożerców już nie ma. I jak powiedział Harry Voldemort nie mógłby zostać na nowo wskrzeszony.
     - To żaden dowód. Nie ma stuprocentowej pewności. - powiedział Justyn w czym szybko poparł go Creevey.
Harry westchnął.
     - Wygląda na to, że święta nie będą dla nas spokojnym okresem. Od teraz musimy wziąć się intensywnie do pracy. Johan, Dennis. - Zwrócił się do nich przybierając poważny ton. - Wasz przyjaciel zostanie pomszczony.
❈❈❈
     Usłyszeli dzwonek oznaczający, że dojechali. Wszyscy zaczęli się zbierać, by wyjść z pociągu. Hermiona westchnęła. Teraz zaczynają się najważniejsze egzaminy decydujące o jej przyszłości. I priorytet stanowiła nadchodząca walka. Robiła obliczenia, uwzględnili każdą zależność. Wszystko wskazuje na to, że planują zaatakować dwa tygodnie od teraz. Akurat w czasie, gdy Hogwart będzie mniej czujny. Przyjeżdża wtedy na wizytę dyrektor szkoły z Transylwanii. Zapewne zrobią to przed jego wejściem. Skąd wiedzą kiedy dokładnie uderzyć? Ktoś z nich musi być w Hogwarcie. Ktoś z nich... Tak wielu jej przyjaciół stawia na Malfoya. Musiała starać się jeszcze bardziej i najlepiej jak mogła, by wszystko zostało zrobione tak jak powinno.
     Siedziała nad książkami w swoim pokoju. Przerabiała tematy, które już znała. Miała ponadprzeciętną wiedzę, ale tak bardzo zależało jej na najwyższej ocenie. Chciała udowodnić, że jest wyjątkowym czarodziejem, mimo bycia mugolem. Zawsze tak było,a teraz nadszedł czas, by zostało to udowodnione przez końcowe wyniki.
     Wieczorami zbierała się potajemnie z resztą Armii Dumbledore'a i ćwiczyli ich plan w Pokoju Życzeń. Dodatkowo dla przypomnienia praktykowali manewry taktyczne. Z uniesioną różdżką próbowała obezwładnić Cormaca, ten jednak postawił na walkę wręcz. Podciął jej nogę, lecz nim zdążyła się wywrócił złapał ją w ramiona i przyciągnął bliżej siebie. Prawie styknęli się nosami, on sam uniósł prawy kącik ust do góry. Wtedy zauważyła za nim przyglądającego się im Nevilla. Gdy Cormac ją puścił ściągnęła brwi zamyślona.
     - Trzeba to w końcu rozwiązać... - pomyślała.
❈❈❈
     Szli wydeptaną dróżką oprószoną śniegiem. Trzymała w dłoniach swój gorący kubek czekolady.
     - Jestem zdziwiony, że znalazłaś czas właśnie teraz. Normalnie uczysz się o tej porze.
Wzruszyła ramionami.
     - Wczoraj pracowałam intensywniej. A jak tobie idzie?
Neville delikatnie się skrzywił.
     - Cóż... zdać zdam.
     - Wiem, że tak.
     - I zawsze mogę zrobić majątek pokazując sztuczki na mugolskich uliczkach.
Zaśmiała się.
 Zatrzymała się i stanęła naprzeciwko niego. Przybliżyła się. Neville szybko odczytał znaki i pocałował ją. Upuścił swój prawie pusty kubek czekolady i przyciągnął ją bliżej do siebie.
     - Neville... - powiedziała znajdując się kilka centymetrów od jego twarzy. -Chciałabym... żebyśmy zostali przyjaciółmi.
Popatrzył na nią i powoli wypuścił ją z uścisku. Uśmiechnął się.
     - Hah... Rozumiem. Wiesz... Naprawdę cię lubię, bardzo. Jesteś mądra i śliczna. Ale rzeczywiście to chyba nie jest do końca to. Ostatnio rozmawiałem dużo z, kojarzysz ją? Hanna Abbott. I ostatnio zaprosiła mnie na randkę...
