niedziela, 17 września 2017

Wojna jest skończona 11.

''Hermiona popatrzyła w bok zastanawiając się, jak skonstruować to pytanie.
     - Co będzie teraz z Draco Malfoyem?''






     Ktoś ją goni. Ten obrzydliwy śmiech, to jedyne co słyszy. I jeszcze bardziej odrażające cmokanie. Nie widzi nic. Biegnie przez pustkę i czuje pod stopami nierówną powierzchnie, przez co zdaje sobie sprawę, że za chwile upadnie. A wtedy będzie koniec. Biegnie dalej, choć już nie może. Zaczyna zwalniać. I nagle coś łapie ją od tyłu. Upada na ziemie. Czuje zimne łapska na wnętrzu swoich ud. Szpony przebijają jej ciało. Podchodzą w górę...
     Hermiona otwarła oczy. Szarpnęła się do góry i od razu poczuła przeszywający ból.
     - Hermiona! - zawołał zaskoczony Harry. Położył jej rękę na ramieniu i ściszył głos.
     - Uspokój się.
     Jej oddech był przyśpieszony. Rozejrzała się wokół. Była w szpitalu. Obok siedział Harry, a po drugiej stronie Ron, którego nie wybudził jej zryw, widocznie spał z opadnięta do przodu głową. Gdy na nich spojrzała obaj wyglądali na... rozbitych. Dalej mieli brudne twarze od ziemi i zakrzepłych resztek krwi, nie wiadomo czy swojej własnej. Zauważyła idącą w jej stronę pielęgniarkę, która spojrzała na nią z wyrzutem i westchnęła niezadowolona. Podeszła bliżej i złapała ją za rękę. Wbiła jej w żyły dwie igły, które ta musiała wyrwać. Rzeczywiście, na pościeli zrobiła się plama od gęstej przeźroczystej cieczy. Sala była oświetlona nikłym światłem, była zapewne noc. Pielęgniarka szybko przeszła dalej i  chwilę później usłyszała zza kotary krótkie pojękiwanie. Nie była jedynym pacjentem.
Jak tu trafiła...? Przypomniała sobie niemal natychmiast. Ostatni raz gdy go widziała był wtedy, gdy próbowała go podtrzymać. Słyszała krzyk, który musiał dobiegać z jej własnych ust. I potem... Potem nie było nic. Aż do teraz.
     - Harry. - popatrzyła na niego przejęta. Jej oczy były rozszerzone.- Gdzie jest Draco Malfoy?
Poruszył się niespokojnie.
     - Nie wiem...
     - Co...? Ale... Dlaczego nic nie pamiętam?
     - Nic?
     - Byłam przy nim i...
     - I zemdlałaś.
     - Ah...?
Zdołała sobie jeszcze przypomnieć tą jedną chwilę. Coś zaczęło jej przeszkadzać krzyczeć. Zaczęła kaszleć... krwią. Potem film się urwał. Widocznie uderzenie które otrzymała być mocniejsze, niż można by było przypuszczać. To adrenalina musiała pozostawić ją tak długo świadomą.
     - Harry... Musisz coś wiedzieć! Proszę, cokolwiek... - wymamrotała patrząc w białe prześcieradło.
     - ...Prawie od razu przyszła McGonagall i inni nauczyciele. Zajęli się resztą. Wzięli też Malfoya. Nie jest martwy.
Hermiona drgnęła.
     - Ale nie jest też tutaj. - kontynuował. - Pewnie niedawno wziął go Lucjusz.
Głowa jej pulsowała. Nie mogła zebrać myśli przez ten wiercący ból glowy.
     - Cieszę się... Że nic wam się nie stało. Jak długo byłam nieprzytomna? Co z resztą?
Harry pozostał chwile w ciszy jakby zastanawiając się, jak zacząć. W końcu westchnął.
     - Na szczęście niedługo. Spałaś ledwie jeden dzień. I... gdy Greyback obrał nas za swój cel... Inne wilkołaki zaatakowały resztę... - Harry ściągną usta. Hermiona patrzyła na niego w napięciu.