     - Serio? I jaka ona jest? - spytała Miona łapiąc go pod ramię. Jej twarz przyozdobił delikatny uśmiech.
Neville wypuścił powietrze. - Sprawia, że nie mam apetytu i dziwnie łaskocze mnie brzuch. - powiedział, gdy szli dalej w stronę Hogwartu.
❈❈❈
     - Naprawdę? - wydawał się niepewny. Ale tylko przez chwilę.
      - Tak się cieszę... - Cormac wyciągnął rękę, by pogładzić ją po policzku.
❈❈❈
     - Dalej trudno mi w to uwierzyć... - szepnęła Ginny, gdy siedziały razem na lekcji transmutacji.
     - Dlaczego?
     - Choć nie, może nie aż tak... Coś od początku przecież iskrzyło, prawda? - spytała zaczepnie. - Zbiło mnie z tropu to co ostatnio mówiłaś, no i przecież on podoba się Cho...
     - Tak...? Nie wiedziałam.
     - No cóż, on sam wybrał. Ale kto by ci odmówił, gdy składasz wyznanie... - powiedziała słodko.
     - Ostatnio nie jest takim burakiem. - dodała Lavender po jej drugiej stronie. - I, trzeba to przyznać, jest przystojny!
     - Proszę o ciszę. - powiedziała spokojnie McGonagall i dziewczyny od razu zakończyły dyskusję. Minevra popatrzyła na Hermione, po chwili przeniosła wzrok na Malfoya. Wyglądali... tak jak zawsze. Malfoy wyglądał na rozeźlonego i ani razu nie popatrzyli w swoim kierunku. To zupełnie nie zgadzało jej się z obrazem jaki pamiętała w dniu balu. Niedługo kończyła się lekcja...
     - Hermiono rozumiem, że rozmawiasz, ponieważ masz opanowany temat.
    - Przepraszam pani profesor, ja-
    - Skoro tak to proszę cię, abyś przygotowała na następną lekcję odpowiednią ilość iguan i podręczników ''Transformacji przez wieki''. Wszystko jest w moim biurze w prawym skrzydle.
     - Dobrze...
     - Żebyś uwinęła się z tym szybciej pomoże ci pan Malfoy.
Zdziwiona Herm nie dodała nic więcej. Zauważyła, że niektórzy posłali jej współczujące spojrzenia.
❈❈❈
      Hermiona schylona szukała w stercie książek o odpowiednim tytule, tymczasem Draco wyciągał iguany z klatek i pakował do dużego kartonowego pudła. Żadne z nich jeszcze się do siebie nie odezwało. To coraz bardziej irytowało Malfoya. Próbował rozmawiać z Astrorią i się z nią pogodzić, a to wszystko przez to, że powiedział jej o Hermionie. Która teraz widocznie miała go gdzieś.
     - Malfoy... - usłyszał jej głos zza otwartej półki. Zastanawiał się, czy w ogóle się odezwać.
     - Co?
Oddzielały ich otwarte drzwiczki, Hermiona przestała szukać i tylko patrzyła zamyślona na księgi.
     - Coś... się niedługo stanie.
     - O czym ty mówisz?
Chciała na niego spojrzeć. Wychyliła głowę, ale zrobiła to na tyle nieumiejętnie, że uderzyła nią o drzwiczki.
     - Augh! - złapała się za obolałe miejsce. Malfoy prychnął.
     - Powinnaś bardziej uważać.
Hermiona szybko potrząsnęła głową i wstała.
     -Nie, to co mam do powiedzenia jest naprawdę poważne. - usiadła naprzeciwko niego na czarnej komodzie. Malfoy odwrócił się, skrzyżował dłonie i oparł się o klatki. Zamilkł w wyczekiwaniu.
Chwilę mu się przyglądała po czym westchnęła.
     - Hogwart... będzie zaatakowany.
     - Co...? Przez kogo?
     - Przez wilkołaki.
     - Skąd masz takie informacje.
     - Wszystko jest potwierdzone. Wampiry widziały jak gromadzą siły. Zbierają się w Zakazanym Lesie.
Malfoy wydawał się zszokowany tą informacją. Miona kontynuowała.
     - Czy jest możliwość, że... Ktoś ich wzywa?
     - ...?
     - Tak jak za pierwszym razem...?
     - Co?... Jak może być. Nie... - Widać było, że stara się wszystko sobie ułożyć, po chwili podniósł na nią wzrok i ściągnął brwi. -Myślisz, że ja mogę coś o tym wiedzieć?
     - Szczerze mówiąc, wszyscy tak uważają.
Teraz na jego czole pojawiła się mocno widoczna czarna kreska, jego dłonie ścisnęły mocno brzeg jednej z klatek.
     - Co Granger, dalej jestem Śmierciożercą, eh?
Wstała przejęta i podeszła bliżej niego.
     - Draco, jestem po twojej stronie. Pamiętam co mówiłeś i wierzę, że nic się nie zmieniło.
     - Więc c-
     - Czy twój znak, niezależnie od ciebie, nie zacząłeś odczuwać go mocniej?
Ściągnął usta i popatrzył w bok.
     - Nie.
     - Więc może... - zaczęła rozmyślać. - działają jednak na własną rękę.
     - I co zamierzacie z tym zrobić?
     - Każdy kto może uczestniczy w naszym planie. Dopełniamy szczegóły i wiemy kiedy planują uderzyć. Wtedy wkroczymy my.
     - I jaki niby to plan?
     - Okrążymy ich. Greybacka zostawimy na koniec.
     - Greyback?
Pobudzona kiwnęła głową.
     - To on musi za tym wszystko odpowiadać. Wiedziałeś, że przeżył?
     - Nie, w ogóle o tym nie myślałem. Nawet nie wiem jak by zareagował, gdyby mnie zauważył... I kiedy to będzie?
     - Od teraz dokładnie za tydzień.
     - Będziesz w tym uczestniczyć, tak? Zdajesz sobie sprawę co on chciał ci zrobić? Nie zapomniał o tym i będzie chciał to skończyć.
     - Będzie chciał się tam pozbyć każdego.
     - Nie, to drapieżnik, a ty jesteś jego ofiarą, która go przechytrzyła. Miałem okazję z nim pracować, pamiętasz? Musi cały czas o tobie myśleć.
Wydawało się, że trochę pobladła, jednak szybko wróciła do siebie.
     - Jestem gotowa na ryzyko. - powiedziała hardo. - To nie pierwszy raz. Pamiętaj Malfoy z kim rozmawiasz, nikomu nie dam się tak łatwo pokonać.
Uśmiechnął się słysząc to.
     - Wierzę.
Też się niewyraźnie uśmiechnęła. Okazało się, że przez napięcie całej rozmowy stała opierając dłonie na jego barkach. Opuściła je i wróciła do szukania podręczników.
     - Gdyby nie ty o niczym bym nie wiedział.
     - Postaraj się nie denerwować, gdy spróbują cię o to pytać. W końcu... - powiedziała wyciągając to, co nareszcie znalazła. - nie znają cię tak jak ja.
Przemilczał to. Popatrzył na nią kątem oka.
     - Widziałem cię dziś z tym... McLaggenem.
     - Oh zauważyłeś? - powiedziała wstając z księgami. - Powiedziałam mu, że chce z nim być. Postanowiłam w końcu iść do przodu, a nie tylko, no wiesz, ciągle mącić. Naprawdę dobrze się z nim czuję i myślę, że będzie to coś poważnego. - pokazała mu skrzyżowane palce, sugerujące, że rzeczywiście ma taką nadzieję. - A jak z tobą i Astorią?