     - Kto leży tutaj ze mną...?
Harry wypuścił powietrze.
     - Prawie każdy. Według nich my też powinniśmy, ale woleliśmy zostać przy tobie.
Hermiona przybrała poważniejszy wyraz twarzy.
     - A kto nie leży?
     - ...Dean i Luna
Jej ciało zesztywniało. Zawsze trzeba liczyć się z ofiarami, ale... nigdy nie można być na to gotowym.
     - Dean... I Luna.
     - Dean został zabity, a Luna... Jest w tej samej sytuacji co Malfoy. Jej ojciec wziął ją do domu. Nie chciał jej zostawiać tutaj. I tak już nie można tego cofnąć...
Hermiona ścisnęła fałdy kołdry.
     - Tak mi przykro. Gdybym tylko...
     - Gdybyś  tylko? To absolutnie nie jest twoja wina. To ja... To wszystko zorganizowałem, czyż nie?
Popatrzyła na jego wyraz twarzy. Miał wyrzuty sumienia. Musiał brać całą odpowiedzialność na siebie... Teraz to ona musiała stać się dla niego oparciem.
     - Zrobiliśmy to co trzeba było. Razem. To był wybór każdego z nas.
Pokiwał powoli głową.
     - Z Ginny wszystko w porządku?
     - Tak z nią akurat wszystko w porządku. - w jego głosie dało się wyczuć ulgę. - Wiesz... Mogłaś... No nie wiem, powiedzieć... Eh nigdy bym nie pomyślał że coś cię łączy z Malfoyem...
Spuściła wzrok.
     - Tak, nie chciałam by nikt wiedział.
     - To trochę nie fair, nie sądzisz?
     - Nie mogłam powiedzieć. Chryste, ja sama nie wiem nic. A teraz... teraz on... - chwyciła się za włosy. Chciała płakać. Albo krzyczeć.
     - Hermiona! Nie trać zmysłów. - skarcił ją Harry łapiąc ją za nadgarstki. Cały czas blisko siebie rozmawiali niemal szeptem, by nikt nie mógł ich podsłuchać.
Herm wzięła głęboki wdech i zwilżyła wargi.
     - Jedyne co wiem, to to, że go lubię.
Harry nie wiedział jak jej na to odpowiedzieć. Skinął tylko głową.
     - Cieszę się, że już się wybudziłaś panno Granger.- usłyszała damski głos.
Odskoczyli od siebie, zaskoczeni. Ron zaczął się wybudzać.
     - Ah...? Ah Hermiona! Wszystko ok?
Popatrzyła na niego i przytaknęła.
Popatrzył za siebie podążając za wzrokiem przyjaciół. Stała przed nimi dyrektor szkoły.
❈❈❈
     Stali przy wejściu patrząc jak przechodzi przez gabinet.Usiadła za biurkiem i popatrzyła na Hermione marszcząc czoło.
     - Jak już mówiłam Hermiono twoja obecność nie jest niezbędna. Powinnaś nadal leżeć.
     - Naprawdę nic mi nie jest, profesor. Mogę normalnie chodzić. - Mówiąc to przytrzymywała się szafy.
McGonagall nie skomentowała już tego. Popatrzyła na każdego z nich z osobna. Na te harde, pełne wyczekiwania twarze.
Westchnęła.
     - Długo zastanawiałam się jak przeprowadzić z wami tę rozmowę. To co zrobiliście...
     - Trzeba było coś zrobić. Nie można było im pozwolić nawet wyjść z lasu.- wtrącił Harry.
     - Narażając siebie nawzajem?
     - Ich jedynym celem było zabicie. Ryzyko istniało odkąd w ogóle stąpali wolno. - podniósł głos.- A teraz Greyback nie żyje. To najważniejsza wiadomość. Co profesor by zrobiła? Walczyliśmy o Hogwart wspólnie, a i tak byłoby to przed nami zatajone gdyby to pani dowiedziała się pierwsza. Lepiej by znów uciekł?