     - ...Była u mnie przed świętami poznać moich rodziców.
     - Och... - Hermiona poczuła, że jej współczuje. Ale od razu przypomniała sobie, że ją musieli traktować jak człowieka. - Widzę, że tu dopiero jest poważnie. Dobrze.
Westchnął.
     - Nie do końca. Pokłóciliśmy się.
     - O jakąś błahostkę?
     - ...Czy ja wiem.
     - Mam nadzieję, że nie potrwa to długo. Wiesz, kobiety lubią mieć rację...
Prychnął.
     - Ok, nie musisz udzielać mi porad.
Uśmiechnęła się i odwróciła się jeszcze do niego w drzwiach. - Idź ostrożnie z tym pudłem. To są żywe stworzenia...
❈❈❈
     Stanęła przed klasą eliksirów. Jego grupa miała tu teraz zajęcia. Od razu ją zobaczyła, stała oparta o parapet i coś czytała. Pochylała się bardziej nad otwartą stroną przez co kosmyk włosów opadł jej na oczy. Od razu zgarnęła go za ucho.
     Sama nie wiedziała czego się doszukuje. Lub co sama czuje. Dziewczyna była ładna, wyglądała na niewyspaną i zmęczoną, ale była naprawdę ładna. I fakt, ze czytała teraz książkę... Musiała robić to bardzo często zważywszy, że była najlepszą uczennicą w tej szkole. Wiele o niej słyszała od ostatniego roku, choć nigdy specjalnie nie miała jej na uwadze. Postanowiła stanąć obok niej. Obserwowana nie zwracała na nią uwagi, więc  tylko oparła się niedaleko.
     Chciała by sam, gdy przyjdzie, mając je obie przed sobą mógł sobie porównać. Nagle stało się coś czego zupełnie się nie spodziewała. Do dziewczyny z książką podbiegł jakiś chłopak. Jedną dłonią zakrył jej całą stronę.
     - Cormac! Czy moż- jej głos został stłumiony, gdy pochylił się i ją pocałował. Zauważyła, że inni stający nieopodal, w tym kojarzony przez nią Harry Potter, zwrócili na nich uwagę rozbawieni. Po chwili zobaczyła Dracona, który właśnie wszedł po schodach. Widząc ją, ruszył w jej kierunku.
     - Astoria, w końcu możemy porozmawiać.
Przytaknęła niepewnie. Odbiła się dłońmi od murku i odeszła trochę na bok.
     - Jeszcze raz chce powiedzieć... że przepraszam. Znaczysz dla mnie naprawdę dużo.
Jej usta drgnęły, ale gdy chciała spojrzeć mu w oczy zobaczyła, że na ułamek sekundy jego wzrok uciekł tam, gdzie była brązowowłosa dziewczyna z niejakim Cormaciem. Wtedy od razu zwrócił twarz w jej stronę i poczuła... smutek. Kobieta potrafi wyczuć, kiedy mężczyzna patrząc na nią szuka odbicia innej. Ale widząc tą scenę przed chwilą... Chyba poczuła się jeszcze gorzej. Widocznie dalej się wahał, a fakt że Hermiona Granger była z innym tylko sprawiał mu ból. Ona się nie wahała, kochała go i nie chciała by cierpiał. Ale jak bardzo tego nie pragnęła, nie mogła mu pomóc.
     - Wiem o tym. I nie jestem już zła. - Złapała go za rękę, patrzyła na ich splecione dłonie i gładziła kciukiem wierzch jego dłoni.
❈❈❈
     Tego samego dnia, wieczorem, szła za nią. Nie chciała jej śledzić, to miał być jedyny raz. Widząc, że weszła do łazienki, ruszyła za nią.