Minerva czekała, aż skończy.
     - Długo zastanawiałam się jak przeprowadzić z wami tę rozmowę... I chyba niewiele mogę tu dodać. Według regulaminu za takie przewinienie powinniście zostać wyrzuceni. Ale mówimy o was, i o tobie, Harry Potterze. Nawet Dumbledore nie mógł poradzić sobie z twoim przywódczym temperamentem. - wypuściła powietrze. - Na chwilę obecną doprowadźmy wszystkich rannych do zdrowia i uspokójmy nerwy, bo to już koniec. To wszystko co miałam wam do powiedzenia.
Minerva wstała. Trójka przyjaciół zaczęła kierować się do wyjścia. Na twarzy Rona dało się zauważyć wyraz ulgi. Hermiona szła za nimi. Zawahała się. Już miała iść dalej, ale była to jedyna okazja...
     - Profesor McGonagall? Czy mogę... o coś spytać?
Minerva zbliżyła się do niej.
     - Słucham.
Hermiona popatrzyła w bok zastanawiając się, jak skonstruować to pytanie.
     - Co będzie teraz z Draco Malfoyem?
Dyrektorka przyjrzała się jej uważniej. Hermiona miała wrażenie, że zauważyła w jej wzroku skrawek współczucia.
     - Jak ty myślisz, co z nim będzie?
Miona zmusiła się, by powiedzieć to na głos.
     - Zostanie wilkołakiem.
Minerva przytaknęła.
     - Już jest. Wczoraj przyszedł jego ojciec. Jego i Luny. Lucjusz nie chciał trzymać tu swojego syna ani chwili dłużej. Powiedział, że wszelkie konsultacje medyczne będą przeprowadzane u niego w posiadłości. Ksenofilius postanowił podobnie. Patrząc na te wyjątkowe okoliczności, już raczej nie wrócą do Hogwartu. Będą mieli indywidualne nauczanie.
Hermiona skinęła nieznacznie.
     - I czy on... wszystko będzie w porządku?
     - ... Ostatni raz, gdy go widziałam, był uśpiony eliksirami. Przemiana jeszcze nie dobiegła końca. Ale. Moim zdaniem wszystko będzie w porządku.
     - Dziękuję. - Hermiona odwróciła się w stronę zamkniętych drzwi i po drodze złapała się jeszcze kantu szafki.
     - Idź się połóż moje dziecko.
Hermiona zwróciła jeszcze twarz w jej stronę.
     - Gdyby się czegoś profesor dowiedziała to...
     - Obiecuję.
❈❈❈
     Próbowała jeszcze leżeć, a raczej była do tego zmuszona. Po kilkunastu godzinach przekonała jednak personel, że jest już całkiem sprawna i woli spędzić czas, na dojście do siebie, w swoim pokoju. Jednak przesiadywała u chłopców. Ten mętlik w jej głowie? Nie ustawał. Nie chciała podejmować żadnych trudnych tematów, a oni, za co była im ogromnie wdzięczna, nie naciskali. Tylko byli razem. Ucieszyła się widząc Ginny, która wyszła niedługo po niej. Minęło trochę, nawet trudno jej powiedzieć tak naprawdę ile, i Gwardia Dumbledora, choć jeszcze zbierając siły, powróciła na lekcję. Slytherin nie wiedział co się stało, słyszeli plotki, musieli dodać dwa do dwóch, ale nikt nie miał zamiaru przedstawić im całej historii. Widziała jednak ich zasmucone twarze. Musieli wiedzieć o Malfoyu. Widziała nawet Pansy zalaną łzami. Czy słyszeli o reakcji Hermiony? To w zasadzie była ostatnia rzecz o którą by teraz dbała.
Wracała korytarzem z Nevillem.
     - Herm? Jak sobie radzisz...?