❈❈❈
     Hermiona odkryła, że Marta niewiele chce mieć z nią ostatnio wspólnego. Nigdy za nią nie przepadała, ale szczerze mówiąc nie dbała o to jaki teraz miała na to powód. Zamiast tego delektowała się tym, że mogła mieć całą łazienkę na wyłączność, kiedy tylko chciała. Albo chociaż tak było do teraz. Gdy stanęła przed lustrem, by delikatnie poprawić makijaż, ktoś za nią wszedł. Jakaś dziewczyna stanęła przy umywalce obok.
Hermiona wyciągnęła niedużą kosmetyczkę. Myślała o tym jak ten czas się dłużył... W wyczekiwaniu na to starcie miała wrażenie, że ciągnie się to wieki. Uważała się za odważną osobę. Nie czuła paniki, jednak głęboko w sobie wypełniała ją pewna nerwowość,  podświadomie wiedziała że Draco, Harry... oni mają rację, jej konfrontacja z Greybackiem była pewna. I choć zdecydowali, że sama będzie się trzymać od niego z dala, miała wrażenie że ten i tak znajdzie sposób by...
     - Nie powinnaś bawić się tak ludźmi.
Usłyszała nagle. Spojrzała na dziewczynę stojącą naprzeciwko. Długie kasztanowe włosy, prosty nieduży nosek i duże ciemne oczy patrzące na nią teraz z wyrzutem. Chwila, ona znała tą twarz...
     - O czym ty...
     - Myślisz, że nie wiem? O tobie i Draco?
Hermiony usta delikatnie się otworzyły. Patrzyła na nią zszokowana.
     - To...zabawne. Draco kocha i ciebie i mnie.
     - K...Kocha? - Miona pomyślała szybko. - Niemożliwe... Na pewno jej tak nie powiedział. Musiała sama tak wywnioskować. I ile jej powiedział? Czy również o tym, że ze sobą sypiali, ale...
     - A teraz jesteś z kimś innym. To co się o tobie słyszy chyba mija się z prawdą.
     - Poczekaj chwilę... wyjaśnijmy coś sobie. Nie jestem z Malfoyem. I tak naprawdę to zawsze myślałam... by cię za to przeprosić. Za to co było.
Astoria drgnęła nieznacznie.
     - Przeprosić? Daruj sobie... To nic nie zmienia. Sprawiasz mu ból swoim zachowaniem.
     - Moim zachowaniem? Jestem z kimś innym. Nigdy nie byłabym z nim, ani on ze mną.
     - Więc co miało znaczyć to wszystko?
Hermiona opuściła niezauważalnie głowę szukając wyjaśnienia.
     - Nie wiem. Naprawdę. A teraz... Naprawdę go lubię. Tylko jako przyjaciela.
Astoria westchnęła.
     - Szkoda, że on tak na to nie patrzy. Co ja mogę zrobić gdy widzę, że chce ciebie, a nie mnie. I że przez ciebie cierpi.
     - Cierpi? Musiałaś coś źle zinterpretować.
     - To musi być twój problem - odpowiedziała gniewnie. - Zacznij patrzeć na innych, a nie tylko na siebie. Gdy zabierasz komuś chłopaka nie wyrzucaj go, gdy ci się znudzi. - ruszyła w stronę wyjścia. Spojrzała jeszcze zza ramienia. - I nie musisz od razu lecieć mu się poskarżyć.
❈❈❈
     Hermiona siedziała na swoim łóżku. Kiedy ostatnio się wyspała? Od czasu balu chyba ani razu. Nauka, potajemne spotkania. Ale nawet gdyby chciała nie mogła zasnąć. Coś jej nie pozwalało. Coś w jej głowie. Jeden nurtujący temat zostawał spychany przez następny. I teraz... myślała o Astorii. O tej rozmowie. Czego ona od niej chciała? Potrafiła zrozumieć wiele. Jej smutek i gorycz, pewne jest że ma powód, by jej nienawidzić. Ona sama myśląc o niej czuła współczucie i...i było jej wstyd, że przez nią siostra Greengrass znalazła się w takiej sytuacji. Mówił, że się pokłócili i wygląda na to, że przez nią. Nie widziała sposobu, aby mogła być tu pomocna. Próbując bawić się w swatkę, wszystko byłoby jeszcze gorzej. Jednakże, to chyba dobrze, że w końcu jej powiedział. Oznaczało to, że naprawdę traktuje ją poważnie.