Przystanęła i spojrzała na niego. Podniosła dłoń i pogłaskała go po policzku, chwilę później jej palce dotknęły delikatnie jego prawego oka. Było ledwie otwarte, przecinała je ogromna szrama. Musiał ledwie na nie widzieć. Pokręciła lekko głową, dając do zrozumienia, że to nie do niej powinno być skierowane to pytanie. Neville przycisnął jej dłoń i uśmiechną się smutno.
     - Zrobił bym to jeszcze raz, i jeszcze raz...
     - Wiem.
Nagle zobaczyła idącą po prawej stronie Astorię. Jej ciało podświadomie się napięło.
     - Muszę iść do łazienki. - powiedziała patrząc na niego. Pokiwał głową.
Miała śliczne wyprostowane brązowe włosy i zgrabną, szczupłą figurę.
Co ona o tym wszystkim myślała? Czy była już u niego? I co musiała czuć...?
Czy możliwe jest, że nienawidziła jej teraz jeszcze bardziej? Wiedziała, że na to zasłużyła. Cały ten czas... Co ona robiła? Zachowywała się tak bezczelnie i w końcu doprowadziła go do takiego stanu. Tyle razy, gdy zostawała sama w pokoju myślała o nim. Myślała jaki z niego skończony idiota. Po co tam poszedł?! I wtedy myślała również po co mu to wszystko powiedziała. Chciała być z nim szczera? Czy to nie aby głupie mrzonki? Może go tam chciała? I... przez ułamek, gdy zobaczyła go tam w pierwszej chwili, przestała w niego wierzyć, myślała że był tam w innym celu... Czy ta dziewczyna mogła ją nienawidzić tak samo jak ona zaczynała samą siebie? Poczuła ból w klatce piersiowej. Złapała powietrze i mimowolnie zgięła się w pół. Usłyszała, że osoba przed nią zwalnia i się zatrzymuje. Musiała zwrócić na nią wcześniej uwagę. Błagała, by nie zacząć znów kaszleć krwią. Widać jednak był to tylko krótki zryw bólu. Mogła mówić. Co  Astoria powiedziała jej ostatnim razem...?
     - Przepraszam... Za wszystko. Miałaś rację. Wygląda na to, że byłam... jestem straszną idiotką... Naprawdę mi na nim zależy i nigdy nie chciałam by mu się to stało...
Patrzyła w podłogę nadal niezdolna do wyprostowania się. Po chwili usłyszała jej kroki. Odeszła. Ale chyba ją wysłuchała. Hermiona oparła się o ścianę i osunęła na podłogę. Zaczerpnęła powietrza. Siedziała tak trochę. W końcu przechodząc jakiś dzieciak się nią zainteresował.
     - Hej... um pomóc ci...?
     - Nie. Potrzebuje tylko... trochę odpocząć...
❈❈❈
     Dziś mieli iść ją odwiedzić. Minął już miesiąc. Bardzo chciała ją zobaczyć. Od pogrzebu Deana nikt nie gawędził wesoło na korytarzach, a dziś w końcu miało stać się coś pociesznego. Choć w porównaniu do Ginny można powiedzieć, że trzymała ją na dystans... Luna jest jest przyjaciółką. Było już po pierwszej pełni... Hermiona miała nadzieję, że się trzyma. I nie tylko ona...
Wracała sama z obiadu. Zamierza się cieplej ubrać i spotkać się na dworze  z resztą. Słyszała, że Cormac nie idzie... Podał jakiś powód, ale ona czuła że to przez nią.
     Niecałe dwa tygodnie temu szli sami obok Hogwartu. Cormac od początku wydawał się zły i spięty. Hermiona próbowała chociaż na chwilę skupić myśli i pomóc mu się uspokoić.
     - Cormac...
Odwrócił się do niej błyskawicznie. Trochę ją to zaskoczyło. Popatrzyła na niego. Był zły na nią.
     - Minęło trochę czasu. Wszyscy mają się dobrze, huh? Mam na myśli Potter, jego dziewczyna...
Otwarła szerzej oczy.