Draco wszedł do jej pokoju. Jak to było? '' Od razu lecieć mu się poskarżyć''... Nie zamierzała się skarżyć. Na samą myśl o niej miała skurcz żołądka, i co znaczył fakt, że Draco nie może wybrać...?
Malfoy podniósł zaciekawiony otwarte listy ułożone na komodzie.
     - Jak dużo.
     - Wiem... Wiktor chyba bardzo mnie lubi. - uśmiechnęła się prawie szczerze. - Chyba jeszcze nie wie, że już nie jestem wolna.
      - Idiota, ciekawe czego się spodziewał. - powiedział odkładając je z powrotem.
     - Robiłeś dziś coś ciekawego? - spytała nalewając sobie wody.
Uśmiechnął się do niej ironicznie.
     - Nie całkiem, a ty?
Wzruszyła ramionami.
     - Ćwiczyliśmy pozycję. Z której strony każdy ma stać i w którą zmierzać. Jutro wszystko będzie dokładniej rozpisane.
Malfoy włożył dłonie do kieszeni szaty.
     - Pomyśleć, że po tym incydencje wampiry dalej tu są...
     - Nie mają większego wyboru. Gdy przyjedzie ich dyrektor, wtedy wszyscy odjadą. I wszyscy zgodnie postanowili to przemilczeć. Tak naprawdę czekają na to by usłyszeć, że zemsta za śmierć ich przyjaciela została dokonana.
Malfoy pokiwał powoli głową.
     - Czemu sami nie wezmą udziału?
Hermiona westchnęła.
     - Mówisz jakbyś nic nie wiedział o wampirach.
Uniósł jedną brew.
     - Nie wiele się nimi interesuje.
     - To było na lekcjach... Wampiry i wilkołaki to naturalni wrogowie. Tylko, że działa to na zasadzie ofiary i drapieżnika. Tu drapieżnikiem jest wilkołak. Wampiry zaatakują ludzi, ale wilkołaki są ich postrachem.
     - Aha... - Malfoy usiadł na łóżku obok niej.
Odstawiła szklankę i odwróciła się do niego.
     - Czy między tobą a Astorią wszystko w porządku?
Popatrzył na nią pytająco.
     - Czemu tak nagle o to pytasz?
     - Nie wiem, mówiłeś że się pokłóciliście, więc pytam czy już wszystko dobrze.
Popatrzył w dół i jedną dłonią poprawił opadające włosy.
     - Chyba tak.
     - Nie myślałeś, żeby je przyciąć?
Popatrzył na nią ironicznie.
     - Myślę, że jest dobrze.
Przypatrzyła mu się dokładniej przekręcając głowę.
     - Rzeczywiście, jest dobrze. Co masz na myśli chyba? Jesteś z nią nie bez powodu, prawda?
     - Kocham ją.
     - Więc powinieneś o nią dbać. Nie ma sensu komplikować niektórych spra-
Ktoś zapukał do drzwi.
     - Domyślam się kto to może być.
     - Kto?
     - Mój facet.
Wstała i rzuciła mu pelerynkę niewidkę. Harry był zbyt zajęty, by dłużej o nią dbać.
     - Cześć kochanie. - powiedział, gdy otworzyła mu drzwi. - Za dwie godziny widzimy się z resztą, tymczasem możemy gdzieś wyskoczyć. Lub zostać tutaj...
     - Chodźmy gdzieś. Mam już dość siedzenia w tym pokoju. - uśmiechnęła się do niego. Ubrała buty i chwyciła kurtkę. Wychodząc rzuciła okiem na puste łóżko...
❈❈❈❈
     Siedziała na łóżku. Jej oczy były całe zaczerwienione i nadal lały się z nich łzy. Malfoy siedział obok.
     - Na pewno jest mu teraz lepiej.
Hermiona pociągnęła nosem opierając podbródek na kolanach.
     - Wierz mi, jest mu teraz dobrze. W tym jego kocim niebie.
Obdarzyła go karcącym spojrzeniem. Ten uniósł ręce w geście kapitulacji.
     - Mówię całkowicie poważnie. Było mu dobrze z tobą i teraz również musi być mu dobrze.
     - Ile jeszcze razy usłyszę słowo ''dobrze'''?...Tak bardzo... - jej głos się załamał. - za nim tęsknie...
Objął ją ramieniem. Całe życie nie znosił tego rudego kota, ale teraz... nie tylko dlatego, że nie wypadało, ale nawet nie czuł żadnej radości, że już go nie zobaczy...
❈❈❈
     Westchnął. Sam nie wiedział po co to robi. Nie, przecież wiedział. Chciał jej sprawić przyjemność. Tak samo było z sukienką. Szedł między alejkami. Wszędzie skrzeczało ptactwo, piszczały szczury... W końcu zatrzymał się w odpowiednim dziale. Zielone, niebieskie, szare... wszystkie ślepia wpatrzone w niego. Stał przez chwilę bez ruchu, przypominając sobie, że kompletnie się na tym nie zna.
     - Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
Odwrócił się do sprzedawczyni.
     - Chciałbym kupić kota.
Ta uśmiechnęła się.
     - Rozumiem. Ma pan już jakiegoś na oku, czy może dobierzemy go pod kątem charakteru?
     - Cóż... nie będzie to mój kot. To prezent.
     - O, dla kogo?
     - Dla... mojej dziewczyny... Jej niedawno zdechł.
     - Och... Więc rozejrzyjmy się. Mamy najróżniejsze mieszance. Z rasowców dużą popularnością cieszą się persy. Proszę spojrzeć na ich gęste futro. Jeśli dziewczyna lubi ekstrawagancje postawiłabym na egipskiego, a jeśli...
     - A te? Będą jak ten duży, prawda? - Wzrok Malfoya padł na kocią mamę karmiącą trójkę swoich pociech.
     - Ah tak... Syjamy. Choć trudno w to uwierzyć są jeszcze dumniejsze niż reszta. Jednak darzą szacunkiem swojego właściciela. Oczywiście, jeśli uznają że na to zasłużył.
Podszedł bliżej. Kotka przypatrywała mu się podejrzliwie, a maluchy ruszyły w jego stronę zahaczając łapkami o pręty klatki. Stał jeszcze chwilę i odwrócił się do sprzedawczyni.
    - Wezmę jednego z nich.
❈❈❈
     McGonagall znów wyznaczyła ich do uporządkowania paru jej rzeczy. Malfoya to rozśmieszyło. Myślała pewnie, że przez ich wzajemną niechęć skupią się tylko na zadaniu i szybciej się uwiną. Jednak w zasadzie oddała im przysługę.
     - To widzimy się dzisiaj? - spytała.
Przytaknął.
     - Czyli dziś nie masz żadnych planów ze swoim... facetem, tak?
Hermiona przystanęła w połowie wykonywanego zadania.
     - Właściwie... - powiedziała cicho.
Popatrzył na nią pytająco.
     - Co?
Uśmiechnęła się niepewnie i odkładała powoli resztę szpargałów.
     - Cormac zaprosił mnie do siebie, jutro.
     - Acha...
     - I...
     - I?
     - I spytał czy zostanę na noc.- delikatnie się zarumieniła.
     - O... - Malfoy starał się nie wyrażać żadnych emocji. - To fajnie. Tylko... trochę szybko.
     - Wiem! Wiem, ale myślę... że chce, em, iść do niego.
     - Jeśli chcesz to nie widzę przeszkód. - burknął.
     - Tak... trochę się denerwuje... Tylko w dobrym tego słowa znaczeniu.