     - Wydawało mi się czy jesteśmy razem? Więc dbałabyś w ogóle o to czy ja wyszedłem z tego cało czy może mnie tam zagryzły...
     - Co ty mówisz, ja... Słyszałam że wszystko z tobą dobrze.
Prychnął.
     - Słyszałaś... I wystarczyło, nie musiałaś pytać mnie, prawda? -mówił z wyrzutem. Wypuścił powietrze.
     - Pierwszą rzeczą którą ja miałem w głowie było to, czy tobie nic się nie stało. Biegnę ile sił i... widzę co? Ciebie wariującą nad Malfoyem. Coś cię z nim łączyło, tak? Coś większego?
Otwarła lekko usta.
Podszedł krok bliżej i powiedział ciszej, ale dobitniej.
     - Chodzi o to, że cię nie zadowoliłem w łóżku, tak?
     - Co? Boże, nie...
Wykrzywił twarz w sztucznym uśmiechu.
     - Więc o co chodzi? Chcesz to dalej ciągnąć?
Nie odpowiedziała mu.
     - Spytałem cię o coś.
     - ... To chyba... nie ma sensu.
Stał nad nią parę sekund w ciszy.
     - Najpierw jakieś próby z Longbottomem, potem ze mną, Krum i ten biały... Niezła z ciebie dziwka.
Po chwili słyszała jego buty trzeszczące na śniegu. Została sama.
Czuła się odrętwiała. Czy chciała płakać? Dziwka, szmata, szlama... Ostatnio te słowa często przelatywały jej przez umysł. Miała wrażenie że narobiła wiele złego. Co się z nią działo...
     - Przepraszam... - powiedziała cicho, choć wiedziała, że już ją nie usłyszy...
❈❈❈
     Widząc ją nikt nie mógł powiedzieć, że coś się zmieniło. Uśmiechnięta, z tym samym rozmarzonym wzrokiem... Na widok Luny reszta przyjaciół w końcu pozwoliła sobie na trochę dobrego nastroju. Jej dom nie był duży, ale bardzo przytulny. Spędzili w nim czas aż do wieczora. Jej ojciec również wyglądał na szczęśliwego. Widząc tyle przyjaciół którzy przyszli zobaczyć jego córkę, może rozważy jej powrót do Hogwartu.
Luna również Hermione podniosła na duchu.
Gdy wracali znalazła się blisko tylko Rona i Harrego.
      - Jak się czujesz Hermiona?
     - Ok.
     - I ból?
     - Coraz rzadziej mam te dziwne ataki.
Uśmiechnęli się do niej widocznie pocieszeni. Gdy nagle niespodziewanie się kuliła potrafiła ich nieźle wystraszyć. Możliwe, że zbyt szybko postanowiła to rozchodzić i stąd te efekty.
     - I bierzesz regularnie leki?
     - Tak, tak...
     - Dobrze było widzieć Lune. - powiedział Ron.
     - Racja.- przyznał Harry.
Hermiona milczała. Potter spojrzał na nią kątem oka.
     - Ty... chciałabyś go zobaczyć prawda?
 Drgnęła. Po chwili jednak pokiwała głową.
     - Wiesz... ja też bardzo tęsknie za Jessicą.- powiedział Ron. Pomyślała, że rzeczywiście dawno musieli się nie wiedzieć. Swoją drogą poznała ją, gdy była u Weasleyów. Bardzo ładna i miła dziewczyna...
     - Także wiem co czujesz. Może powinnaś...
     - Ron to nie jest to samo... Rodzice Jessicy nie chcieliby rzucić cię na pożarcie psom.
Harry westchnął.
     - No tak... Dalej trudno mi to przyjąć do wiadomości... Spójrz na siebie i Malfoy jest...
     - Nawet mi nie mów...- powiedział Ron.- Ale robię to dla Hermiony.
Herm uśmiechnęła się kwaśno.
     - Cóż... Przynajmniej w końcu obrał dobrą drogę... - skapitulował Harry.
     - Czy ja wiem... Zrobił to dla niej, nie dlatego że... - zaczął Ron na co Hermiona przystanęła. Oni również się zatrzymali.
     - Racja... Przepraszam Miona. - skruszył się Harry. - To dlatego że Luna ma się świetnie...
     - Za wcześnie...? - spytał Ron. Miona podniosła rękę i zdzieliła go torbą.
❈❈❈
     Zostało tak niewiele... Niedługo testy, a ona nie mogła skupić się na nauce. To błędne koło doprowadzało ją do szaleństwa. Wracała z obiadu. W trakcie niego przyleciała do niej sowa. Dziś dostała symboliczne walentynki od Harrego, Rona, Nevilla... Ale podarunek od Kruma był bardzo hojny. Upominki od niego ciążyły jej teraz w torbie na prawym ramieniu, przez co książki trzymała w rękach. Też mu coś wysłała. Nie chciała znów nikomu robić żadnych nadziei, ale Wiktor powinien wiedzieć, że związki na odległość są trudne do przejścia i nigdy nie powiedziała, że chciałaby z nim pojechać...
Nagle przystanęła widząc go. Szedł sam, to dość rzadkie. Nagle zapragnęła go spytać, tak bardzo, że...
     - Zabini.
Ten odwrócił się i widząc ją stanął zaskoczony. Nagle jej odwaga zniknęła, ale postanowiła pozbierać jej strzępy.
     - Czy... Widziałeś się z Malfoyem?
Blaise uniósł brwi. Na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech.
     - Tak.
     - I jak się czuje?
Stał ze skrzyżowanymi rękami i pokręcił głowa.
     - Jeżeli tak cię to interesuje, czemu nie pójdziesz i sama go nie zapytasz?
Hermiona nie odpowiedziała już na to.
Zabini prychnął i się odwrócił. Po chwili jednak westchnął teatralnie.
     - Granger mam coś dla ciebie.
     - Hm...? - zdziwiło ją to.
     - Chodź ze mną.
Ruszyła za nim nie wiedząc czego się spodziewać. Niedaleko ich dormitorium kazał jej chwilę poczekać. Gdy wrócił po niedługim czasie trzymał coś niewielkiego w dłoniach. Podszedł bliżej.
     - Trzymaj, jest teraz twój.
Wręczył jej niedużego kociaka.
Popatrzyła na niego dając znać, że nic nie rozumie.
     - Raz Malfoy po prostu go przyniósł. Gdy chciałem mu go zwrócić, bo nie mam cierpliwości do kotów, powiedział, że mogę dać go tobie.
     - Oh... - przytuliła zwierzątko mocniej do siebie, które teraz wbiło się pazurkami w jej bluzkę.
Blaise patrzył na nią rozmyślając nad czymś. Nagle się zaśmiał.
     - A to skurwysyn... Trzymał mnie na dystans jak mógł tymczasem sam polował... Eh aż trudno uwierzyć że dałaś mu się otumanić. - powiedział wesoło. - Jeśli dalej jesteś taka ciekawska to powinnaś iść do niego osobiście.
Powiedział zadziornie zostawiając ją z kotem.
❈❈❈
      Jak to możliwe że dalej miała puls? Stała jak sparaliżowana, ale skoro już tu stoi... nie ma odwrotu. Im dłużej będzie się zastanawiać, tym będzie gorzej. Chwyciła za kołatkę i zapukała mocno, trzy razy. I...nic. Cisza. Było jej zimno, w dodatku zaczął padać deszcz ze śniegiem. Minęła minuta i zapukała jeszcze razem. Doszło do trzech, gdy już naprawdę chciała stamtąd odejść, gdy drzwi się otwarły. Spodziewała się skrzata, a ujrzała... Narcyze. Stała z zadartą głową, a jej wzrok wbijał Hermione w ziemię. Jedną ręką trzymała framugę drzwi, tak jakby Herm była niezwykle ochotna wejść do środka. Widocznie czekała na wyjaśnienia, więc Hermiona złapała powietrze.
     - Dzień dobry, ja chciała-
     - Czego tu szukasz, szlamo?