     - Na pewno wszystko będzie super... - starał się powiedzieć to pogodnie, ale pod koniec zdania dało się wyczuć jego złość.
Hermiona rzuciła na niego okiem.
     - Chodź, idziemy. - powiedział kierując się do wyjścia.
Ruszyła przed siebie, gdy przytrzymał jej drzwi.
Odłożyli wszystko przed klasą.
     - Hej Hermiona! Pamiętasz co mi obiecałaś? Może czas dotrzymać tajemnicy. - powiedział nagle Zabini. Wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni. Niektórzy widzieli jak tańczą razem na balu, ale i tak... Jednak co ich naprawdę zszokowało wydarzyło się ułamek sekundy później.
     - Och na litość boską! - powiedział rozzłoszczony Malfoy, upuścił pudło i przywalił Blaisowi prosto w nos, przez co ten upadł.
     - Co ty robisz! - krzyknęła Hermiona. Blaise siedział jeszcze chwilę na ziemi trzymając się za nos. Poza jego kolejnym stęknięciem pod klasą zapanowała cisza. Gdy przyszła McGonagall w podobnej ciszy wszyscy wchodzili do środka i powoli zaczynali szeptać między sobą o tym, co to w ogóle miało być.
❈❈❈
     - Cóż, tak czy owak dobrze, że ten Malfoy tak postąpił. Inaczej ja bym przywalił temu czarnuchowi. Co ta łajza sobie wyobraża?
Hermiona pochyliła się nad nim, by poprawić Cormacowi kołnierz szaty. Myślami była jednak gdzie indziej. Nie widziała Dracona od tego zdarzenia. Nie było go na obiedzie, teraz na kolacji i była pewna, że nie przyjdzie też do niej. Wątpiła by siedział w pokoju z Zabinim.
Postanowiła sprawdzić jedno miejsce. Było już dość późno choć nie wybiła jeszcze 22. Szła oświetlonym korytarzem i skręciła w stronę łazienek.
Siedział na podłodze pod umywalkami. Opierał ramiona na kolanach, a jego białe włosy zakrywały mu twarz. Płakał. Patrząc na niego zdała sobie sprawę, że jest to płacz z bezsilności... Myśląc o tym, że uderzył Blaisa po tym co mu powiedziała. ''Wszyscy mogą ją mieć tylko nie ja...''.Czy naprawdę mógł pomyśleć coś podobnego? Ona by mogła... Gdy tylko myślała o nim i o Astorii. Starała się to tłumic w sobie, chyba rzeczywiście przekonała samą siebie że chce ich szczęścia, ale gdzieś, gdzieś głęboko w środku... Tak chciała by była to ona. Czemu tak śpieszyło się jej do łózka z Cormaciem? Układało im się świetnie, ale stara Hermiona przytrzymałaby go jeszcze trochę. Widać chciała jak najszybciej zamknąć ten rozdział. Chciała by była już całkowicie jego i aby tylko to miało znaczenie. Czasem łapała się na myśli ''czemu nie Neville?'' Neville był bardziej jak Ron. A Cormac. Trochę jak... jak ten który teraz przez nią się męczy. O tym mówiła Astoria? Ale... to niestety musiało boleć. Ją też bolało, jednak nic nie mogą z tym zrobić. Chyba pozostało tylko czekać, aż czas pomoże to wyleczyć. Podeszła do niego i klęknęła naprzeciwko. Oparła podbródek o jego kolano. Nie patrzył na nią, a jego oczy dalej były wilgotne, jego rany już się goiły, teraz wyraźniejsze od nich były zaczerwienione ślady pod oczami. Po chwili przysunęła się bliżej i oparła głowę o jego tors. Czuła jak jego ciało się wzdryga i jak próbuje je kontrolować. Poczuła też jak gładzi ją po włosach.
 Musieli czekać, aż to co ich tak do siebie przyciąga zacznie wygasać.