     - Chciałam się zobaczyć z Draco.
Narcyza prychnęła, jakby nie dowierzając jej bezczelności.
     - Jak w ogóle śmiesz tu przychodzi, nie sądzę by coś cię łączyło z moim synem.
     - ... I tak... Chciałabym się z nim zobaczyć.
     - Nie rozumiesz? Nie ma takiej możliwości.
Już miała zamknąć drzwi.
     - C-Chwila! - wyrwało się Hermionie, która wyciągnęła rękę do przodu. W tej chwili poczuła chłód na policzku, a zaraz potem cierpki ból. Złapała się w miejsce, gdzie jego matka ją uderzyła.
     - Nie. przychodź. tu. więcej. - wysyczała i zamknęła za sobą drzwi.
Hermiona stała jeszcze chwile. Chyba w ogóle nie myśląc. Zresztą nie było o czym. Po co tu przyszła, czy spodziewała się czegoś innego? To już nie miało znaczenia.
Odwróciła się i zaczęła odchodzić. Deszcz przybrał na sile, ale nie przeszkadzało jej, że niedługo zmoknie do suchej nitki. Po prostu szła, miała przed sobą długą drogę z powrotem do szkoły...
❈❈❈
      Przed salą podniosła na chwilę głowę znad książki. Zobaczyła jak Slytherin się jej przygląda. Świetnie... Ciekawe co sobie o niej myśleli. Choć nie, naprawdę nie chciała wiedzieć... Co prawda nikt nic oficjalnie nie wiedział, ale plotki o jej romansie z numerem jeden wśród Ślizgonów nie należały do wymarłych. Zobaczyła Blaisa, jak patrzy na nią pytająco. Miała nadzieję, że nie przyjdzie mu do głowy o cokolwiek ją pytać. W ogóle nie zamierzała mieć z nim żadnego kontaktu. O... I jeszcze oni. Właśnie przeszedł koło niej Cormac z Cho. Już słyszała, że ze sobą chodzą. Zawieszając na Cho ramię popatrzył na Granger lekceważąco. Nie poczuła się z tym wygodnie, ale miała nadzieję, że tym razem znalazł kogoś właściwego.
     - Widziałaś? Chciał, żebyś była zazdrosna. - skomentowała to Ginny, gdy już znalazły się w klasie.
Po dwóch tygodniach od... jej nieudanej próby dostała na obiedzie list.
     - Od kogo to? - spytał Neville.
Hermiona spojrzała na kopertę i... zamarła. Aż zaczęły się jej trząść ręce przez co Neville się zaniepokoi.
      - Hermiona...? Co się stało?
     - Co... A- Ah nic, nic. Dostałam list od mamy. Będę już szła.
Wstała od stołu. Na kopercie widniał adres rezydencji Malfoyów.
Gdy znalazła się w swoim pokoju otworzyła go.
Dostała bardzo lakoniczne zaproszenie na jutro, a podpisał je sam Draco Malfoy.
❈❈❈
     Nie idę. To pierwsze co przyszło jej na myśl. Sama myśl o tym miejscu powodowała u niej skurcz żołądka, a po ostatnim wydarzeniu był to niemal lęk. A jednak znów znalazła się przed tą samą kołatką. Hah... niektórzy uważali ją za odważną. Nadszedł czas by poddać to próbie...
Tym razem, jakby się można było spodziewać, otworzył jej jeden ze skrzatów domowych. Poprosił, by za nim poszła. Przeszli przez jadalnie. Odetchnęła z głęboką ulgą. Ostatnie na co miała ochotę to jakże rodzinną kolację. Poszli do góry, skręcili w holu i zatrzymali się przed drzwiami.
-To pokój młodego panicza Malfoya.- powiedział skrzat i zostawił ją samą.
Westchnęła. Zapukała i chwyciła za klamkę.


1 komentarz:

  1. Piękny rozdział
    Zaskoczyła mnie Narcyza tym uderzeniem
    Czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń